Lawinowo przybywa uczniów w edukacji domowej. To zasługa m.in. wyspecjalizowanych firm, które promują tę formę i przyciągają dzieci.

31 tys. dzieci kształci się w edukacji domowej – wynika z najnowszych danych Ministerstwa Edukacji i Nauki. Choć to nadal mniej niż 1 proc. ze wszystkich uczących się, od ubiegłego roku szkolnego liczba dzieci zapisanych na ED wzrosła o niemal połowę.
To specyficzna forma nauki – dziecko jest zapisane, co prawda, do szkoły, ale faktycznie do niej nie chodzi, a za jego postępy odpowiadają rodzice. Rolą placówki jest ich wspierać, a raz do roku sprawdzić, czy dziecko opanowało podstawę programową. Jeszcze kilkanaście lat temu był to temat wyłącznie dla pasjonatów, a w domowej szkole uczyło się ledwie kilkaset dzieci. Dziś z tej formy korzysta blisko 20 tys. uczniów podstawówek i 11 tys. – szkół średnich.
Powodów, dla których rodzice decydują się na taką formę nauki, jest co najmniej kilka. Po pierwsze: zawirowania w systemie oświaty. Pierwszy skokowy wzrost liczby uczniów w ED miał miejsce między 2016 a 2017 r., czyli wtedy, kiedy szkoły szykowały się do reformy edukacji prowadzonej przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Później nastąpił niewielki odpływ kształconych domowo dzieci, ale od 2020 r. ich liczba nieprzerwanie rośnie.
– Widzimy, że doświadczenie nauki zdalnej podczas pandemii wpłynęło znacznie na większe zainteresowanie edukacją domową. Rodzice zdali sobie sprawę z tego, jak funkcjonują szkoły tradycyjne, i to skłoniło ich do szukania alternatyw. Z moich obserwacji wynika, że trafiają do nas uczniowie, którzy dokładnie wiedzą, czego chcą w życiu, albo tacy, którzy mają bardzo złe doświadczenia z poprzednich placówek – ocenia Anna Bondarzewska ze Szkoły w Chmurze. To jedna z placówek, które wyspecjalizowały się we wspieraniu nauczania domowego. Prowadzi stacjonarne placówki w Warszawie, ale przede wszystkim udostępnia platformę e-learningową. Działa ona jak elektroniczny zeszyt ćwiczeń i pomaga przygotować się do egzaminów.
Podobnych platform jest więcej – prowadzi ją np. krakowskie Centrum Nauczania Domowego czy białostocka Polska Szkoła Internetowa. Uczniowie ED gromadzą się także wokół stacjonarnych placówek, które własnych platform nie mają, ale za to organizują dla uczniów wyspecjalizowane wsparcie, takich jak prywatna szkoła podstawowa i liceum im. Zofii i Jędrzeja Moraczewskich w Sulejówku. Szkoły takie nie tylko pomagają rodzicom, ale też promują edukację domową. I gromadzą największy odsetek kształconych domowo dzieci.
Przyrost uczniów w ED to także efekt konfliktu wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości. Kiedy szefową resortu edukacji zostawała w 2015 r. Anna Zalewska, szkołom prowadzącym dzieci w ED należała się za nie taka subwencja, jak za dzieci, które przychodzą do budynku codziennie – wówczas było to 5,3 tys. zł. W dodatku nieważne było, gdzie znajdowała się szkoła, do której formalnie było zapisane dziecko. Jeśli rodzice z Białegostoku mieli taki kaprys, mogli posłać dzieci do placówki w Szczecinie. Urzędnicy Zalewskiej zorientowali się, że wraz z rosnącą popularnością edukacji domowej przybywa szkół, które specjalizują się w uczniach w ED. MEN uznał tę praktykę za niepokojącą i postanowił ją ograniczyć. Do przepisów oświatowych wprowadzono rejonizację, czyli obowiązek, by ucznia zapisywać do szkoły w województwie, w którym mieszka. Obniżono także subwencję – za ucznia w ED placówka otrzymywała 60 proc. poprzedniej kwoty.
Po zmianie w resorcie posłowie PiS – naciskani przez środowiska związane z edukacją domową – zaczęli intensywny lobbing, by bieg spraw odwrócić. Udało się to w lipcu ubiegłego roku (co ciekawe z 21 posłów, którzy podpisali się pod projektem odwracającym zmiany Anny Zalewskiej, 12 wcześniej poparło jej pomysły). Dziś, aby rozpocząć ED, rodzice muszą wybrać szkołę i złożyć w niej oświadczenie, w którym zobowiążą się do zapewnienia dzieciom odpowiednich warunków do nauki oraz przystępowania do corocznych egzaminów klasyfikacyjnych. Nie potrzeba także orzeczenia z poradni psychologiczno-pedagogicznej.
Wzrost popularności edukacji domowej to nie tylko polski trend. Jak podała agencja Associated Press, w USA liczba uczniów w edukacji domowej podwoiła się między 2020 a 2021 r. Przyczyna podobna jak w Polsce: pandemia koronawirusa.