Wicepremier Gawkowski potwierdza: rząd ponownie kupi komputery czwartoklasistom. Eksperci apelują o lekcje higieny cyfrowej, wprowadzenie ograniczeń czasu ekranowego do podstaw programowych i publiczną platformę edukacyjną.

– Będziemy kontynuować program „Laptop dla ucznia” – zapowiedział wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski (Lewica) podczas inaugurującego pracę w resorcie spotkania z dziennikarzami. Rozpisanie przetargu na komputery dla czwartoklasistów będzie jednym z pierwszych pilnych zadań resortu. Poprzedni rząd ogłosił postępowanie w styczniu tego roku, a – ze względu na skargi złożone do Krajowej Izby Odwoławczej – faktycznie postępowanie ruszyło trzy miesiące później.

Z jednej strony poprzednia ekipa miała większą swobodę, bo ustawa o wsparciu rozwoju kompetencji cyfrowych pozwalała dostarczyć sprzęt do organów prowadzących do końca grudnia. Jak wynika z informacji ministerstwa, komputery dostały już wszystkie szkoły. Łącznie to 394 tys. laptopów o wartości 1,15 mld zł.

W przyszłym roku termin jest znacznie krótszy – komputery mają być doręczone do końca września. I to nie do samorządów, ale do rąk własnych czwartoklasistów. Jak jednak słyszymy w MC, tym razem urzędnicy są bogatsi o ubiegłoroczne doświadczenia, więc szacują, że praca pójdzie sprawniej i przetarg może zostać ogłoszony nawet w lutym. Jak zapewniają pracownicy resortu, dokumentacja jest już przygotowana, a w budżecie na komputery przewidziano 1,25 mld zł.

Jak przyznał Gawkowski, przemyślenia wymaga druga noga komputerowego programu – dotacje na sprzęt dla nauczycieli. – Musimy pomyśleć, jak to zrobić, by nikogo nie wykluczał – mówił. Chodzi o to, że dziś do korzystania z programu są uprawnieni tylko nauczyciele, którzy pracują w klasach IV–VIII. Mogą oni otrzymać bon na 2,5 tys. zł. To wzbudziło w środowisku pedagogicznym poczucie niesprawiedliwości.

– Dlaczego nie dostali komputerów nauczyciele młodszych klas i przedszkoli? Przecież oni też przygotowują zajęcia – argumentuje prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz. Zwraca też uwagę, że zasady programu mogły doprowadzić do podniesienia cen na rynku. – Tak sygnalizują mi nauczyciele, którzy próbowali już wykorzystać bony. Na razie sprzęt kupiło za nie jedynie 99 tys. z 329 tys. uprawnionych. Można to zrobić do końca 2025 r.

Jak jednak zwracają uwagę eksperci, same laptopy to zbyt mało, by mówić o skutecznej polityce publicznej. Skoordynowanych działań w pierwszym roku działania programu jednak zabrakło. – Sprzęt musi być jednym z elementów ogólnopolskiego programu edukacyjnego – mówi Magdalena Bigaj, prezeska fundacji Instytut Cyfrowego Obywatelstwa. Autorka książki „Wychowanie przy ekranie” przekonuje, że wręczenie laptopa czwartoklasiście mogłoby się stać okazją do kontrolowanej cyfrowej inicjacji. – Zanim laptop powędruje do rodziny, rodzice powinni obowiązkowo wziąć udział w spotkaniach na temat higieny cyfrowej i wspierania dziecka w sieci, wręcz uzależniłabym od tego udziału możliwość odebrania sprzętu. Dokładnie tak jak musimy okazać prawo jazdy, aby wyjechać samochodem z salonu sprzedaży – ocenia. Dodaje, że uczniowie powinni mieć również specjalne zajęcia poruszające zagadnienia związane z higieną cyfrową. Ta ostatnia ma być jednym z priorytetów nowego ministra cyfryzacji.

Do szkół trafiło już 394 tys. laptopów o wartości 1,15 mld zł

Michał Kanownik, prezes Związku Cyfrowa Polska (ZIPSEE), przekonuje natomiast, że resorty cyfryzacji i edukacji powinny postawić na budowę szkolnej platformy. Jego zdaniem mógłby to być choćby koszyk rekomendowanych przez resorty aplikacji. – Dziś nauczyciele korzystają z nich partyzancko. Gdyby MEN i MC wskazały w transparentnej procedurze kilka takich narzędzi, można by było np. organizować z nich szkolenia dla nauczycieli czy opierać na nich programy edukacyjne – mówi i dodaje, że w dalszym kroku rząd mógłby przygotować także własną platformę edukacyjną. Mogłyby się tam znaleźć elektroniczne podręczniki czy e-dziennik. Jak słyszeliśmy w MEiN pod wodzą Przemysława Czarnka (PiS), na razie taki projekt to pieśń przyszłości.

W samej koalicji trwają też dyskusje, czy dzieci muszą koniecznie dostawać do ręki laptopy. Katarzyna Lubnauer, obecnie sekretarz stanu w MEN, zwracała uwagę, że powinny to być raczej tablety. Dzięki temu uczeń realnie będzie mógł mieć przy sobie urządzenie w szkole. Z laptopem to trudne choćby ze względu na wagę urządzenia.

To zresztą niejedyny problem. – Szkoły nie są na to przygotowane. Po pierwsze, pod względem wytrzymałości sieci energetycznej, po drugie – dostępu do internetu – mówi Michał Kanownik z ZIPSEE.

Iga Kazimierczyk, prezeska fundacji Przestrzeń dla edukacji, przyznaje, że w obecnej sytuacji laptop może być narzędziem do pracy w domu. – Trzeba więc wesprzeć nauczycieli w tym, by je sensownie wykorzystywali, np. zadając uczniom mądre prace domowe z ich wykorzystaniem – podkreśla.

Marcin Józefaciuk, poseł KO i nauczyciel kilku przedmiotów, zauważył jednak w ubiegłym tygodniu w rozmowie z DGP, że uczniów nie można nadmiernie obciążyć czasem ekranowym. Jak przekonywał, należałoby do podstaw programowych wprowadzić ograniczenia liczby godzin, podczas których uczniowie wykorzystują komputery do nauki. ©℗