Choć społecznicy apelowali o prezydenckie weto, Andrzej Duda podpisał ustawę wprowadzającą program „Sportowe Talenty”.
PESEL, płeć, masa ciała, wyniki testów sprawnościowych przeprowadzanych na lekcjach wychowania fizycznego – już od września takie dane o uczniach będzie zbierał resort sportu. Ustawę, która pozwala na utworzenie rejestru, podpisał prezydent. Regulacja budzi jednak wiele wątpliwości – zarówno specjalistów w dziedzinie ochrony danych, jak i działaczy na rzecz praw ucznia.
Program „Sportowe Talenty” ma dwa główne cele: przede wszystkim dostarczyć wiedzy o sprawności uczniów. Dotychczas badania pozwalające ją oceniać co dekadę wyrywkowo prowadziła warszawska Akademia Wychowania Fizycznego. Na podstawie przeprowadzonych testów sprawnościowych eksperci byli w stanie ustalić, że polskie dzieci mają coraz niższe możliwości fizyczne. Dzięki temu, że Ministerstwo Sportu i Turystyki będzie dysponowało podobnymi wynikami, ale obejmującymi wszystkich uczniów i aktualizowanymi co roku, będzie mogło trzymać rękę na pulsie i projektować odpowiednie polityki dotyczące aktywności fizycznej młodzieży.
Drugim celem jest stworzenie systemu informatycznego, który pomoże klubom sportowym wyławiać młodzież z predyspozycjami w różnych dyscyplinach. Przedstawiciele klubów będą mogli przeglądać wyniki uczniów (bez imienia i nazwiska czy numeru PESEL), a jeśli znajdą potencjalnych sportowców, za pośrednictwem szkoły skontaktują się z ich rodzicami. – To może być dobre rozwiązanie dla takich dyscyplin jak: koszykówka, piłka ręczna czy siatkówka, które potrzebują zawodników z konkretnymi predyspozycjami, np. wzrost i skoczność. Takie kluby rzeczywiście mają problemy z selekcją kandydatów, bo treningi powinna zaczynać w nich młodzież w wieku 10–12 lat, a to wiek, w którym najczęściej rezygnuje się z aktywności – ocenia Mikołaj Kotowicz, prezes Krakowskiego Centrum Taekwon-do. Już dziś pilotaż programu trwa w dwóch województwach – opolskim i lubelskim.
Choć ewidencja może przynieść korzyści, to do prezydenta trafił apel o zawetowanie wprowadzającej jej ustawy. Wystosowało go Stowarzyszenie Umarłych Statutów, czyli organizacja upominająca się o przestrzeganie praw uczniów. – Przepisy uchwalono z naruszeniem konstytucyjnej zasady trzech czytań, zrobiono to na szybko i z pominięciem wysłuchania publicznego – wyjaśnia powody Łukasz Korzeniowski, prezes organizacji.
Wątpliwości budzi nie tylko zbieranie danych, lecz także tryb wprowadzenia zmian w prawie
Faktycznie – poprawka wprowadzająca program „Sportowe Talenty” najpierw znalazła się w ustawie ograniczającej dostęp do pornografii nieletnim. Tę regulację zatrzymali w Sejmie posłowie Koalicji Obywatelskiej – zgłosili wniosek o wysłuchanie publiczne, które miało się odbyć 12 września. Zjednoczona Prawica spróbowała więc kolejnego wybiegu – przepisy trafiły na komisję zdrowia, gdy ta procedowała projekt ustawy zakazującej sprzedaży napojów energetyzujących młodzieży. Poprawkę wprowadzającą Sportowe Talenty, już po I czytaniu, zgłosił poseł i minister sportu Kamil Bortniczuk.
Zastrzeżenia do trybu wprowadzenia zmian miało sejmowe biuro legislacji. W czasie posiedzenia komisji zdrowia, na której pojawiła się poprawka wprowadzająca Sportowe Talenty, przedstawicielka biura zwróciła uwagę, że powinna ona być elementem zupełnie odrębnej ustawy. Mimo to posłowie regulację przyjęli.
Sam tryb jej wprowadzenia to jednak nie wszystko. – Uczniom serwuje się kolejny test, tym razem sprawnościowy. Słabsi fizycznie uczniowie już pewnie zaczynają się stresować, że wypadną słabo, że koledzy ich wyśmieją. Nie zachęci to do aktywności na lekcjach WF. Zwłaszcza że dane uczniów będą musiały być przekazywane szkole, która będzie wiedziała sporo o uczniu, również to, jaki klub jest nim zainteresowany – mówi Łukasz Korzeniowski. – Nie sposób nie odnosić wrażenia, że uczniowie są tu potraktowani bardzo przedmiotowo. Mają biegać i skakać, a kluby sportowe będą sobie spośród nich wybierały najlepszych – dodaje. Do zapisania wyników w ewidencji nie potrzeba będzie zgody rodziców ani samego ucznia.
A to nie koniec kontrowersji. – Agregowanie tak ogromnej ilości informacji i udzielanie dostępu do nich różnym podmiotom rodzi potencjalne zagrożenia bezpieczeństwa – zwraca uwagę Marcin Stryszko – konsultant ds. ochrony danych osobowych w iSecure. – Tworzenie czy migracja tak rozległych systemów wiąże się z ryzykiem popełnienia błędów – mówi i dodaje, że istnieje ryzyko wycieku danych osobowych. – W ostatnim czasie nawet bardzo dobrze zabezpieczone usługi publiczne, dotyczące np. rejestru dokumentów i wniosków paszportowych, nie ustrzegły się dziur w zabezpieczeniach, umożliwiających nieautoryzowany dostęp do danych – przypomina i zwraca uwagę na konieczność odpowiedniego zabezpieczenia bazy informacji o uczniach. Zwłaszcza że zgromadzone w niej informacje o wynikach testów sprawnościowych konkretnych dzieci powiązane z numerem PESEL i nazwiskiem mają tam pozostać przez pięć lat. Dopiero później zostaną zanonimizowane. ©℗