Do polskich szkół od września ma trafić około 80 tys. ukraińskich dzieci. Od pierwszych chwil od wybuchu wojny w Ukrainie los najmłodszych stał pod największym znakiem zapytania, ale ostatecznie niewiele zrobiono, by ukraińskie dzieci poczuły się w szkołach dobrze.
Zaraz po wybuchu wojny, władze zdecydowały, że uczniowie ukraińscy mogą dołączać do już istniejących klas. Rozszerzono limity liczby uczniów, którzy mogli uczyć się razem, aby pomieścić dodatkowe osoby. I to w zasadzie tyle. Kazano jeszcze dzieciom przystępować do egzaminów kończących szkołę, które były przeprowadzone – a jakże w języku polskim. Potem pojawiły się zajęcia integracyjne, dodatkowe lekcje języka polskiego, ale najczęściej była to praca wykonywana przez organizacje pozarządowe.
Długo nie było także wiadomo, czy uczniowie ukraińscy podlegają w ogóle obowiązkowi szkolnemu w Polsce. Do tej pory tego nie wiadomo, więc władze, aby zmusić dzieci do chodzenia do polskiej szkoły zagroziły im utratą świadczenia 800+. Okazuje się, że jest to dużym motywatorem. Dla 67 proc. badanych utrata świadczeń w momencie, gdy ich dziecko nie będzie uczyło się w polskiej szkole, jest istotnym argumentem za korzystaniem z polskiego systemu edukacji, a nie nauki zdalnej w ukraińskiej szkole - wynika z badania grupy Progres.
I tak, po raz drugi polska szkoła stoi przed tym samym problemem – znacznej liczby cudzoziemskich uczniów, którzy pojawią się w klasach, bez realnego wsparcia. Rząd, po raz kolejny zwiększył liczebność klas i ułatwił zatrudnianie asystentów międzykulturowych w szkole, ale nie dał na to pieniędzy. W efekcie, jak pisaliśmy miesiąc temu – szuka ich zaledwie jedna szkoła w Polsce. Jednocześnie - po pierwszym szoku wywołanym wybuchem wojny - spada liczba oddziałów przygotowawczych. W roku szkolnym 2021/2022 było ich 1581 i uczyło się w nich 25,7 tys. uczniów, a obecnie jest to zaledwie 4,1 tys. w 316 oddziałach.
Ważne
W województwach zachodniopomorskim i świętokrzyskim żaden uczeń uchodźca z Ukrainy nie uczęszcza do oddziału
przygotowawczego.
Ważne
W co 4. klasie w Polsce uczniowie i uczennice uczą się z przynajmniej jedną osobą z Ukrainy z doświadczeniem uchodźczym.
A dzieci ukraińskich i, szerzej - cudzoziemskich, jest już w polskich szkołach bardzo dużo. Jak wynika z danych Centrum Edukacji Obywatelskiej stanowią one 7 proc. wszystkich uczniów w Polsce. Najwięcej jest dzieci pochodzących z Ukrainy - w sumie 290 tys., czyli 5,5 proc. wszystkich dzieci. Kolejną grupę stanowią Białorusini, Rosjanie, Wietnamczycy, Hindusi, Gruzini i Mołdawianie.
Ważne
W Polsce jest 21 tys. szkół, a w 12 tys., czyli w ponad połowie, z nich szkół uczą się uczniowie uchodźcy z Ukrainy.
80 tysięcy a może więcej?
Centrum Edukacji Obywatelskiej analizuje, że dzieci, które we wrześniu trafią do polskich szkół może być znacznie więcej niż podawana w przestrzeni medialnej liczba 80 tysięcy.
W bazie PESEL jest zarejestrowanych 298 tys. dzieci. Na 155 tys. z nich pobierano świadczenie 800+, a 134 tys. chodzi do polskich szkół. Nie wiemy ile spośród 143 tys. dzieci uchodźców z Ukrainy zarejestrowanych w bazie PESEL UKR, ale
niepobierających 800+, nadal przebywa w Polsce i powinno znajdować się pod opieką państwa polskiego oraz ile spośród przynajmniej 21 tys. dzieci, na które pobierane jest 800+, a które nie są zapisane do polskiej szkoły jest w Polsce i jaka jest ich sytuacja edukacyjna.
Ministerstwo Edukacji i Nauki Ukrainy podaje, że w systemie ukraińskiej edukacji zdalnej uczy się 58 tys. dzieci przebywających na terenie Polski. Nie wiemy, ile spośród nich uczy się jednocześnie w polskiej szkole.
24 proc. Ukraińców pracujących i mieszkających w Polsce razem z dziećmi w wieku objętym obowiązkiem szkolnym (7-17 lat) deklaruje, że nie wysyła ich do Polskiej szkoły, wynika z badania przeprowadzonego przez Grupę Progres. Większość – 76 proc. – przyznaje, że korzysta z polskiego systemu edukacji, ale co trzeci rodzic (33 proc.) rozważa jedynie naukę zdalną w placówce w Ukrainie. Zresztą wielu już tak robi, 34 proc. rodziców przyznaje, że ich dzieci uczą się równolegle – uczęszczają do polskiej szkoły, a jednocześnie na zajęcia online prowadzone przez ukraińskie placówki.
Wyzwanie dla szkoły
W każdym roczniku szkoły podstawowej uczy się 12 - 14 tys. uczniów uchodźców z Ukrainy, ale największym wyzwaniem są uczniowie, w szkołach ponadpodstawowych, których jest najwięcej. Obecnie w klasach I i II szkół ponadpodstawowych jest znacznie więcej uczniów uchodźców z Ukrainy, niż w pozostałych klasach. W porównaniu z kwietniem 2022 r. najwięcej uczniów przybyło w technikach, a w drugiej kolejności w branżowych szkołach I stopnia. W liceach ogólnokształcących liczba uczniów utrzymuje się na stałym poziomie.
Dlatego coraz więcej środowisk upomina się o wzmocnienie roli asystentów międzykulturowych w szkołach. - Dla oszacowania potrzeb w zakresie zatrudnienia asystentek i asystentów, niezwykle ważna jest diagnoza potrzeb szkoły jako placówki wielokulturowej – identyfikacja ile dzieci z doświadczeniem migracji potrzebuje wsparcia, w jakim języku dziecko się komunikuje, jaki jest poziom języka polskiego, jaki stan wiedzy i umiejętności, jakie ma potrzeby psychospołeczne, integracyjne itd. Organizacje pozarządowe wypracowują narzędzia wspierające w takiej diagnozie - mówi Anna Górska, współkoordynatorka Koalicji na rzecz wzmacniania roli asystentek i asystentów międzykulturowych oraz romskich
- Cieszy nas bardzo kierunek zapisu wprowadzającego explicite stanowisko asystenta międzykulturowego – wskazuje na rolę asystentek w kontaktach ze środowiskiem szkolnym, w tym współdziałanie z rodzicami i szkołą. Koalicja na rzecz wzmacniania roli asystentek i asystentów międzykulturowych oraz romskich od lat podkreśla, że asystentka międzykulturowa czy asystent międzykulturowy wykonuje pracę na rzecz całej społeczności szkolnej, nie tylko uczennic i uczniów z doświadczeniem migracji. Jest to tym ważniejsze, że szkoły w Polsce stały się w ostatnich latach jeszcze bardziej wielokulturowe - dodaje Górska.
Jak to działa w praktyce?
- Przyjechaliśmy do Polski w pierwszych dniach marca - opowiada Iryna. Wraz z trójką dzieci w wieku szkolnym trafiła do małego miasta na Mazurach. Osoby, które udzieliły jej schronienia, od razu zapisały dzieci do polskiej szkoły. - Przejęli inicjatywę i jestem z tego bardzo zadowolona - mówi. Wszystkie jej dzieci chodziły wówczas do szkoły podstawowej, w której zostały ciepło przyjęte. - Teraz myślę, że może to był efekt szoku, że ta wojna się zaczęła, a może to po prostu zasługa małego miasteczka - opowiada. Dzieci szybko zaczęły uczyć się języka polskiego i dobrze odnajdywały się w nowej rzeczywistości. - Synowie po dwóch tygodniach chodzili już do zwykłej klasy, a córka potrzebowała trochę więcej czasu w klasie integracyjnej. Szkoła ją zapewniła, ale w miarę upływu czasu, kiedy coraz więcej dzieci przybywało w tamte rejony, coraz trudniej było o miejsce w niej - opowiada i zauważa, że dzieci, które miały szansę do niej chodzić były zdecydowanie lepiej zintegrowane z pozostałymi i lepiej sobie radziły.
Problemy zaczęły się, gdy Iryna przeprowadziła się do Wrocławia. Najstarszy syn poszedł wtedy do szkoły średniej.
- Po raz pierwszy spotkaliśmy się wtedy z uprzedzeniami wobec Ukraińców - opowiada. - Młodszy syn doświadczył bullyingu. Jako Ukrainiec, inny, był po prostu pierwszy w kolejce do dręczenia. Podjęliśmy decyzję, że opuści szkołę na pół roku - opowiada. - Próbowałam się porozumieć ze szkołą, rozmawiałam z wychowawcą, ale co może zrobić wychowawca, jeśli ma dziecko z trudnej rodziny, która nie chce z nim współpracować i które musi jakoś tę agresję wyładować? - pyta retorycznie. - Sama jestem nauczycielką i wiem, jak to wygląda. Dużo też zależy od klasy. W tym przypadku jeden chłopiec zaczynał dręczyć mojego syna, a reszta po jakimś czasie się do niego przyłączała. Ja nawet nie widzę sposobu, by szkoła mogła jakoś ten problem dobrze rozwiązać - mówi.
Chłopiec nie chodził do szkoły przez pół roku, ponieważ nie było możliwości zmiany oddziału. Od kolejnego roku szkolnego poszedł do nowej, mniejszej placówki i tam został dobrze przyjęty.
Rodzice z Ukrainy mają też podzielone zdania na temat naszego systemu edukacji. 41 proc. uważa, że polskie szkoły są dobrze dostosowane do potrzeb ich dzieci, 23 proc. jest przeciwnego zdania, a 36 proc. nie ma wyrobionej opinii. W grupie niezadowolonych są najczęściej rodzicie dzieci uczęszczających do szkół podstawowych (28 proc. twierdzi, że polski system edukacji nie jest dostosowany do nauki młodych osób z Ukrainy), 59 proc. jest zadowolonych z poziomu i programu kształcenia, a 13 proc. nie ma zdania.
W przypadku rodziców przedszkolaków 20 proc. z nich mówi o nieprzystosowaniu placówek w Polsce, 48 proc. twierdzi, że są one dobrze przygotowane na przyjęcie uczniów ze Wschodu, a aż 32 proc. odpowiada, że nie wie, jak jest. Najlepszą opinię o polskim systemie edukacji mają rodzice młodzieży ze szkół średnich – 71 proc. z nich uważa, że ich dzieci są dobrze kształcone w krajowych placówkach.
Opowiadam historię Iryny i jej dzieci Marinie. Widzi sporo podobieństw, choć jej syn miał trochę mniej szczęścia. - Też trafiliśmy na początku do małej miejscowości pod Warszawą. Przez pewien czas jej syn uczył się zdalnie w szkole w Ukrainie, ale nadszedł czas, że Marina musiała wrócić do pracy. Przeprowadzili się wówczas do Warszawy i zaczęli samodzielne życie. Syn zmieniał szkołę trzy razy. Za pierwszym razem był dręczony przez kolegów z klasy - tak samo jak syn Iryny. Za drugim - trafił na nauczyciela, który nieustannie poprawiał jego polski. - Po tym pierwszym doświadczeniu, kiedy walczyłam o syna, ale wychowawca sam sugerował zmianę szkoły, za drugim pro prostu zabrałam stamtąd dziecko - mówi. Za każdym razem zmiana szkoły wiązała się z dezorganizacją życia rodzinnego i nieustannym kombinowaniem. Ostatecznie Marina wróciła do miejscowości pod Warszawą. - Tu poznałam już sąsiadów, mam też kontakt z rodziną, która gościła nas na początku - mamy kogoś, kto nam może pomóc. I też uważam, że w małych miastach jest dla Ukraińców lepiej - ludzie są bardziej przyjaźni - mówi.
Inaczej uważa Olena, która obecnie mieszka we Wrocławiu, ale mieszkała też w małym mieście. - Tu jest nas tyle, że ludzie się już przyzwyczaili - śmieje się. Córka trafiła do małej podstawówki z oddziałem integracyjnym. Na lekcje języka polskiego chodziły razem, więc obie szybko polubiły Polskę. Ale jej córka, mimo, że została ciepło przyjęta od samego początku, teraz zaczyna mieć problemy. - Córka dorasta, jest już w szkole średniej i zaczynam się trochę niepokoić - głos Oleny cichnie. Chodzi o niewybredne żarty z podtekstem seksualnym. - Wie pani, czytam te wszystkie wypowiedzi w internecie, słyszę co młodzi chłopcy mówią na ulicy czy w tramwaju, po prostu się o nią boję - mówi. - We Wrocławiu jest nas dużo, trzymamy się razem, ale dziwi się pani? Im dłużej tu jesteśmy, tym więcej ludzi pozwala sobie na przykre słowa. Współczucie się skończyło - dodaje. Sama, jak mówi, nie doświadcza niechęci bezpośrednio, ale "wie co się mówi o Ukrainkach". - Ja sobie poradzę, mam nadzieję, że moja córka też - mówi.
Asystenci międzykulturowi potrzebni od zaraz
- Dla skutecznego wdrażania instrumentu polityki edukacyjnej, jakim jest stanowisko asystenta międzykulturowego w szkole, istotne też jest monitorowanie zatrudniania asystentów międzykulturowych w szkołach – zbieranie rzetelnych danych o liczbie osób zatrudnionych na tych stanowiskach i miejscu ich zatrudnienia, publiczne udostępnianie tych danych oraz ich systematyczne aktualizowanie. To pozwoli na orientację zarówno rodzicom i opiekunom prawnym z doświadczeniem migracji, w których placówkach ich dzieci mają szansę na wsparcie ze strony asystenta międzykulturowego, jest też ważne dla projektowania działań przez instytucje edukacyjne, organy prowadzące oraz organizacje pozarządowe - mówi Anna Górska.
- Zachęcamy też zarówno MEN jak i samorządy do współpracy z doświadczenie asystentkami międzykulturowymi oraz organizacjami pozarządowymi, które mają wiedzę, doświadczenie i ekspertyzę w zakresie asystentury międzykulturowej: diagnozie potrzeb i wyzwań szkół oraz środowiska AM, wdrażaniu AM do pracy w szkole, dobrych praktykach we współpracy szkoły z AM, oferty szkoleń i kursów wzmacniających kompetencje AM, oferty wsparcia dla AM np. w formie superwizji lub innych wydarzeń. Kilkadziesiąt takich podmiotów działa w Koalicji na rzecz wzmocnienia roli asystentek i asystentów międzykulturowych i romskich - dodaje Górska
A asystencję międzynarodową trzeba rozwijać i zapewnić asystentom ścieżki rozwoju, w tym kursy i studia podyplomowe przygotowujące do pełnienia tej funkcji/lub doskonalenie zawodowego. - Ponieważ stanowisko asystenta międzykulturowego zostało uznane podobnie jak dotąd pomoc nauczyciela za stanowisko pomocnicze i obsługi, nie obejmują go systemowe formy rozwoju zawodowego np. w ośrodkach doskonalenia nauczycieli. Zachęcamy MEN do rozważenia poszerzenia oferty ODNów o grupę AM. Potrzebne jest też określenie pewnych standardów kompetencyjnych dla osób rozpoczynających pracę jako AM i minimalnych standardów przygotowania – jako Koalicja na rzez wzmacniania roli asystentek i asystentów międzykulturowych oraz romskich na podstawie doświadczeń określiłyśmy profil kompetencyjny dla AM w projekcie opisu zawodu asystentka międzykulturowa/ asystent międzykulturowy na potrzeby Klasyfikacji Zawodów i Specjalności przekazanym MEN i MRPiPS w maju bieżącego roku. Rekomendujemy też wykorzystanie bezpłatnego kursu online na platformie Szkoła Różnorodności stworzonej przez Polskie Forum Migracyjne jako podstawowego kursu przygotowującego do pracy na stanowisku asystenta międzykulturowego w szkole. Kurs obejmuje moduły tematyczne zidentyfikowane przez Koalicję jako kluczowe dla pracy AM i zajmuje ok. 16-20 godzin - podsumowuje Górska.