Ważą się losy stopni wystawianych w najmłodszych klasach. Ministerstwo Edukacji Narodowej chciało, by to, czy nauczyciel je wystawia, zależało od statutu szkoły.
To wzbudziło protest niektórych rodziców i pedagogów. Ci chcą wprowadzić zakaz stawiania liczbowych ocen do ustawy o systemie oświaty. Pomysł poparł nawet rzecznik praw dziecka. Właśnie pracują nad nim posłowie.
– Dziecko dostając do ręki kartkówkę czy sprawdzian ocenione stopniem, nie zwraca uwagi na to, co zrobiło dobrze czy niepoprawnie, tylko porównuje się z kolegami i koleżankami. Wykonując zadanie, uczeń w klasach I–III w swoim poczuciu bardzo się starał, nie dostrzega jeszcze swoich błędów, niedociągnięć. Dlatego ocena poniżej piątki może zniechęcać – uważa Ewa Nawrocka, nauczycielka w Szkole Podstawowej nr 7 w Świdniku. Pedagog wolałaby w ogóle nie wystawiać w klasach I–III czwórek czy piątek. – Ocena ma sens podczas podsumowania wiedzy i umiejętności, jakie dziecko opanowało w procesie uczenia się, na przykład podczas egzaminu. Kiedy dziecko uczy się nowej wiedzy, potrzebuje wsparcia i prowadzenia – ocenia Nawrocka.
– Choć w 2000 r. wprowadzono obowiązek wystawiania uczniom najmłodszych klas not opisowych, szkoły zorientowały się, że przepisy wymagają tego tylko w połowie i na koniec roku. W międzyczasie można oceniać dowolnie. W najmłodszych klasach wciąż królują cyferki. Wymieniane czasem na chmurki i słoneczka, pieczątki czy buźki, które są jednakowo wartościujące – mówi Jacek Strzemieczny, szef Centrum Edukacji Obywatelskiej. Organizacja razem z nauczycielami i rodzicami rozpoczęła kampanię „Dziecko bez stopni”. Pomysł poparło ponad 600 rodziców, nauczycieli i dyrektorów szkół oraz pięć instytucji. Oprócz rzecznika praw dziecka na przykład Komitet Psychologii PAN.
Jeszcze w lipcu ub.r. MEN pracowało nad projektem zmian w ustawie o systemie oświaty, który uwzględniałby takie opinie i zakazywał stawiania stopni w najmłodszych klasach. Zamiast nich nauczyciel dawałby dziecku informację zwrotną, co robi dobrze, a co jest do poprawienia. Z kolejnej wersji projektu ten zapis jednak wypadł. W zamian znalazł się punkt, że system oceniania ma być sprecyzowany w statucie szkoły z sugestią, by była to ocena na skali. – Ważniejsza jest informacja niż ocena. W Wielkiej Brytanii czy Finlandii stosuje się zasadę, że małych dzieci się nie ocenia za pomocą stopni. Liczbowe oceny wprowadza się powoli, zaczynając od starszych klas – przypomina Strzemieczny.
Koalicja „Dziecko bez stopni” wysłała te opinie do posłów z sejmowej komisji edukacji i młodzieży. Na ostatnim posiedzeniu wprowadzili oni do projektu nowelizacji poprawki, które są krokiem w stronę rezygnacji ze stopni we wczesnej podstawówce. Choć nadal system oceniania będzie zależał od statutu szkoły, wypadła sugestia, by było to ocenianie na skali. To zdaniem członków koalicji krok w dobrą stronę.
Choć wśród nauczycieli pomysł rezygnacji ze stopni budzi entuzjazm, pojawiają się głosy krytyczne. – Rodzice nie rozumieją ocen opisowych. Wolą mieć informację, czy ich dziecko jest trójkowe, czwórkowe czy piątkowe – uważa nauczycielka z miasta powiatowego.
Z taką opinią nie zgadza się Ewa Nawrocka. – Stawiając stopnie, można dziecko zaszufladkować – wyjaśnia. – Ocena opisowa pozwala zaprosić rodzica do współpracy. Na przykład: dziecko czyta płynnie, wyraziście, ale zbyt cicho. Dostaje ode mnie informację: pracuj nad głośnością. Gdyby dostało czwórkę, rodzic zrozumiałby, że dziecko po prostu powinno czytać więcej. Niekoniecznie. Ono ma czytać głośniej.
ROZMOWA

Chmurka jak jedynka, lepsze poziomy

Bogusłwa Jastrząb, nauczycielka w Szkole Podstawowej w Lubieszewie
Stosuje pani oceny opisowe. Jak to wygląda w praktyce?
Kiedyś zastępowałam oceny chmurkami i pieczątkami, ale to działało tak jak stopnie. Jakiś czas temu spojrzałam na umiejętności, które muszą posiąść dzieci w klasach I–III, i każdą z nich podzieliłam na cztery poziomy. Teraz, oceniając pracę dziecka, robię to za pomocą tabelki, w której zakreślam, na jakim poziomie się znajduje. Rozmawiam z dzieckiem o tym, co jeszcze musi zrobić, by znaleźć się na wyższym poziomie, pokazuję to też rodzicom.
Jakiś przykład?
Jeśli jesteś w czytaniu na poziomie drugim, to znaczy, że jeszcze sylabizujesz. Musisz więcej czytać na głos, żeby wejść na poziom trzeci. Dzieci traktują to jak grę. To dla nich zrozumiała analogia, bo spotykają się z nią w przygodach swoich komputerowych bohaterów.
Raz na miesiąc wypisuję dzieciom, czego będziemy się uczyć. W ten sposób mają jasne cele, wiedzą, co je będzie czekać. Dodatkowo dzieci oceniają się też same.
Jak?
Dostają karty, na których jest rysunek sygnalizacji drogowej. Jeśli dzieci czują, że dobrze opanowały umiejętność, nad którą pracujemy, stawiają sobie zielone światło. Jeśli gorzej – żółte lub czerwone. To dla mnie ważny sygnał. Jeśli jest dużo czerwonych światełek, to wiem, że słabo dotarłam do dzieci, i muszę zmienić sposób pracy.
O samoocenie rozmawiamy też w klasie. Naszym klasowym hasłem jest „ćwiczenie czyni mistrza”. Podkreślamy, że uczymy się na błędach, że możemy się rozwijać i uczyć. Dzięki temu rywalizację zastąpiliśmy współpracą. Dzieci pomagają sobie nawzajem i razem pracują, by czerwonych i żółtych światełek było jak najmniej.