Człowiek to jednak zwierzę racjonalne. I tak się zachowuje. Trzeba go tylko trochę popchnąć. Choćby ograniczając przywileje. Nie, żeby od razu zabierać, ale delikatnie podskubywać. Efekty widać od razu. Nauczyciele ozdrawiają, policjanci i wojskowi też jakby bardziej zdrowi.
To, co przez wiele lat wydawało się niemożliwie, staje się realne. Wystarczyło, by Sąd Najwyższy przesądził, że urlop na poratowanie zdrowia nie chroni nauczyciela przed zwolnieniem, a liczba na nim przebywających od razu spadła. Wystarczyło zmniejszyć uposażenie mundurowych za czas choroby o 20 proc., a od razu chęć do służby jakby większa. To efekt zmian w przepisach, które przekładają się na realne kwoty. Od czerwca, kiedy w życie weszły przepisy zmniejszające uposażenie za czas choroby funkcjonariuszy, liczba przebywających na L4 spadła o 30 proc. To oszczędności rzędu 130 mln zł rocznie.
Te cudowne ozdrowienia nie rozwiązują jednak problemu walki z przywilejami. Rząd jest sparaliżowany, jeżeli chodzi o rolników. Ze względu na interesy koalicjanta, mimo wyroku Trybunału Konstytucyjnego, nie załatwił sprawy opłacania przez prowadzących gospodarstwa rolne składek zdrowotnych. Lata mijają, rozwiązań brak. Legislacyjną dziurę łata się protezami. Efekt? Podatek zdrowotny rolnika, który gospodaruje na 6 ha, może miesięcznie wynieść 0 zł, pozostali – nie mniej niż 270 zł. Na krótkiej liście są też górnicy. Tu jednak całkowity pat. Albo celowa niemoc.