Słuchacze skarżą się na niską jakość nauczania, kary za przerwanie kształcenia, podwyższanie opłat. Zdaniem ekspertów studia podyplomowe powinny być kontrolowane. Resort nauki bada problem
Słuchacze skarżą się na niską jakość nauczania, kary za przerwanie kształcenia, podwyższanie opłat. Zdaniem ekspertów studia podyplomowe powinny być kontrolowane. Resort nauki bada problem
Eksperci alarmują, że w przypadku niektórych studiów podyplomowych poziom oferowanego kształcenia jest wątpliwy. - Wystarczy płacić i online brać udział w zajęciach, po czym uzyskuje się dyplom potwierdzający określone kwalifikacje - mówi prof. Waldemar Tłokiński, przewodniczący Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich (KRZaSP). Czasem słuchacz przekracza próg uczelni jedynie dwa razy - pierwszy raz zapisując się na studia podyplomowe, drugi odbierając dyplom ich ukończenia. - To tak, jakby boksera wypuścić na ring po kursie korespondencyjnym. To są fikcyjne studia, a nie prawdziwa nauka. Ceny na takich uczelniach są o połowę niższe niż w uczciwych szkołach wyższych, a poziom w zasadzie żaden - przekonuje prof. Tłokiński.
Problem nasilił się w ostatnich latach, gdy na uczelniach rozkwitła oferta studiów podyplomowych. Słuchacze mogą przebierać w kierunkach: aerologia górnicza, zwinne metodyki zarządzania projektami, akademia analizy transakcyjnej dla menedżerów - to niektóre z oferowanych studiów. Tymczasem są one poza wszelką kontrolą - jakości oferowanego tam kształcenia nie ocenia Polska Komisja Akredytacyjna (PKA), tak jak jest w przypadku zwykłych studiów. - Rzeczywiście nie ma narzędzi, które pozwalają je oceniać i sprawdzać - przyznaje prof. Marek Rocki, były przewodniczący PKA.
Profesor Waldemar Tłokiński przypomina, że jeszcze przed kilkoma laty prawo do prowadzenia studiów podyplomowych było powiązane z obszarem kształcenia, którym zajmowała się uczelnia. Przykładowo, jeżeli szkoła wyższa miała akredytację do prowadzenia studiów pedagogicznych, to mogła w ramach tego zakresu otwierać zbliżone tematyką kierunki studiów podyplomowych. Teraz nie ma takiego ograniczenia w ustawie z 20 lipca 2018 r. - Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 574 ze zm.), a uczelnie mają wolną rękę.
- To, co się dzieje, woła o pomstę do nieba. Przecież jakość kształcenia na studiach jest pod okiem PKA, która pilnie jej strzeże. Jeśli szkoły wyższe nie spełniają określonych standardów, tracą prawo do prowadzenia studiów. A w przypadku studiów podyplomowych uczelnie mają totalną samowolę. Dziwne, że dzieje się to na oczach wszystkich - wszyscy o tym wiedzą, ale przymykają oko - komentuje jeden z ekspertów, który woli nie ujawniać nazwiska. Jak dodaje, kiedyś można było weryfikować jakość tych studiów w ramach oceny instytucjonalnej, ale taką możliwość zniesiono. - Moim zdaniem za tym, że w ustawie Gowina z 2018 r. nie znalazły się przepisy, które w jakimś stopniu ograniczałyby możliwość prowadzenia studiów podyplomowych, stoi lobby - grupa ludzi, którzy mają w tym interes, aby prawo tego nie regulowało. Zarabiają na produkcji lewych dyplomów niezłe pieniądze. To zwykły handel dyplomami - przekonuje nasz rozmówca.
Na jakość kształcenia skarżą się także słuchacze studiów podyplomowych, którzy nie wiedzieli, że jedynym wymogiem pozwalającym na ich ukończenie będzie zapłacenie czesnego. Liczyli na to, że zwiększą swoje kwalifikacje, i się zawiedli. Pisma w takich sprawach spływają do rzecznika praw studenta (RPS). - Osoby te skarżą się na brak satysfakcji z jakości studiów podyplomowych, niezrealizowanie oferowanego programu kształcenia, niewywiązanie się z umowy, a także wprowadzanie dodatkowych opłat albo kar za przerwanie i rezygnację ze studiów - wylicza Mateusz Kuliński, RPS.
Wyjaśnia, że o ile w ustawie - Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce są uregulowania na temat zasad ponoszenia opłat na studiach, o tyle nie dotyczą one studiów podyplomowych. - Opłaty te reguluje umowa zawarta z uczelnią. Słuchacz nie jest też beneficjentem praw i obowiązków studenta, bo jest jedynie uczestnikiem studiów podyplomowych, a nie studentem. Ja jako RPS nie mam więc podstaw prawnych do podejmowania interwencji, kieruję zatem te osoby do rzecznika praw konsumenta - dodaje Kuliński.
Jak zaradzić tym problemom? - Logika podpowiadałaby, że trzeba wprowadzić przepisy, które obejmą ten obszar. Natomiast jestem wolnorynkowcem i uważam, że studia podyplomowe powinien zweryfikować rynek. Przecież dyplom ich ukończenia nie daje tytułu zawodowego, tak jak jest w przypadku studiów magisterskich, zatem gwarantem jakości oferowanego tam kształcenia powinni być klienci, którzy nie będą wybierać studiów podyplomowych wątpliwej jakości - twierdzi prof. Rocki.
Inne zdanie ma na ten temat Mateusz Kuliński. - Jestem zwolennikiem wprowadzenia akredytacji studiów podyplomowych. Powinny zostać stworzone instrumenty kontrolne, które pozwolą je weryfikować - uważa.
Podczas rozmów z rektorami minister Przemysław Czarnek zadeklarował, że przyjrzy się tej sprawie. - Poprosił nas, abyśmy przygotowali pismo, w którym opiszemy problemowe kwestie. Dzisiaj na spotkaniu KRZaSP przekażemy je na ręce wiceministra nauki Wojciecha Murdzka. Bardzo liczymy, że resort zdecydowanie rozwiąże ten problem, ukrócając nieuczciwą działalność niektórych szkół wyższych - mówi prof. Tłokiński.
Ministerstwo Edukacji i Nauki na razie nie odpowiedziało na pytania DGP na temat studiów podyplomowych i ewentualnych zmian w tym zakresie. ©℗
/>
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama