Wydziały powinny być bardziej kontrolowane przy nadawaniu doktoratów czy habilitacji. Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów domaga się większych uprawnień. Jej zdaniem winę za niską jakość prac ponoszą uczelnie
Niski poziom prac naukowych i koleżeńskie recenzje – z tym chce walczyć Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW). Już zapowiedziało, że podejmie działania, które mają podnieść poziom zarówno prac magisterskich, doktorskich czy habilitacyjnych. Zmiany mają dotyczyć ich recenzowania oraz funkcjonowania Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów (CKds.SiT).
Reklama
Reklama
– Słyszę na różnych spotkaniach, że jakość prac spada. W związku z tym zdecydowaliśmy, że zaczynamy bardzo szybko podejmować działania, aby to zmienić – powiedziała prof. Lena Kolarska-Bobińska, minister nauki i szkolnictwa wyższego.
– Konkretne propozycje po konsultacji z rektorami pojawią się jeszcze w tym roku – zapowiada rzecznik MNiSW Łukasz Szelecki.
Zatwierdzanie do lamusa
– Niestety zdarza się, że osoby wystawiające recenzje, które są podstawą przyznawania stopnia, przymykają oko na jakość doktoratu czy habilitacji. Dobrze, że ostatnie wydarzenia spowodowały głośną debatę na temat konieczności podjęcia działań, które zapobiegną takim patologiom – mówi prof. Grażyna Skąpska, przewodnicząca Konwentu Rzeczników Dyscyplinarnych.
Potrzebę zmian dostrzega także CKds.SiT. Jej przewodniczący prof. Antoni Tajduś na jednym z posiedzeń rektorów powiedział wprost, że niektóre przedstawione do zaopiniowania habilitacje są na zatrważająco niskim poziomie.
– Lawinowo wzrosła liczba habilitacji. Na początku XXI wieku było ich 500–600 rocznie. Teraz ponad tysiąc. A masowość doprowadza do spadku jakości – uważa Piotr Korczala, dyrektor biura CKds.SiT.
Dodaje, że środowisko jest zbulwersowane, a centralna komisja nie ma narzędzi, aby zapobiec przyznawaniu stopni osobom, które nie powinny ich uzyskać. – W przypadku habilitacji rada wydziału składa do nas wniosek o zaopiniowanie pracy. Nawet jeśli nasza ocena jest negatywna, to rada wydziału może podjąć inną decyzję i przyznać habilitację. Na to już nie mamy wpływu – wyjaśnia Piotr Korczala.
Uzupełnia, że można kwestionować tylko te stopnie, które zostały nadane wskutek plagiatu. Niski poziom nie jest wystarczającym powodem ich odebrania.
Prof. Hubert Izdebski, sekretarz CKds.SiT, dodaje, że ustawodawca niepotrzebnie odszedł od obowiązku zatwierdzania habilitacji przez centralną komisję.
– Jeszcze w 2003 r. było to niezbędne – zapewnia prof. Izdebski.
Zwraca też uwagę, że zmieniła się definicja pracy habilitacyjnej. Nie musi to być oddziela rozprawa, ale np. zbiór artykułów naukowych.
– Poziom wymagań się obniżył, ponieważ za pracę doktorską, jak i habilitacyjną może być uznane praktycznie wszystko – dodaje prof. Izdebski.
Jego zdaniem taka możliwość powinna być zachowana tylko w niektórych sytuacjach, np. gdy odejście od tradycyjnej pracy usprawiedliwia specyfika dziedziny naukowej.
– Zdarza się również, że rada wydziału przyznaje go naukowcowi, którego na oczy nie widziała. Nie wiadomo nawet, czy kandydat jest w stanie składnie coś powiedzieć – stwierdza prof. Izdebski.
Wyjaśnia, że nie ma już obecnie wymogu przeprowadzenia kolokwium habilitacyjnego. Co prawda komisja habilitacyjna, jeśli ma wątpliwości do pracy, może wyznaczyć spotkanie z autorem, ale musi to właściwie uzasadnić.
– Ustawodawca bardzo dużo zrobił, aby przede wszystkim łatwo było uzyskać habilitację i mamy tego efekty – twierdzi prof. Hubert Izdebski.
Uczelnia oceni
Praktycznie żadnego wpływu nie ma CKds.SiT w przypadku nadawania stopnia doktora.
– To, czy praca naukowa kandydata kwalifikuje się do jego przyznania, w ogóle nie podlega rozpatrzeniu przez centralną komisję – ocenia Piotr Korczala.
Jedynie, co komisja może zrobić, to przeprowadzić kontrolę wydziału i to tylko w celu sprawdzenia procedur.
– Ale nawet w przypadku wykrycia nieprawidłowości konsekwencje poniesie jedynie wydział, a nie osoba, której stopień już przyznano wskutek wadliwie przeprowadzonych procedur. Delikwent nie poniesie konsekwencji – wyjaśnia Piotr Korczala.
Prof. Hubert Izdebski uzupełnia, że przeprowadzenie takiej kontroli też nie jest proste.
– Z orzecznictwa wynika, że nie może być ona przeprowadzona na skutek jednego uchybienia – tłumaczy prof. Izdebski.
Jego zdaniem każda praca doktorska lub habilitacyjna oraz recenzje do nich powinny być dostępne na stronach internetowych uczelni, i to nie tylko po obronie, ale także przed.
– Warto też rozważyć obowiązek sprawdzania tych prac w systemie antyplagiatowym – podpowiada prof. Grażyna Skąpska.
Z kolei zdaniem prof. Huberta Izdebskiego przede wszystkim powinny się zmienić status i uprawnienia CKds.SiT.
– Podkreślić jednak należy, że nie wszystkim patologiom da się zapobiec, nowelizując kolejny raz ustawę. Przepisy nie zmuszą do przestrzegania norm etycznych – kwituje prof. Grażyna Skąpska.
Komentarze(4)
Pokaż:
2. Skoro do awansu (uzyskania tytułu profesora) potrzebne jest wypromowanie doktorów, to jasna sprawa, że pracownicy podobnie jak ich uczelnie promują bez czytania wszystko co im ludzie przyniosą.
3. Skoro o doborze recenzenta decyduje promotor, to stworzyły się spółdzielnie kolegów, które przepuszczają jak leci. W dodatku recenzent za recenzję doktoratu dostaje 1500 zł brutto. Wiadomo, że nie obleje nawet słabej pracy ani nie odeśle nawet do poprawki, bo koniec łatwego zarobku.
4. Spore pieniądze dostaje promotor, oprócz godzin dydaktycznych na głowę doktoranta. Im więcej wypromowanych sztuk doktoratu, tym stan konta wyższy. Poza tym co lepiej ustosunkowani pracownicy biorą nawet słabych i nie rokujących kandydatów, żeby sobie dodać godzin do pensum.
5. Nikt nie kontroluje jakości recenzji. A wręcz przeciwnie hurtowo wlicza się je do dorobku profesury. Im więcej ktoś recenzuje, tym większy ma dorobek. To kpina z rzetelności, bo wiadomo, że jak ktoś dużo recenzuje, to jest po prostu w spółdzielni. Niepojęte, że w dobie komputeryzacji nikomu nie chciało się pokazać tych sieci (kto komu kiedy recenzował).
6. Należy wprowadzić odpowiedzialność za jakość recenzji. Recenzenci i promotor Goliszewskiego powinni ponieść odpowiedzialność nie tylko z powodu konfliktu interesów, ale też z powodu poświadczania nieprawdy, że niby te wypociny spełniają wymogi pracy naukowej, jak nie spełniają.
Podsumowując, system nauki w Polsce działa bez instytucjonalnej kontroli, oddany przez ministerstwo sitwom. Niska innowacyjność nie bierze się znikąd, ale z zarzucenia działalności naukowej na rzecz pozoranctwa i dojenia sytemu i wprowadzonych kryteriów ocen i awansowania, które sprzyjają produkowaniu tytułów bez pokrycia.
Dziś licencjaci mówią, że doktoranci są na niskim poziomie. Za kilka lat ci wypromowani ostatnio pseudo naukowcy będą kształcić następne pokolenia. Ich poziom stanie się standardem. I to jest przyszłość nauki w Polsce, o ile nikt nie powie sprawdzam. Tylko kto ma być tym zainteresowany, wypromowani pseudo naukowcy, ich recenzenci i promotorzy... Wypromowano tyle miernot, że skutecznie powstrzymają (oni i ich producenci) wszelkie działania kontrolne i (ewentualne) naprawcze. Może zresztą o to chodziło w ostatnich reformach, ostatecznie przypieczętować dążenie do upadku.
Czy mam podac stosowne cytaty poprzednich przewodniczacych i bylych czlonkow?
Na poczatek polecam lekture Spraw Nauki 2007 /8-9 (125), w tym wypowiedz prof. Kaczorka
Drugi problem. Juz teraz CK nie wywiazuje sie z ustawowych zobowiazan i sa np znaczace opoznienia w udostepnianiu w internecie informacji o wszelkiego rodzaju postepowaniach. Jak ma zamiar przeprowadzac pelna kontrole?
Na temat kontroli doktoratow przez CK polecam lekture:
Biuletyn nr: 4104/IV
Komisja: Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży /nr 229/
Data: 19-01-2005
wypowiedz prof. Tazbira
Inna sprawa: bierze się doktorantów - nawet jak się nie ma dobrego pomysłu na ich pracę naukową - bo doktorant musi poprowadzić zajęcia a jest tańszy niż pracownik na etacie.
Ostatnia rzecz - jak badania mają być dobre jak naukowiec zamiast siedzieć w laboratorium 40h/tydzień, ponad połowę czasu spędza na dydaktyce i czasem wręcz "użeraniu" się ze studentami, magistrantami czy licencjatami