"W polityce jest pokusa sięgania po szybkie rozwiązania bardzo skomplikowanych problemów. Tylko że często rozwiązując jeden problem, tworzymy inne". Wywiad z dr Iga Kazimierczyk, prezeską fundacji Przestrzeń dla Edukacji, badaczką oświaty, autorką książki „Oblicza nudy szkolnej”.
W kampanii wyborczej czy umowie koalicyjnej była mowa o tym, że w proces reformowania edukacji zostaną włączone organizacje trzeciego sektora, nauczyciele, uczniowie, czyli krótko mówiąc osoby, których zmiany dotyczą. Póki co, inaczej niż na przykład w resorcie sprawiedliwości, nikt ze strony społecznej nie wszedł nawet w struktury ministerstwa, a o ważnych zmianach dowiedzieliśmy się z wypowiedzi medialnych.
Ten przykład pokazuje, jak ważne są konsultacje. Przez cały weekend zastanawialiśmy się w środowisku, co ministra ma na myśli. Czy będzie można zadawać słówka do powtórzenia na języku angielskim, czy nie? Czy będzie można dać proste ćwiczenia z matematyki? Takich wątpliwości nikt z nas nie powinien mieć. Oczywiście prace domowe to jest duży i ważny temat, uczniowie rzeczywiście są przepracowani. Ale nie można się mierzyć z tym niejako od końca, na razie dyskutujemy o zapowiedzi rozporządzenia, którego nikt nie widział, zamiast zbadać, dlaczego są przepracowani. To też budzi wiele skrajnych emocji. Pojawia się bardzo dużo obaw, a to są emocje, których szkoła nie potrzebuje.
Po poprzednim ministrze potrzebujemy stabilności, zaufania i konkretów. MEN powinno zacząć od konsultacji samych założeń rozporządzenia. Na tej podstawie powinien powstać dokument, a dopiero potem powinniśmy go komentować w mediach. Teraz dyskusja i działania wokół zmiany prawa poszły w odwrotnym kierunku. Nie chcemy o nich dyskutować przez media. Nauczyciele i uczniowie chcą te zmiany konsultować już na wstępnym etapie. Ocena rozporządzenia to nie są konsultacje, na które środowisko szkolne czeka.
Rozumiem, że w polityce jest pokusa sięgania po szybkie rozwiązania bardzo skomplikowanych problemów. Tylko że często rozwiązując jeden problem, tworzymy inne. Przez lata mówiliśmy choćby o tym, że nauczyciele potrzebują autonomii. Teraz dostali kolejny sygnał, że kierownictwo MEN nie ma do nich zaufania. To z pewnością nie wpłynie dobrze na atmosferę w szkole.
Ministra nie powinna się kierować tym, co jest popularne na X (d. Twitter – red.), tylko zajrzeć do badań oświatowych. Jeśli uznajemy, że prace domowe to problem, powinniśmy dodatkowo zapytać rodziców, co dokładnie im przeszkadza, sprawdzić, ile dziecko spędza nad nimi czasu, zapytać nauczycieli, jakie zadania domowe pomagają im realizować materiał. Jeśli już MEN chce się do tego odnieść, powinno wydać nie zakaz, a rekomendacje dotyczące tego, co można robić po godzinach pracy w szkole, a czego absolutnie nie wolno.
Też zachodzimy w głowę. Czy to ma być 20 proc. z całkowitej liczby jej znaków? Wymagań szczegółowych? Jak to wpłynie na powiązanie ze sobą przedmiotów? Przecież część treści omawianych na jednym przedmiocie jest niezbędna do zrozumienia zagadnień na innym. Czy to zostanie uwzględnione? Jak szkoły mają się do tego przygotować? Przecież jeśli te podstawy programowe będą zmienione, to znaczy, że cały system szkolny musi zmienić ustawienia fabryczne.
W oparciu o podstawy, wydawnictwa albo też nauczyciele samodzielnie opracowują programy nauczania. Kiedy mają to zrobić? We wrześniu? Kto i kiedy zdąży opracować podręczniki albo ich aktualizacje? Od którego etapu wejdą okrojone podstawy? Tak naprawdę to zapowiedź dużej reformy, o której na razie nic nie wiadomo.
Nawet kiedy minister Anna Zalewska robiła reformę podstaw programowych, ostrzegaliśmy, że wszystko toczy się za szybko. A i tak wydawnictwa miały kilka miesięcy na to, by podręczniki przygotować. Teraz czasu będzie jeszcze mniej. Odchudzenie podstawy to ważne zadanie, ale ono jest jak pierwszy element domina, trzeba o tym pamiętać.
I znów, ponieważ mamy tylko zapowiedzi z wywiadów, nic o tym nie wiadomo. Natomiast kolejna szybka zmiana podstaw doprowadzi to tego, że będziemy ręcznie sterować egzaminami. Przez wieczne reformy ich sens się wypaczył, zaczęły być tylko przepustką do szkoły ponadpodstawowej. Tanim narzędziem do masowej selekcji uczniów.
Powinny pokazywać wydajność systemu edukacji. Dobrze ułożone testy mogłyby pokazać, jakie problemy uczniowie mają z matematyki, czego nie uczy szkoła.
Tylko to są oceny jednostkowe, w odniesieniu tylko do jednego roku. Nie da się tych egzaminów porównać do poprzednich roczników. Nic nie mówią o tym, czy szkoła uczy lepiej, czy gorzej, czy dzieci mają większą, czy mniejszą wiedzę. Dlatego jest dla nas tak istotne badanie PISA, bo ono jako jedyne narzędzie konsekwentnie od lat sprawdza to samo i jest w stanie dużo nam powiedzieć o stanie polskiej szkoły.
Owszem, a także że mamy bardzo dużo uczniów na granicy analfabetyzmu funkcjonalnego. W PISA zresztą możemy też znaleźć opis problemu, który ja uważam za kluczowy – fatalnej kondycji psychofizycznej uczniów. To jest rzecz, nad którą powinna teraz pochylać się ministra edukacji. Także dlatego, że ma to wpływ na zdolności poznawcze uczniów.
To też jest bardzo istotny element codzienności ucznia, który trzeba przeanalizować. Nieustanna obecność w mediach społecznościowych przyczynia się do tego, że jesteśmy przepracowani, wykończeni psychicznie i fizycznie. Trzeba to wszystko wziąć pod uwagę, zanim uzna się, że wszystkiemu są winne prace domowe, a już w szczególności nauczyciele, którzy je chcą zadawać.
Tu można by było powołać międzyresortowy zespół, który zajmie się kształceniem nauczycieli. Nauczyciele sami podkreślają, że potrzebują innych kompetencji niż te, które są ćwiczone w czasie studiów. Mówią o umiejętnościach miękkich, radzeniu sobie ze stresem, ze stanami emocjonalnymi dzieci i młodzieży. Rozumiem, że jest dopiero styczeń, ale ten temat wypadałoby chociaż zaznaczyć w planie prac jako ważny.
W dodatku my znowu zajmujemy się detalami, podczas gdy nie przemyśleliśmy rzeczy absolutnie fundamentalnej, czyli tego, po co nam właściwie jest szkoła.
Polski system nieustannie funkcjonuje na bajpasach – nazywa się to „Kierunkami realizacji polityki oświatowej państwa”. To dokument, który co roku latem wydaje minister edukacji. Tylko że skoro co roku może się zmienić, nie sposób kształtować w ten sposób długofalowej polityki państwa. Tymczasem kiedy w Finlandii czy Walii reformowano systemy oświaty, pytanie, do czego ona ma zmierzać, było podstawą. ©℗