List minister edukacji do rodziców, w którym polityk zapewnia, że szkoły pomogą rodzicom w przetrwaniu ferii wzbudził wiele emocji. Czas przerwy świątecznej w szkołach to dni wolne od nauki dla uczniów, ale nie dni wolne od pracy dla nauczycieli - napisała.

Jak informuje TVN24 minister tłumaczyła się z zmieszania, jakie powstało po upublicznieniu jej słów. Nauczyciele poczuli się niezwykle urażeni formą, w jakiej mówiła o nich treść pisma.

- Dowiaduję się, że szkoła nie może pełnić funkcji opiekuńczych, bo jest tylko od edukacji; (nauczyciele) pytają, co mają robić ze swoimi dziećmi w tym czasie i dlaczego mają się zajmować dziećmi, a ich mama pójdzie do fryzjera, na zakupy; (mówią) że łamie się wieloletnią tradycję - wyliczała minister.

Rozmówczyni nie zgodziła się ze stwierdzeniem, że szkoła ma być przechowalnia dzieci.

- Czy to będzie przechowalnia dzieci, czy dobrze spędzony czas, zależy wyłącznie od nauczycieli, którzy będą się dziećmi opiekować - tłumaczyła.

Kluzik-Rostkowska wyjaśniła, że organizowanie zajęć w czasie wolnym nie jest niczym nowym. Przywołała przykłady szkół, w których takie zajęcia odbywają sie od dawna.

- Chwała wszystkim nauczycielom i dyrektorom, którzy te zajęcia od wielu lat organizują. Bo tak jest. Tylko niestety nie wszyscy - powiedziała.