187 mln zł – tyle resort edukacji chce przeznaczyć na zajęcia wyrównawcze dla uczniów. Ministerstwo przekonuje, że zainteresowanie uzyskaniem dodatkowych pieniędzy jest duże. Dyrektorzy szkół twierdzą zaś, że program będzie nieskuteczny – brakuje nauczycieli, sal lekcyjnych, a sami rodzice niechętnie deklarują udział dzieci w takich zajęciach.

Od jutra formalnie w szkołach podstawowych dla klas IV–VIIII i ponadpodstawowych (poza pewnymi wyjątkami, np. szkół dla dorosłych) mają rozpocząć się zajęcia wyrównawcze. Mają one pomóc chętnym uczniom nadrobić zaległości, jakie powstały w czasie nauki zdalnej. Jak przekonuje Dariusz Piontkowski, wiceminister edukacji i nauki, przytłaczająca większość szkół, bo ponad 20 tys., zgłosiła się do programu, a zaledwie kilkadziesiąt nie było nim zainteresowanych. Z badania związkowców wynika jednak coś innego. Pewne jest więc jedno – chaos i zamieszanie wokół korków opłacanych z publicznych pieniędzy.
Bierzemy wszystko
Nawet ci dyrektorzy szkół, którzy deklarują zapotrzebowanie na pełną pulę zajęć, nie są pewni, czy ją wykorzystają. Jak sami twierdzą – będą się o to martwić we wrześniu. Pieniądze i tak zostaną w samorządzie. Wystarczy, że dodatkowe lekcje dla chętnych będą odbywać się zbyt późno lub po okienku lekcyjnym. To, zdaniem szefów placówek oświatowych, spowoduje masowe rezygnacje z udziału w takich zajęciach. Rodzice natomiast obawiają się, że popularne kółka zainteresowań zmienią się formalnie w lekcje wspomagające. Gdzie więc ich wartość dodana – pytają.
– Nawet jeżeli do samorządów, które są organem prowadzącym dla szkół, trafiły pieniądze na dodatkowe zajęcia, to nie oznacza, że się one odbędą. Mamy informacje, że część z nich przekazuje dyrektorom, iż nie dostali środków na ten cel, mimo że to nieprawda – mówi Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
– W przepisach jest mowa o rezerwie z subwencji oświatowej i jeśli samorząd nie przeznaczy tych pieniędzy na naukę, tylko np. na budowę drogi, bo uzna, że nie ma chętnych do zajęć, to nie złamie prawa. Tylko prywatne placówki, które otrzymają dotacje na dodatkowe korepetycje, będą musiały się z tego rozliczać– dodaje.
ZNP już rozpoczęło monitoring realizacji dodatkowych zajęć. Związek zapytał 53 szkoły, jak podchodzą do proponowanych przez resort zajęć wspomagających. Z sondy wynika m.in., że 9,4 proc. placówek nie zamierza organizować takich lekcji. Niecałe 50 proc. ma takie plany. To, zdaniem związku, może być wynikiem nie tylko niewiedzy opiekunów uczniów, ale również słabej komunikacji na linii szkoła – rodzice spowodowanej okresem wakacyjnym.
– Potrzebne jest przede wszystkim określenie celu takich zajęć, a także jakimi metodami chce się je osiągnąć. Inaczej pomoc będzie fikcją, a pieniądze przelecą przez system niezauważone, bez żadnego pożytku dla uczniów – ostrzega Tomasz Elbanowski ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców. – Obecnie dzieci najbardziej potrzebują wsparcia psychologicznego – dodaje.
Nauczyciele z różną pensją
Związkowcy nie tylko sprawdzali, jaki jest poziom zainteresowania zajęciami wspomagającymi, ale też jak wygląda kwestia wynagrodzenia nauczycieli za ich prowadzenie. Z sondy ZNP wynika, że 62,3 proc. dyrektorów szkół zapłaciło za zrealizowane zajęcia (za te, które odbyły się jeszcze w czerwcu, bo resortowy program rozpoczął się, jak dzieci wróciły do szkół po III fali epidemii). Odbyło się to według zaszeregowania, czyli posiadanego stopnia awansu zawodowego (czyli tak, jak za nadgodziny). Z kolei 15,1 proc. placówek dodatkowe pieniądze wypłaciło tylko części nauczycieli, a w 22,6 proc. szkół nie było żadnej gratyfikacji.
– Wystarczy, że zajęcia wspomagające odbywają się na podstawie innych zadań statutowych zleconych przez dyrektora i nauczyciel zostaje bez wynagrodzenia. Tak samo, jak na początku pandemii i w jej trakcie, gdzie wielu szefów placówek nie organizowało zastępstw, a nawet nie wypłacało części dodatków, np. za trudne warunki pracy – podkreśla Baszczyński.
Podobnego zdania są inni związkowcy.
– Zajęcia wspomagające rozwój ucznia powinny być płatne dla nauczyciela, bo to są lekcje niewliczane do obowiązkowego pensum. Powinny być także uwzględnione w arkuszu organizacji na dany rok szkolny – mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący WZZ „Forum-Oświata”. Natomiast MEiN uważa, że dyrektor placówki może, ale nie musi uwzględniać w nich dodatkowych zajęć. – A to oznacza, że nie ma podstawy do wypłacania nauczycielom pieniędzy – kwituje Wittkowicz. I przestrzega, że to może spowodować koleją falę roszczeń ze strony nauczycieli. Podobną do tej, jaka miała miejsce w sytuacji zaniżania wynagrodzeń za czas pracy zdalnej. Na dochodzenie swoich praw nauczyciele mają 3 lata od powstania roszczenia.
Dlaczego tak wcześnie
Do skuteczności programu dodatkowych zajęć mało przekonani wydają się sami szefowie placówek oświatowych. Chociażby dlatego, że ma się on zakończyć 22 grudnia. To oznacza dla nich problemy organizacyjne. Pytają np., dlaczego dodatkowe zajęcia mają kończyć się w grudniu, a nie wraz z końcem całego roku szkolnego? – Nie będziemy mieli tylu wolnych sal lekcyjnych. Dodatkowo przy wytycznych pandemicznych trudno będzie zrealizować po 15 godzin dodatkowych lekcji na klasę w takim krótkim czasie. Z pewnością będą one się odbywać w czasie okienek, bo nie będzie nauczycieli. Ale wtedy istnieje groźba, że rodzice będą wycofywać deklaracje o udziale ich dzieci w dodatkowych zajęciach – mówi Izabela Leśniewska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 23 w Radomiu.
Wtórują jej samorządowcy.
– Nam też zależy na tym, aby wesprzeć uczniów, którzy tak długo przebywali w domach i uczyli się w formie online. Ale nie można zapominać, że dzieci mają po lekcjach już zaplanowane zajęcia sportowe i artystyczne, z których nie będą chciały rezygnować – uważa Mariusz Krystian, wójt gminy Spytkowice.
Szczegółowe regulacje dotyczące realizacji dodatkowych zajęć zostały określone w rozporządzeniu ministra edukacji narodowej z 20 marca 2020 r. w sprawie szczególnych rozwiązań w okresie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 (Dz.U. poz. 493 ze zm.).
Zajęcia wspomagające powinny być płatne dla nauczycieli, bo są to lekcje niewliczane do obowiązkowego pensum
Założenia Ministerstwa Edukacji i Nauki w sprawie pomocy uczniów wracających z nauki zdalnej