Ponad połowa niepublicznych placówek kształci dorosłych. A ci zaniżają wyniki egzaminów.
Kiedy maturzysta ze szkoły dla młodzieży rozwiązuje test z angielskiego, w zakresie rozumienia ze słuchu dostaje 75 proc. możliwych punktów. Dorosły – tylko połowę. Podobnie gdy abiturienci muszą zrozumieć czytankę. Z takimi zadaniami radzi sobie 83 proc. dziewiętnastolatków i tylko 49 proc. maturzystów ze szkół dla dorosłych. Jeszcze gorzej, gdy trzeba napisać własne wypracowanie. Potrafi to zrobić 81 proc. młodzieży i co trzeci dorosły. Efekt? Różnice przekładają się na ocenę całego sektora edukacyjnego. A ponieważ ponad połowa szkół niepublicznych to placówki dla dorosłych, te z kretesem przegrywają na maturze z prowadzonymi przez samorządy.
Uczniowie szkół publicznych wygrywają na obowiązkowej maturze z angielskiego aż o 9 pkt testowych, czyli 18 pkt proc. – pokazuje analiza przeprowadzona przez Instytut Badań Edukacyjnych. To wynik dokładnie odwrotny niż na sprawdzianie szóstoklasisty i egzaminie gimnazjalnym. Tam to uczniowie niepublicznych placówek są na wyraźnym prowadzeniu. W tym roku uczniowie kończący podstawówkę pisali go z angielskiego po raz pierwszy. Potwierdziły się przewidywania analityków. Dzieci ze szkół niepublicznych były średnio o 11 pkt proc. lepsze z angielskiego niż te, które chodzą do podstawówek prowadzonych przez gminy.
Pierwsi uzyskiwali 88 proc. możliwych punktów. Drudzy – 77 proc. Także w gimnazjum lepiej z językiem radzą sobie dzieci z prywatnych placówek. Na poziomie podstawowym uczniowie ze szkół niepublicznych osiągali średnio 73 proc. możliwych do zdobycia punktów. Ci z samorządowych gimnazjów – o 13 pkt proc. mniej. Taka sama różnica była na poziomie rozszerzonym. Tam jednak uczniowie z prywatnych placówek uzyskiwali średnio 60 proc. pkt. Dlaczego na poziomie liceum prywatne placówki nagle wypadają gorzej? – Niepubliczne podstawówki i gimnazja mieszczą się zazwyczaj w dużych miastach, w dobrych dzielnicach, skupiają dzieci lepiej sytuowanych rodziców. To dzieci, które stać także na dodatkowe lekcje z tego przedmiotu – wylicza jeden z egzaminatorów, a potwierdza inna analiza IBE.
Po lekcjach języków obcych najczęściej uczą się dzieci z województwa mazowieckiego, z okolic Warszawy. To absolutny lider w tym zestawieniu. Na dodatkowe lekcje z języków uczęszcza tam ponad 50 proc. uczniów. W czołówce są też województwa zachodniopomorskie, pomorskie i małopolskie, gdzie języków doucza się czworo na dziesięcioro dzieci. Na drugim biegunie jest natomiast województwo warmińsko-mazurskie, gdzie raptem 24 proc. dzieci korzysta z pozalekcyjnej nauki języka. Uczniowie z placówek niepublicznych nie tylko dokształcają się w szkołach językowych, ale coraz częściej z inicjatywy szkół startują po językowe certyfikaty. – Uczą się w klasie, a potem przychodzą do nas zdać egzamin – kwituje Agata Urbańczyk z centrum Lang LTC.
– Jeśli nie zostaną wprowadzone korekty, pogłębi się zauważalne już rozwarstwienie umiejętności językowych uczniów z dużych miast (gdzie dzieciaki często ćwiczą się dodatkowo w szkołach językowych) w stosunku do uczniów mieszkających na wsi i w mniejszych ośrodkach miejskich – przekonuje Jacek Popko z Pearson Central Europe. Zdaniem szefa Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Marcina Smolika większy wpływ na różnice w wynikach szkół prywatnych i samorządowych ma struktura obu sektorów edukacyjnych. – Na średni wynik niepublicznych szkół mają wpływ placówki dla dorosłych, stanowią one połowę wszystkich. W przypadku szkół dla młodzieży to jedynie niewielki odsetek – zauważa. – Dorośli mają niższe wyniki we wszystkich przedmiotach, nie tylko w angielskim – dodaje.
Faktycznie, z analizy IBE wynika, że jeśli porównamy tylko szkoły dla młodzieży, różnica między publicznymi i niepublicznymi placówkami zdecydowanie się zmniejszy – do 5 pkt proc. Nadal jednak korzystniej wypadają szkoły publiczne. Tendencję widać w każdym badanym obszarze. – Renoma liceów publicznych przyciąga – uważa dr Smolik. Dobre publiczne placówki znajdują się najczęściej w dużych miastach. To one królują w rankingu Fundacji „Perspektywy”. A ponieważ gwarantują wysokie wyniki, rekrutują najlepszych gimnazjalistów ze swojego regionu.
Jednak jak zauważają eksperci IBE, jeśli porównamy tylko wyniki szkół dla dorosłych, także tu zwyciężają absolwenci tych publicznych. W DGP zwracaliśmy już uwagę na nieefektywność tych placówek. W szkołach dla dorosłych co roku naukę rozpoczyna 130 tys. osób, ale egzamin maturalny zdaje tylko kilka procent z nich. MEN wydaje na te placówki 1,6 mld zł rocznie. Minister edukacji Anna Zalewska zapowiedziała, że zamierza uregulować ten rynek. Resort pracuje nad zmianami w sposobie finansowania szkół dla dorosłych, tak by państwowe pieniądze były wydawane bardziej efektywnie.
Test maturalny nie tylko sprawdza, jak poradzili sobie konkretni uczniowie, ale pozwala także wskazać ich największe słabości. A jest nad czym pracować. Analizy Centralnej Komisji Egzaminacyjnej wskazują, że uczniowie często nie czytają poleceń – w testach odpowiadają na pierwszą część zadania albo odnoszą się do polecenia tylko fragmentarycznie. Za mało uwagi poświęcają także temu, by zrozumieć kontekst wypowiedzi. Wielu z nich wyciąga wnioski na podstawie najczęściej powtarzających się słów.
Podobnie jak na języku polskim, także w przypadku angielskiego kuleje odczytywanie dwuznaczności czy metafor. Wielu z nich ma także ograniczony zasób słownictwa. To sprawia, że uczniowie piszą trudne do zrozumienia prace i gubią się w ćwiczeniach leksykalnych. Bez względu na to, czy uczeń chodził do szkoły publicznej, czy niepublicznej, najgorzej opanowuje pisanie. „Polscy nauczyciele spośród nauczycieli wszystkich 14 krajów uczestniczących w badaniu ESLC kładli stosunkowo najmniejszy nacisk na naukę pisania” – zwracają uwagę eksperci IBE.
Prywatne lekcje języków najczęściej biorą dzieci z Warszawy