Prawnicy ostrzegają nauczycieli, że naruszanie zasad zadawania prac domowych może się otrzeć nawet o dyscyplinarkę.
Zgodnie z rozporządzeniem minister edukacji Barbary Nowackiej uczniowie szkół podstawowych nie mogą mieć już zadawanych obowiązkowych prac domowych (wyjątkiem są ćwiczenia w rodzaju rysowania szlaczków w klasach I–III). Zostają one dla chętnych i nie będą na ocenę. Nauczyciele, którzy nie podporządkują się nowym regulacjom, mogą nawet trafić przed komisję dyscyplinarną za naruszenie praw ucznia.
– Nie mogą już powiedzieć uczniom, kiedy zadzwoni dzwonek, że te ćwiczenia, które wykonywali na lekcji, mają dokończyć w domu – mówi Krzysztof Baszczyński ze Związku Nauczycielstwa Polskiego. – A wystarczyło rozpocząć dyskusję i wysłać z resortu do szkół wytyczne, aby przy zadawaniu prac domowych zachować rozsądek i umiar. Niestety zmiany w prawie sprawiły, że środowisko mocno się podzieliło – dodaje.
Co ciekawe, analiza przepisów może prowadzić do wniosku, że zakaz, owszem, obowiązuje, ale tylko w szkołach publicznych. – Mieliśmy wątpliwości, czy prywatne szkoły podstawowe też są nim objęte, ale wydaje się, że nie – mówi Jacek Rudnik, członek zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO). Potwierdzają to niektórzy prawnicy.
– Artykuł 14 ust. 3 pkt 3 prawa oświatowego odnosi się do niepublicznych szkół w zakresie klasyfikowania i promowania oraz zasad przeprowadzania egzaminów, które obowiązują w szkołach publicznych – wyjaśnia Łukasz Łuczak, adwokat i ekspert ds. edukacji. – Ustawodawca nie wskazuje, że w szkołach niepublicznych zastosowanie mają zasady oceniania uczniów w publicznych szkołach. Nie ma więc też do tych placówek zastosowania ograniczenie związane z zadawaniem prac domowych – podkreśla mecenas. Jak dodaje, taka regulacja może pogłębić różnice w poziomie nauczania między placówkami publicznymi i niepublicznymi, na korzyść tych ostatnich.
O wylaniu dziecka z kąpielą mówi Izabela Leśniewska, prezes OSKKO. – Nauczyciel nie może dać do domu kilku przykładów na pamięciowe dodawanie i odejmowanie. Nie może zadać kilku zdań w celu utrwalenia ortografii – komentuje. – Zapomniano o indywidualizacji w oświacie, a część uczniów lepiej się uczy w domu. Rozgoryczeni są też rodzice, bo nikt ich nie zapytał o zdanie – stwierdza. I apeluje do dyrektorów i nauczycieli, by zbierali przykłady negatywnych konsekwencji zmian i przesyłali je do resortu. – Jestem przekonana, że te ostatnie trzy miesiące nauki w tym roku szkolnym pokażą, że to poszło w złym kierunku. Mam nadzieję, że nasze argumenty przekonają resort do modyfikacji reguł – mówi Leśniewska.
1 kwietnia weszła w życie nowelizacja rozporządzenia ministra edukacji w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy w szkołach publicznych (Dz.U. z 2024 r. poz. 438). Katarzyna Lubnauer, wiceminister edukacji, jeszcze 21 marca w RMF deklarowała, że zmiany wejdą w życie dopiero po 21 dniach od ogłoszenia w Dzienniku Ustaw. Tak się jednak nie stało.
– Dla mnie to tylko realizacja obietnicy złożonej w kampanii wyborczej. Oświata zmaga się z dużo większymi problemami. O ile zrealizowana obietnica podwyżek dla nauczycieli została z pewnymi zastrzeżeniami dobrze przyjęta, o tyle w przypadku zakazu prac domowych pojawiło się wiele wątpliwości – mówi Jacek Rudnik, wicedyrektor w Szkole Podstawowej nr 11 im. Henryka Sienkiewicza w Puławach, członek zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO).
Nowe ograniczenia prowadzą do niemal całkowitej likwidacji prac domowych w szkołach podstawowych. – Nauczyciele mają swoje przyzwyczajenia i spodziewam się skarg od części rodziców na tych, którzy nie chcą z prac zrezygnować – mówi dyrektor Rudnik. – A trudno karać nauczycieli za chęć uczenia po swojemu – stwierdza.
Ale prawnicy przestrzegają przed ignorowaniem nowych przepisów. – Wyobrażam sobie takie sytuacje, że rodzice powołują się na naruszenie prawa i dobra dziecka i doprowadzą nawet do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego wobec nauczyciela, który nie stosuje się do nowych regulacji – mówi Robert Kamionowski, ekspert ds. prawa oświatowego, radca prawny, partner w kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office. – Przypuszczam, że pojawią się skargi do wychowawców, dyrektorów i kuratorów na nauczycieli, którzy będą w różny sposób próbowali obchodzić te przepisy – dodaje. Tym bardziej że przepisy nie definiują, czym jest praca domowa.
– Nauczyciele mają swoje sposoby, np. ja będę zlecać projekty, które też pozwalają sprawdzić wiedzę i umiejętności oraz wystawić oceny – zapowiada jedna z nauczycielek z warszawskiej podstawówki.
Rodzice, którzy będą twardo bronić dzieci przed pracą w domu, mogą liczyć na zrozumienie nadzoru pedagogicznego, przynajmniej na Mazowszu. Nowa kurator oświaty Wioletta Krzyżanowska jeszcze jako dyrektor jednej z podstawówek była prekursorem odejścia od zadań domowych. Jej inicjatywie sprzeciwiała się wtedy część rodziców i nauczycieli. – Mam wielu znajomych dyrektorów, którzy potwierdzali mi, że próby likwidacji prac domowych spotykały się ze sprzeciwem: samych nauczycieli, ale też opiekunów. Rodzicom, którzy uważają, że sukces w życiu osiąga się wysiłkiem, taka zmiana raczej nie przypadnie do gustu – mówi Izabela Leśniewska, prezeska OSKKO.
– Jeszcze zrozumiałabym, gdyby uczniowie po lekcjach wyszli na świeże powietrze i nawiązywali relacje rówieśnicze. Obawiam się jednak, że wolny czas poświęcą na dodatkowe interakcje z komputerem lub telefonem – dodaje. ©℗