Szkoły niepubliczne mają nadzieję na zmiany w finansowaniu oświaty. Dla nich to dodatkowy zastrzyk gotówki. Samorządy natomiast zastanawiają się, skąd miałyby wziąć pieniądze na nowe zadania

Do MEiN wpłynęło pismo z kancelarii premiera dotyczące przygotowania stanowiska rządu wobec poselskiego projektu zmian w ustawie o finansowaniu zadań oświatowych – dowiedział się DGP. Jego autorem jest Bartłomiej Wróblewski (PiS). Projekt zakłada m.in. większe wsparcie, także finansowe, placówek oświatowych prowadzonych przez inne podmioty niż samorządy. Polityk przekonuje, że rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z przekonaniami, wolności wyboru szkół innych niż publiczne oraz że przestrzeganie tych praw wymaga wzmocnienia. W samych szkołach niepublicznych słyszymy, że wsparcie jest konieczne, bo albo już podniosły czesne, albo zrobią to od najbliższego roku szkolnego.
– Edukacja niepubliczna stanowi integralny element polskiego systemu edukacji, zapewniając kluczowe zróżnicowanie sposobów oraz modeli kształcenia i wychowania – mówi Adrianna Całus, rzeczniczka Ministerstwa Edukacji. – W konsekwencji zajmowane stanowisko organów publicznych musi w tej kwestii potwierdzać ustrojowo gwarantowaną wolność rodziców do wyboru dla swoich dzieci szkół innych niż publiczne, ale w tym samym wymiarze również prawo i obowiązek powszechnego i równego dostępu do bezpłatnej nauki do 18. roku życia – przyznaje.
Jak się dowiadujemy, obecnie jest przygotowywane stanowisko rządu do projektu. Niezależnie od tego, podkreśla resort, zadania oświatowe są realizowane przez samorząd w imieniu własnym i na własną odpowiedzialność (oraz na podstawie własnego budżetu ustalanego przez lokalne organy stanowiące). Dotyczy to bezpośredniego finansowania szkół publicznych oraz dotowania szkół i placówek niepublicznych, bo część oświatowa subwencji ogólnej jest jednym z elementów dochodów samorządowych o charakterze nieadresowanym.
Iwo Wroński, dyrektor niepublicznej szkoły w Krakowie, zaznacza, że jest zwolennikiem liberalizmu. – Rodzic powinien mieć możliwość wyboru dowolnej szkoły. I każdy podmiot realizujący zadania oświatowe powinien być równy pod względem finansowania – opisuje. Jego zdaniem zmiany w oświacie powinny jednak pójść znacznie szerzej. – Otwierajmy szkoły katolickie, muzułmańskie, wolnościowe. Różnorodność wywoła naturalny mechanizm konkurencji, która zweryfikuje faktycznie rynek. Szkoły państwowe spełniły swoje zadanie w okresie powojennym, gdy trzeba było szybko nadrabiać zaległości i walczyć z analfabetyzmem. Jako szkoły niepubliczne powinniśmy funkcjonować w warunkach rywalizacji rynkowej i ze świadomością, że jeżeli zaniżymy poziom, nie będzie chętnych, a my stracimy pracę.
Przekonuje jednak, że za zmianami powinno iść wychodzenie spod jurysdykcji władzy centralnej. – Bo to samorządy i stowarzyszenia wiedzą najlepiej, jakie są lokalne potrzeby – ucina.
Beata Szulc, dyrektorka Chrześcijańskiej Szkoły Montessori w Gdańsku, opisuje, że placówka działa ponad 10 lat i dzisiejsze prawo oświatowe daje dużą przestrzeń do funkcjonowania. Co do rozszerzenia możliwości wsparcia finansowego, przekonuje, to zapewne chętnych nie zabraknie. – Budynek naszej szkoły jest na kredyt, a raty rosną. Do tego dochodzi inflacja. W efekcie już w tym roku musieliśmy podnieść czesne o 20 proc. Nam jest łatwiej, bo jesteśmy dużą placówką, z zapisanym przeszło tysiącem uczniów. Jednak mam wiele sygnałów od mniejszych placówek Montessori, że rozważają zamknięcie.
Podobnie w prywatnej Szkole im. Juliusza Verne’a w Kielcach. – Długo nie podnosiliśmy czesnego, ale ostatnio musieliśmy się poddać i urosło ono o koszty inflacji – mówi dyrektorka, Agnieszka Zaremba. Przyznaje, że budżet ratują takie rozwiązania, jak brak konieczności płacenia podatku od nieruchomości czy dopłaty do gazu. Jednak dziś także portfele rodziców cierpią. – Gdybyśmy mieli finansowanie takie jak publiczne placówki, zrezygnowałabym z czesnego.
Jako przykład podaje model niemiecki, gdzie landy mogą kształtować politykę oświatową, jednak w oparciu o generalną zasadę zrównania finansowania oświaty publicznej i niepublicznej. O tym, która szkoła działa, decyduje klient, czyli rodzic, który kieruje dziecko do placówki na podstawie jej wyników, miejsc w rankingach. Uważa jednak, że szersze otwarcie drzwi dla powstawania nowych placówek tak, by zostało zrealizowane prawo rodziców do kształcenia dzieci w zgodzie z własnymi przekonaniami, powinno się odbywać na precyzyjnie określonych zasadach.
Nowych regulacji obawiają się natomiast samorządy. – Nie poprawi to oferty edukacyjnej na rynku. Może natomiast przyczynić się, że w szkołach niesamorządowych będzie taniej albo zwiększy się ich oferta – komentuje Grzegorz Kubalski, zastępca dyrektora Biura Związku Powiatów Polskich.
Zwraca uwagę, że projektowane przepisy niewiele mówią o skutkach finansowych. Nie gwarantują też pieniędzy na nowe zadania.
– A te na pewno będą. Będzie więcej szkół do obdzielenia z subwencji oświatowej. Nie ma jednak mowy o jej zwiększeniu. A to oznacza, że samorządy będą musiały wygospodarować pieniądze z dochodów własnych, o które coraz trudniej – zastanawia się Katarzyna Liszka-Michałka, radca prawny. Zaznacza, że nowe przepisy otworzą dostęp do rynku edukacji nowym podmiotom. – Czy rzeczywiście trzeba zwiększać ich liczbę? Nie spotkałam się z gminą w której dostęp do edukacji nie byłby zapewniony – mówi. ©℗