Nowelizacja Karty nauczyciela, która zakładała m.in. zwiększenie liczby godzin w zamian za wyższe wynagrodzenia, może trafić do kosza. Powód? Zbyt dużo przeciwników i zbyt mało czasu.

W resorcie edukacji trwa nerwowe wyczekiwanie, czy nowelizacja prawa oświatowego zwiększająca uprawnienia kuratorów zostanie podpisana przez prezydenta. Wczoraj ustawą zajmowała się senacka komisja. Większość senatorów opowiada się za jej odrzuceniem (patrz opinia). A to pierwsza tak znacząca zmiana w prawie oświatowym przygotowana przez ministra Przemysława Czarnka.
A pod znakiem zapytania stoi kolejna ambitna reforma, dotycząca nowelizacji Karty nauczyciela, której główne założenia sprowadzają się do zwiększenia pensum nauczycieli w zamian za wzrost płac. Problem w tym, że projekt tych zmian miał zostać przedstawiony samorządom i związkom zawodowym po świętach Bożego Narodzenia. Do spotkania jednak nie doszło. Oficjalnym powodem jest sprzeciw związkowców.
- Z moich informacji wynika, że ten projekt nie zostanie zrealizowany. Już na początku kwietnia dyrektorzy zaczną planować nowy rok szkolny, ale nawet jeśli te przepisy by się do tego czasu pojawiły, będzie zbyt późno. Na podstawie zaproponowanych rozwiązań trzeba przecież uwzględnić, kto ewentualnie powinien odejść na wcześniejszą emeryturę, a kto powinien zostać zwolniony - mówi poseł PiS zasiadający w sejmowej komisji edukacji, nauki i młodzieży.
Związkowcy są zaskoczeni, że nikt się z nimi już w tej sprawie nie kontaktuje. Kolejne spotkanie miało odbyć się z oświatową Solidarnością 5 stycznia br., ale związek nie zgodził się na kontynuowanie rozmów. Równolegle mediacje z tym związkiem były prowadzone w Kancelarii Prezydenta, ale też utknęły w martwym punkcie. Ryszard Proksa, szef oświatowej Solidarności, nie ma złudzeń, że nowelizacja trafi do kosza. - Wystarczy popatrzeć na terminy. Do tej pory byliśmy zwodzeni przez MEiN, nie zamierzamy jednak odpuszczać i będziemy się domagać podwyżek dla nauczycieli - podkreśla.
Wtóruje mu Sławomir Wittkowicz, przewodniczący WZZ „Forum-Oświata”. - Mamy już luty, a to oznacza, że nawet jeśli teraz pojawiłby się projekt, jako partnerzy społeczni musimy mieć zagwarantowane 21 dni na analizę. Jeśli nawet ta nowelizacja błyskawicznie przejdzie przez Sejm, to w Senacie prace będą zapewne trwały przez cały miesiąc. A tylko do końca maja można zwalniać nauczycieli, dla których nie byłoby pracy przez podwyższenie pensum - wylicza. Jak jednak przyznaje, obawia się, że rząd będzie przekonywał, iż chciał dać nauczycielom wysokie podwyżki za nieco dłuższą pracę, ale nie zgodziły się związki zawodowe i tylko do nich można mieć pretensje.
- Cieszy nas, że nie ma tej szkodliwej dla nauczycieli nowelizacji, a w przyszłym roku wyborczym już takich kontrowersyjnych reform rząd nie będzie przeprowadzał. Nie zgadzamy się jednak, aby pracowników oświaty karać brakiem podwyżki za nieudolność Przemysława Czarnka w rozmowach z partnerami społecznymi - podkreśla z kolei Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
W ustawie budżetowej wciąż jest jednak specjalna rezerwa m.in. na podwyżki dla nauczycieli, która wynosi łącznie 3,7 mld zł. Z tego aż 3 mld zł miałyby być przekazane na wzrost wynagrodzeń za zwiększenie pensum w szkole z 18 do 22 godzin tygodniowo. - Przekonaliśmy większość w Senacie, aby każdemu nauczycielowi z wyrównaniem od stycznia podwyższyć pensje o 700 zł. Według naszych wyliczeń ta rezerwa wystarczyłaby na taki wzrost płac. Niestety posłowie PiS odrzucili wszystkie poprawki senatorów - mówi Krzysztof Baszczyński.
Co istotne, rządowe zmiany w Karcie nauczyciela sprawiłyby, że jeszcze więcej nauczycieli niż obecnie pracowałoby w niepełnym wymiarze etatu. Z danych z Systemu Informacji Oświatowej wynika, że w szkołach i innych placówkach oświatowych pracuje ponad 687,5 tys. nauczycieli, z tego 586,6 tys. zatrudnionych jest w jednej placówce. Z kolei 82,7 tys. nauczycieli pracuje w dwóch szkołach, a ponad 18,2 tys. - w więcej niż dwóch.
- Niepokoi mnie te 100 tys. nauczycieli, którzy biegają między szkołami, ze szkodą dla uczniów. Obawiam się, że wejście w życie proponowanych zmian może doprowadzić do tego, że ci nauczyciele będą musieli pracować w jeszcze większej niż obecnie liczbie szkół - mówi Krystyna Szumilas, posłanka PO i była minister edukacji. Jak dodaje, ci nauczyciele mogą też stracić na Polskim Ładzie, bo tzw. ulgę dla klasy średniej będą mieć liczoną tylko z jednej umowy o pracę. Na rozwiązaniach już teraz tracą psychologowie i pedagodzy, którzy pracują na wielu umowach.
Resort edukacji nie odpowiedział nam, czy prace nad pragmatyką zawodową nauczycieli będą kontynuowane i czy nowela wejdzie w życie, jak planowano, 1 września br.
OPINIA
Mniej znane, ale również wątpliwe i kontrowersyjne rozwiązania ustawy lex Czarnek
Grzegorz Pochopień, Centrum Doradztwa i Szkoleń OMNIA, były dyrektor departamentu współpracy samorządowej MEN
Senat obraduje nad ustawą o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz niektórych innych ustaw, zwaną dość powszechnie lex Czarnek. Ustawa stała się słynna przede wszystkim ze względu na zawarte w niej regulacje dotyczące większej władzy kuratora oświaty nad dyrektorami szkół oraz wpływu tego kuratora na zapraszanie przez dyrektorów do szkół organizacji pozarządowych. Zdecydowanie mniej mówi się o innych rozwiązaniach w niej zawartych, a część z nich będzie miała potencjalnie znaczny wpływ na finanse niektórych samorządów. Warto je przybliżyć.
Ustawa reguluje kwestię likwidacji szkół w znacznie bardziej precyzyjny sposób niż obecnie. Już od lat likwidacja szkoły jest możliwa pod warunkiem uzyskania pozytywnej opinii kuratora oświaty. To mocno ograniczające samorządy rozwiązanie zostanie wzmocnione poprzez określenie warunków, jakie muszą być spełnione w przypadku likwidacji szkoły. Do tej pory warunki, które oceniał kurator podczas wydawania opinii, były bardzo ogólne. W nowych rozwiązaniach likwidacja będzie możliwa, jeśli polepszy to warunki nauki, wychowania i opieki uczniom likwidowanej szkoły, w tym warunki stosowania specjalnej organizacji nauki i metod pracy dla dzieci objętych kształceniem specjalnym. Rozwiązanie to należy ocenić pozytywnie i wydaje się, że nie będzie budziło kontrowersji. Jednocześnie jednak likwidacja szkoły nie będzie mogła pogorszyć warunków w placówce przyjmującej uczniów ze jednostki zlikwidowanej, w tym warunków bezpieczeństwa i higieny dzieci. Postulat ten wydaje się jak najbardziej słuszny. Niestety, można obawiać się stosowania następującego rozumowania przez kuratorów oświaty: zwiększenie liczby dzieci w szkole przyjmującej pogarsza warunki nauki. Najbardziej jednak groźny jest zapis umożliwiający likwidację placówki, tylko jeśli nie spowoduje to pogorszenia warunków dotarcia uczniów do szkoły. A najczęściej likwidowana szkoła jest małą jednostką, do której dzieci mają stosunkowo blisko. Po jej zamknięciu odległość do „nowej” szkoły automatycznie wzrasta. Najczęściej, w przypadku takiej likwidacji, dzieci są dowożone do przyjmującej szkoły. Powstaje więc pytanie, czy uczeń dowożony autobusem do szkoły odległej np. 6 km od domu ma gorsze warunki dotarcia do szkoły niż dziecko, które dociera do niej piechotą, pokonując odległość 1 km? Zauważmy chociażby, że dziecko docierające piechotą do szkoły może wybrać dowolnie czas dojścia do szkoły i do domu, a podróż autobusem, być może czasem wygodniejsza, ma jednak ograniczenia czasowe, zarówno co do wyjazdu do szkoły, jak i powrotu do domu. Zajmuje też najczęściej więcej czasu. Obawiam się, że w praktyce ten zapis będzie głównym powodem skutecznej odmowy likwidacji szkoły, gdyż jest niejako automatycznie niespełnialny.
Warto wspomnieć jeszcze o ostatnim warunku, czyli konieczności przedstawienia analiz, które uzasadnią likwidację zmianami demograficznymi lub prognozami dotyczącymi liczby uczniów zarówno w zamykanej szkole, jak i tej, która przyjmie uczniów oraz we wszystkich placówkach tego samego typu. Jest to rozsądne rozwiązanie. Likwidacja szkoły to decyzja, która wpływa na życie mieszkańców w horyzoncie dziesięcioleci i źle by było, gdyby była podejmowana wyłącznie na podstawie bieżącej sytuacji demograficznej.
Inną zmianą wpływającą potencjalnie na swobodę działania samorządów oraz ich finanse jest konieczność uzyskania pozytywnej opinii kuratora oświaty na połączenie szkół, placówek lub przedszkoli w zespół albo włączenie jednostki oświatowej w zespół już istniejący. Organizacja jednostek oświatowych w takiej formie jest z ekonomicznego punktu widzenia rozwiązaniem tańszym.