To, na jakich zasadach biznes gości w szkołach, zależy od dyrektorów. Nie ma przepisu, który zakazywałby takiej działalności.

Zdaniem trzech czwartych ankietowanych dyrektorów brakuje przepisów, które w klarowny sposób regulowałyby wchodzenie komercyjnych ofert do szkół - wynika z sondy przeprowadzonej dla DGP na Ogólnopolskim Forum Oświatowym Nauczycieli i Dyrektorów. Jednocześnie ponad połowa przyznaje, że dostaje propozycje zorganizowania np. lekcji o cyberbezpieczeństwie czy dojrzewaniu, podczas których rozdawane są produkty danej marki. Podobnie często ankietowani mówią, że uczniów ich szkoły od lat ubezpiecza jedna agencja. W dyskusji, czy i jak kontrolować obecność organizacji pozarządowych, umyka fakt, że nie tylko one wchodzą do klas. Wchodzi również biznes.
- Kwestie te należą wyłącznie do kompetencji dyrektora szkoły oraz organu prowadzącego - mówi Justyna Sadlak z biura prasowego MEiN. - Warto podkreślić, że rada rodziców może występować do dyrektora, do organu prowadzącego szkołę oraz sprawującego nadzór pedagogiczny z wnioskami i opiniami we wszystkich sprawach szkoły.
Samorządy, jako organy prowadzące, odpowiadają nam jednogłośnie, że decyduje dyrektor. Dodając, że nie mają kompetencji sprawowania kontroli w zakresie reklamowania na terenie placówek oświatowych firm, marek, produktów.
Marta Hołub, dyrektorka szkoły podstawowej z Wrocławia, potwierdza, że dostaje zapytania od prywatnych firm o możliwość zorganizowania warsztatów dla dzieci. Podaje ostatni przykład. - Zgłosiła się firma ubezpieczeniowa, która zaproponowała warsztaty o cyberprzemocy. Brzmi ciekawie, szczególnie, że planowałam takie w szkole. Wiem jednak, że diabeł tkwi w szczegółach, dlatego zanim się zdecyduję na współpracę, muszę poznać dokładnie ofertę - dodaje.
Inny przykład to akcja „KINDER Joy of moving Alternatywne lekcje WF”, która także trafia do szkół. Jest częścią programu realizowanego przez Grupę Ferrero. Cel? Jak słyszymy, to: inspirować dzieci i młodzież do podejmowania fizycznej aktywności. Niezależnie od tego uczniowie podczas lekcji otrzymują gadżety i koszulki z wyraźnym logo producenta czekoladek.
Komercyjnie z firmami współpracuje też szkoła podstawowa nr 143 im. Stefana Starzyńskiego w Warszawie, choć przyznaje, że głównymi partnerami są fundacje i stowarzyszenia. Ostatnio zorganizowała warsztaty o dojrzewaniu wspólnie z Always. Dziewczynki po warsztatach otrzymały próbki podpasek z logo firmy. - Z tą firmą działamy od lat. Mamy też innych komercyjnych partnerów - słyszymy od dyrektorki szkoły. Dodaje, że zamierza kontynuować tego rodzaju działalność. - Warunek jest jeden: korzyść dla dziecka. Dlatego zajęcia nie mogą być reklamą, a poruszać ważne kwestie. Edukator zewnętrzny zawsze prowadzi wykład w obecności nauczyciela - zaznacza. I podkreśla, że nie miała dotąd negatywnych opinii od rodziców.
Firmy oswajają ze swoją marką przyszłych konsumentów. A jakie korzyści mają szkoły? Płaci się im m.in. za wynajem sali. W zależności od tego, czy to warsztaty jednorazowe, czy cykliczne, to od kilkuset zł do kilku tys. zł. Jednak opłata nie wpływa bezpośrednio na konto szkoły.
- Z reguły pieniądze są przekazywane przez firmę do organu założycielskiego, czyli samorządu, który potem się nimi dzieli z placówką. Co więcej, same stawki również są dyktowane przez samorząd - tłumaczy Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO).
Dyrektorzy przyznają, że wnikliwie dobierają partnerów do współpracy. Nie chcą narazić się rodzicom ani organowi prowadzącemu. - Mam z tyłu głowy, że to może budzić obawy. Dlatego unikam kontrowersyjnej współpracy - mówi dyrektor SP 143. Podobnie rzecznik praw dziecka przekonuje DGP, że to dyrektor odpowiada za merytoryczną ocenę programu spotkania, materiałów promocyjnych i edukacyjnych. Istotne, by w szkole nie miały miejsca sytuacje, kiedy rodzice dowiadują się o zrealizowanych już warsztatach od dziecka. Jeżeli istnieją wątpliwości odnośnie do zadań realizowanych przez dyrektora, powinny być przekazane organowi nadzoru pedagogicznego, tj. właściwemu kuratorowi oświaty, który w ramach nadzoru, w przypadku nieprawidłowości, wyda zalecenia.
Skargi na tego rodzaju warsztaty organizowane przez prywatne firmy są jednak sporadyczne. - Otrzymaliśmy zgłoszenie od rodzica. Dotyczyło dystrybucji książeczek, które dziecko mogło wziąć do domu i pokazać rodzicom, by je kupić lub zwrócić dystrybutorowi. Rodzic poinformował, że dzieci chciały takie książeczki kupić, choć - według rodzica - nie były one potrzebne - informuje Magdalena Miczek, rzecznik kuratorium w Poznaniu. Lucyna Pruska ze Związku Stowarzyszeń Rady Reklamy przyznaje jednak, że powodem braku skarg może być niewiedza rodziców, że mają taką możliwość. - Samo złożenie skargi nie wystarczy. Musi być udokumentowana, byśmy mogli zająć się sprawą - dodaje.
Skarg nie ma też UOKiK, który zaznacza, że nawet gdyby je otrzymał, nie mógłby wiele zrobić. - Nie mamy prawa wchodzić z kontrolą do szkoły. Na to zgodę musi wyrazić dyrektor - słyszymy w biurze prasowym urzędu.
Mec. Beata Patoleta zwraca uwagę, że szkoły mają swobodę udostępniania pomieszczeń innym podmiotom. Zastrzega jednak: - Szkoła to nie jest sklep. Kwestią dyskusyjną jest, czy produkty danej firmy w ogóle powinny się pojawić i czy nie lepiej byłoby zapewnić różnorodność, czyli zaprosić kilka marek. Na razie nie istnieje jednak przepis, który jednoznacznie zakazywałby takiej działalności. I nie wiem, czy związywanie kolejnymi obostrzeniami dyrektora jest dobrym pomysłem.
Także prawniczka Marta Handzlik-Rosuł zauważa, że nie ma zakazu umieszczania reklam ani w placówce oświatowej, ani na jej budynku czy terenie. I szkoły chętnie z tego faktu korzystają.
- Inicjatywę na rzecz pozyskania reklamodawców może podejmować np. rada rodziców. Jednak zawsze ostateczną zgodę wydaje dyrektor. Należy podkreślić, że powinien zachować daleko idącą ostrożność, bo to on będzie odpowiadał za konsekwencje wynikające z oddziaływania reklamy na uczniów, proces wychowawczy i naukę, a dodatkowo to na nim ciąży odpowiedzialność za prawidłowe wykorzystanie środków finansowych - opisuje.
Marek Kasperek, radca prawny, podkreśla, że każdą sytuację należy oceniać osobno. Ogólnie prawo oświatowe dopuszcza obecność jednostek, których celem jest wzbogacanie działalności dydaktycznej, wychowawczej i innowacyjnej szkoły. - Czyli organizacje o innych celach statutowych w szkołach działać nie powinny. Zwłaszcza gdy jest to stałe funkcjonowanie, a głównym adresatem oferty są uczniowie. Gdyby jednak podchodzić literalnie do tego zapisu, wówczas pod znakiem zapytania stałyby np. szkolne sklepiki - mówi. Ma jednak wątpliwości, czy w sposób wystarczający prawo reguluje kwestie związane z reklamą kierowaną do uczniów.

rozmowa

Zawsze istnieje obawa, że podmiot działający komercyjnie wykorzystuje autorytet szkoły
Marek Walaszek prawnik, specjalista prawa oświatowego / Materiały prasowe
Kto dziś decyduje o tym, jaka firma, jaki produkt komercyjny mogą zaistnieć w szkole?
Dyrektor. Zarówno jeśli chodzi o organizacje pozarządowe, jak i każdy inny podmiot. Choć w toczącej się dyskusji wokół zmian w przepisach, tzw. lex Czarnek, umyka nam, że szkoły odwiedzają nie tylko fundacje. Są tu też w różnej postaci obecne firmy i instytucje. Dziś to dyrektor decyduje, kto i na jakich warunkach wchodzi do szkoły.
A co z głosem rodziców?
Przepisy oświatowe mówią o współdziałaniu dyrektora i rady rodziców. Ta ostatnia na podstawie art. 86 ustawy - Prawo oświatowe opiniuje zgodę dyrektora w sprawie dopuszczenia do działalności w szkole podmiotu zewnętrznego. Ponadto rodzice, poprzez RR, mogą występować do dyrektora, organu prowadzącego placówkę czy sprawującego nadzór pedagogiczny z wnioskami i opiniami.
Jakie znaczenie ma ta opinia?
Rodzice mają głos doradczy. Art. 68 ust. 1 prawa oświatowego mówi m.in., że to dyrektor kieruje placówką, sprawuje nadzór pedagogiczny, opiekę nad uczniami oraz stwarza warunki harmonijnego rozwoju psychofizycznego poprzez aktywne działania prozdrowotne. Dysponuje też środkami określonymi w planie finansowym szkoły zaopiniowanym przez radę szkoły i ponosi odpowiedzialność za ich wykorzystanie. Stwarza także warunki do działania wolontariuszy, stowarzyszeń i innych organizacji, w szczególności organizacji harcerskich, których celem statutowym jest działalność wychowawcza lub rozszerzanie i wzbogacanie form działalności dydaktycznej, wychowawczej, opiekuńczej i innowacyjnej placówki (ten ostatni zapis daje pole do działania akademiom językowym czy klubom sportowym, przyklejonym dziś do szkół). Na zadania dyrektora pośrednio wskazuje też art. 7 Karty nauczyciela.
Co w sytuacji, gdy na zajęciach o dojrzewaniu dla dziewcząt zorganizowanych w czasie lekcji pojawia się pielęgniarka spoza szkoły i rozdaje zestawy higieniczne firmy x? Jak pan to ocenia?
Jako ewidentną niezręczność. Nie chodzi o sam fakt rozdawania produktów, ale o to, że są to produkty określonej firmy i jest to widoczne na próbkach. Podobnie, gdy chodzi o plakaty i ulotki reklamujące działalność danej komercyjnej akademii językowej czy piłkarskiej. Funkcjonowanie szkoły musi być transparentne, a decyzje nie powinny rodzić pytań. A takie się pojawiają. Jak choćby: dlaczego na zebraniach wychowawca informuje, że można ubezpieczyć uczniów z firmą X (zwykle rozkładane są ulotki), dlaczego ten fotograf został wybrany do wykonania zdjęć. Przy podobnych decyzjach bezwzględnie powinni być rodzice. Obserwuję, że szkoły coraz częściej organizację np. studniówek cedują na radę rodziców, by nie mierzyć się z wątpliwościami, dlaczego odbywają się w tym, a nie innym hotelu.
Czy istnieje więc potrzeba zmiany istniejących przepisów?
Zawsze istnieje obawa, że podmiot działający komercyjnie wykorzystuje autorytet szkoły. Co do samych pogadanek, nie widzę tu zasadniczego problemu z przekazywanymi treściami, bo wynikają one z podstawy programowej. Stanowią m.in. element przekazywania uczniom wiedzy o ich bezpieczeństwie. Jednak samymi przepisami prawa nie da się załatwić wszystkiego. Trudno wyobrazić sobie wystarczającą regulację, która dokonałaby jednoznacznego rozstrzygnięcia, co wolno nauczycielom, dyrektorom. Poza postawieniem sprawy, że nie wolno nic. Tylko wówczas mogłoby to oznaczać radykalne zamknięcie szkoły na wszelkie inicjatywy. Myślę, że tu powinien pojawić się apel do rodziców, którzy niekiedy zapominają o swojej roli do odegrania w szkole. Jeśli mają wątpliwości, niech o tym mówią głośno i piszą.
Rozmawiały: Paulina Nowosielska, Patrycja Otto