Krajowe uczelnie otwierają się szeroko na zagranicznych studentów, w zdecydowanej większości na chętnych z Ukrainy.
Krajowe uczelnie otwierają się szeroko na zagranicznych studentów, w zdecydowanej większości na chętnych z Ukrainy.
47 proc. wszystkich studentów cudzoziemców w roku akademickim 2020/2021 w Polsce stanowili Ukraińcy, kolejne 12 proc. Białorusini. I jak wynika z sondy przeprowadzonej przez DGP wśród krajowych uczelni, w tym roku będzie ich jeszcze więcej. Kluczowe jest więc pytanie, czy uczelnie mają limity przyjęć osób z zagranicy, w jaki sposób przeliczają oceny z odpowiedników naszej matury na punkty i czy w ogóle można porównywać oceny uzyskiwane w Polsce i np. na Ukrainie.
– Obserwujemy wzrost liczby kandydatów zagranicznych ubiegających się o przyjęcie – słyszymy na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tu rekrutacja jeszcze trwa. Na tę chwilę jest ok. 2815 kandydatów bez polskiego obywatelstwa, w tym 1086 przyjętych. To przede wszystkim osoby z Ukrainy (1184 kandydatów, w tym 433 przyjętych), Białorusi (376 kandydatów, w tym 141 przyjętych), Norwegii (174 wobec 81). W poprzednim roku było 2463 kandydatów, w tym 1196 przyjętych. Na pierwszym miejscu również Ukraińcy.
Na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie też widać duże zainteresowanie ze strony cudzoziemców. W 2010 r. było tu ponad 200 osób z zagranicy, a obecnie wszystkich uczących się łącznie spoza Polski jest ok. 1,7 tys. Są to przedstawiciele 49 krajów, ale w przeważającej mierze obywatele Ukrainy i Białorusi. Uniwersytet Warszawskim ma na ten moment ok. 3, 1 tys. nowych zgłoszeń z zagranicy. Również najwięcej z Ukrainy (660), Białorusi (553), a także Nigerii (311).
Z kolei poznański UAM na tę chwilę w rekrutacji 2021/22 przyjął już 984 obcokrajowców, co stanowi 9,8 proc. wszystkich przyjętych kandydatów. Jak jednak słyszymy, nie jest to liczba ostateczna, bo na wydziałach trwa jeszcze dodatkowa rekrutacja. W 2020 r. było to 1226 osób, w tym z Ukrainy – 604, z Białorusi – 240; w 2019 r. – 976 (i odpowiednio 539 i 147). – Największy procent przyjętych kandydatów zagranicznych (w stosunku do liczby oferowanych miejsc) jest na kierunkach prowadzonych w języku angielskim. W Central European and Balkan Studies wszyscy przyjęci są cudzoziemcami, a na stosunkach międzynarodowych, także z wykładowym angielskim, cudzoziemcy zajęli 60 proc. miejsc – opisuje uczelnia.
Wzrost liczby studentów zza granicy jest także widoczny na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika, gdzie najwięcej chętnych pochodzi z Białorusi, Ukrainy, Chin. W 2020 r. było to 260 osób. Stan na dziś to 370 nowych studentów. Z tym, jak zastrzega Ewa Walusiak-Bednarek z toruńskiej uczelni, trzeba poczekać, czy wszyscy przyjęci ostatecznie przyjadą na zajęcia.
Choć większość uczelni mówi o wzroście liczby chętnych z zagranicy, są i takie, które notują spadki. Tak jest np. na Politechnice Gdańskiej, gdzie w rekrutacji na studia I i II stopnia wzięło udział 567 obcokrajowców, choć łączny limit dla nich ze wszystkich wydziałów to 938 miejsc. Podobnie na Uniwersytecie Opolskim: w tym roku 527 osoby, w poprzednim roku – 830 osób.
Kandydaci na studia w Polsce przyjmowani są na podstawie wyników z matury. A te Centralna Komisja Egzaminacyjna podaje w procentach. Oceny z zagranicznych świadectw trzeba zatem także proporcjonalnie przeliczyć na procenty. A skoro punktem wyjścia jest ocena na egzaminie, poprosiliśmy nauczycieli matematyki i języka angielskiego, którzy uczą w szkołach średnich, przygotowują do matury lub piszą repetytoria dla uczniów, o porównanie arkuszy egzaminacyjnych z Ukrainy i Polski.
Wiesław Włodarski, nauczyciel matematyki, ocenia, że już pierwsze zadanie arytmetyczne jest na poziomie V klasy szkoły podstawowej. Kolejne – odczytywanie własności funkcji z wykresu – mogłoby się pojawić na naszej maturze i jest raczej łatwe. Zadanie z geometrii (wykorzystanie znajomości sumy miar kątów wewnętrznych czworokąta) i przekształceń algebraicznych – także z zakresu podstawówki. Generalnie na 34 zadania i polecenia, w przypadku pięciu polscy uczniowie mogliby, jego zdaniem, mieć problem. Resztę, łącznie z poleceniami z zakresu egzaminu rozszerzonego, ocenia jako porównywalne lub prostsze niż na polskim egzaminie. – Nie znam jednak progu zdawalności, więc nie wiem, ile banalnych zadań trzeba rozwiązać, żeby zdać taką maturę – zastrzega.
Kolejni pytani matematycy podzielają tę opinię, mówiąc nawet, że polską i ukraińską maturę z matematyki dzieli przepaść.
Podobną ocenę dotyczącą angielskiego stawia nauczycielka tego języka Ewa Drobek. Na ukraińskim arkuszu są zadania zaliczające poziom podstawowy lub rozszerzony. – Całość oceniam jednak na poziom podstawowy, łatwiejszy od naszego o ok. 15–20 proc. Zaskakują obrazki w pierwszym poleceniu, które u nas pojawiają się raczej na egzaminach ósmoklasisty. W ramach dłuższej formy jest tu do napisania list na 150 słów podczas, gdy polscy zdający na poziomie rozszerzonym muszą zmierzyć się z rozprawką na ponad 270 słów. Prostsze są też zadania gramatyczne. W polskiej maturze z angielskiego mamy dwa dłuższe teksty, nad którymi potem się pracuje, a tu jest jeden – wylicza. Jej zdaniem prowadzi to do wniosku, że krajowi kandydaci mierzą się z trudniejszymi zadaniami. A przy przeliczaniu w czasie rekrutacji ich ocen na punkty mogą czuć się zatem poszkodowani.
Zagraniczne oceny są przeliczane proporcjonalnie na procenty polskiej nowej matury. Maksymalna ocena danego kraju, np. na Ukrainie to 12, a na Białorusi – 10, opowiada 100 proc. z danego przedmiotu. Niższe oceny to odpowiednio mniej punktów. Choć uczelnie mają swobodę kształtowania przeliczników, nie różnią się one wiele.
Limity przyjęć chętnych z zagranicy również są w gestii uczelni. Nie ma ich na UAM, UW czy Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego (Bydgoszcz).
Inaczej jest na Uniwersytecie Jagiellońskim. – Uczelnia określa co roku limity dla kandydatów zagranicznych w drodze uchwały senatu. Są ustalane na podstawie deklaracji władz wydziałów odrębnie dla każdego z kierunków prowadzących rekrutację – mówi Adrian Ochalik, rzecznik uczelni. Dodatkowo kandydaci nieposiadający obywatelstwa polskiego rekrutują się na podstawie obowiązkowej rozmowy kwalifikacyjnej. Jej celem jest ocena predyspozycji kandydata do podjęcia studiów, w tym znajomości języka wykładowego (najczęściej polskiego) na poziomie co najmniej B2.
Limity są też na Uniwersytecie Rzeszowskim czy Politechnice Gdańskiej. – Ale niewykluczone, że wraz z postępującą internacjonalizacją uczelni i coraz większym zainteresowaniem ze strony zagranicznych studentów zasada ta będzie w przyszłości zmieniona bądź limity zwiększane – mówi Maciej Dzwonnik, rzecznik tej drugiej.
Jak przekonuje MEiN, liczba studentów cudzoziemców w Polsce stale rośnie, co zgodnie z wynikami badań i analiz ma pozytywny wpływ na jakość kształcenia, pogłębienie wzajemnego zrozumienia czy rozwój osobisty i zawodowy młodego pokolenia. Nie bez znaczenia jest również budowa pozytywnego wizerunku kraju za granicą. Resort w informacji przesłanej DGP zaznacza, że umiędzynarodowienie uczelni polskich nie jest celem samym w sobie, lecz „narzędziem wykorzystywanym do wspierania doskonałości naukowej, wzmocnienia jakości edukacji czy też społecznego zaangażowania polskich uczelni i instytucji nauki wpisującego się w strategiczne cele państwa”. Współczynnik umiędzynarodowienia studiów wyższych wynosił 6,5 proc. w 2019 r. i 6,8 proc. w 2020 r. – co stanowi jeden z niższych wyników pośród krajów OECD.
Współpraca Michał Potocki
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama