Resort nauki będzie informował o słabych szkołach wyższych, lecz nie o tych, które są na skraju zapaści finansowej i nie zapewnią ukończenia nauki.
Co trzecia uczelnia niepubliczna jest na minusie – wynika z danych zebranych przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW). Problem polega na tym, że resort nie podaje, które są to placówki. Twierdzi, że nawet jakby chciał, to nie może tego zrobić. Inne zdanie mają eksperci.
Wybiórcza ochrona
Już jutro resort nauki uruchomi portal, który pomoże kandydatom wybrać studia i ostrzeże ich przed słabymi uczelniami. Będzie można w nim znaleźć takie informacje, jak: oferowane kierunki studiów, oceny Polskiej Komisji Akredytacyjnej za jakość kształcenia czy ile osób odpada w trakcie rekrutacji.
Zabraknie w nim jednak jednej, kluczowej wiadomości – o tym, czy dana uczelnia jest na minusie – a w ubiegłym roku ujemny wynik odnotowało aż 100 niepublicznych szkół. MNiSW twierdzi, że tego nie ujawnia, ponieważ nie ma takiego prawa.
– Ministerstwo nie jest upoważnione do ujawniania danych finansowych tych uczelni ze względu na to, że nie są to jednostki sektora finansów publicznych. Wyjątek dotyczy pieniędzy przekazanych w ramach dotacji. W związku z tym resort w nowym portalu internetowym nie planuje upubliczniania wyników finansowych uczelni niepublicznych – uzasadnia Łukasz Szelecki, rzecznik resortu.
Z tym stanowiskiem nie zgadza się Szymon Osowski, prezes zarządu Sieci Obywatelskiej – Watchdog Polska.
– Resort zbiera te dane w interesie publicznym i ma obowiązek je przekazać. Nie zachodzą tu także przesłanki do ograniczenia ich jawności bez względu na to, że chodzi o szkoły niepubliczne – stwierdza Szymon Osowski.
Ukrywanie danych
Oczywiście do sprawozdań finansowych uczelni można dotrzeć. Są one zamieszczane na ich stronach czy w monitorze sądowym. Niestety wymaga to samozaparcia od kandydatów na studia, bo wcale nie jest łatwo je uzyskać. – Niektóre szkoły wolą nie afiszować się z tą informacją, bo nie chcą odstraszać studentów – stwierdza prof. Jerzy Malec, rektor Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego.
Jego zdaniem student, który podejmuje naukę na uczelni, musi wiedzieć, czy ma szanse ją ukończyć, a to można ocenić po tym, czy placówka odnotowuje kilka lat z rzędu stratę.
– Aby na podstawie tych danych nie wyciągać pochopnych wniosków, można je prezentować w ujęciu procentowym w odniesieniu do całkowitego budżetu uczelni. W przypadku mniejszej uczelni kilkumilionowa strata może przerażać, ale jeśli budżet szkoły to kilkadziesiąt milionów, nie możemy wtedy mówić o zagrożeniu likwidacją – zauważa Piotr Müller, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej.
Gwarancja kształcenia
Tym bardziej byłoby wskazane informowanie studentów o sytuacji finansowej uczelni, ponieważ przepisy niedostatecznie chronią ich w momencie likwidacji placówki. A tą są zagrożone niepubliczne placówki. Z art. 26 ust. 1 ustawy z 27 lipca 2005 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym (t.j. z 2012 r. poz. 572 ze zm.) wynika, że założyciel szkoły wyższej może ją zamknąć po zapewnieniu kontynuowania studiów osobom, które się na niej kształcą.
– Ten przepis jest nieprecyzyjny i wymaga uszczegółowienia. Zabiegaliśmy o to podczas ostatniej nowelizacji przepisów, ale nasze argumenty nie zostały przez rząd uwzględnione – opowiada Piotr Müller.
Zdarza się, że uczelnia, owszem, zapewnia możliwość kontynuowania studiów, lecz w innym miejscu oddalonym od poprzedniej siedziby uczelni o kilkadziesiąt kilometrów albo na innym kierunku. W efekcie student kończy studia w warunkach zupełnie innych niż te, na jakie się decydował, podejmując naukę.
– Zastanawialiśmy się, jak rozwiązać ten problem, aby likwidowana uczelnia nie mogła aż tak swobodnie interpretować, co rozumie pod wyrażeniem „kontynuowanie studiów” – wskazuje Piotr Müller.
Jego zdaniem placówka, która nie jest w stanie zapewnić dalszego studiowania, powinna być zobowiązana do zwrotu wpłaconego czesnego.
– Trzeba ograniczyć takie patologiczne sytuacje, jak przyjmowanie studentów przez szkoły wyższe, które nie wiedzą, czy będą w stanie zapewnić kształcenie w ciągu trzech najbliższych lat. Dalej rekrutują, bo chcą przetrwać chociaż jeszcze jeden rok. Tylko straszak finansowy nałożony na uczelnie jest w stanie zapobiec takim sytuacjom – uważa Piotr Müller.