Groźba usunięcia ze studiów mobilizuje do terminowego płacenia czesnego uczelniom.

Największe problemy z odzyskaniem płatności mają publiczne placówki, wśród których dominują uczelnie wyższe. Jak wynika z danych Krajowego Rejestru Długów, wobec nich nie uregulowano zobowiązań na prawie 9,7 mln zł. W odniesieniu do placówek prywatnych w grę wchodzi ponad 7,3 mln zł.
Najliczniejszą grupę wśród dłużników stanowią osoby biorące udział w kursach i szkoleniach w ośrodkach prywatnych – 5589. Ale placówkom oświatowym zalegają też przedsiębiorcy. Ci najczęściej nie płacą za zlecone badania i projekty czy wynajem sal wykładowych na swoje potrzeby. W sumie do oddania mają 3,1 mln zł.
Uczelnie wyższe przyznają, że niepłacący na czas studenci to odwieczny problem, ale taki, z którym można sobie poradzić.
– W skali roku zdarza się kilkadziesiąt przypadków zadłużenia wobec uczelni ze strony studentów. Skala zadłużenia to maksymalnie równowartość dwóch miesięcy czesnego – mówi dr Grażyna Bochenek, rzecznik prasowa Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Deklaruje, że do osób, które nie uiściły opłaty, wysyłane jest najpierw przedsądowe wezwanie, które nie wiąże się z żadnymi dodatkowymi opłatami dla nich.
– Duża część studentów na to wezwanie odpowiada, wówczas każda sprawa jest rozpatrywana indywidualnie i w zależności od sytuacji studenta zaległości mogą być umorzone lub rozłożone na raty. W przypadku osób, które nie zareagują na wezwanie, uruchamiana jest procedura windykacyjna – wyjaśnia.
Niepłacący studenci muszą też liczyć się z innymi konsekwencjami, w tym z usunięciem ze studiów. Jak mówią przedstawiciele uczelni, taka świadomość mobilizuje studentów do wypełniania zobowiązań. Szczególnie gdy są na popularnych kierunkach.
– Dlatego skala zadłużenia ze strony studentów jest w naszym przypadku podobna co roku. W przypadku wydziału stomatologicznego to w sumie ok. 120 tys. zł wraz z odsetkami. Źródłem zadłużenia są przede wszystkim studenci anglojęzyczni, którzy spóźniają się po prostu z płatnościami za czesne – wskazuje Monika Kowalska, rzecznik Uniwersytetu Medycznego i Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
W sumie z płatnościami wobec edukacji zalega 9,5 tys. osób i firm. To o 9 proc. więcej niż przed rokiem. Dla porównania: wszystkich studentów w Polsce jest ponad 1,2 mln.
Średnie zadłużenie wobec edukacji to dziś 1795 zł, podczas gdy przed rokiem było to 2073 zł.
– W pierwszym roku pandemii zaległości przybyło, podobnie jak dłużników. W tym czasie wielu młodych ludzi straciło źródło dochodu, co mogło spowodować problemy z płatnościami wobec uczelni i szkół. Po ponad roku nastąpiła lekka poprawa i od czerwca bieżącego roku dłużnicy znów zaczęli regulować zobowiązania finansowe – komentuje Adam Łącki, prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.
– Jest grupa studentów, którzy pracując, sami finansują swoje studia w trybie zaocznym. Nie zawsze mają jednak stabilne zatrudnienie. Utrata pracy lub konieczność zmiany na słabiej płatną powoduje, że przestają regulować czesne – wyjaśnia Jakub Kostecki, szef firmy windykacyjnej Kaczmarski Inkasso.
Eksperci dodają, że zawirowania na rynku pracy nie ominęły też rodzin studentów i uczniów szkół średnich. Z tego powodu nie mogli oni często liczyć na pomoc bliskich przy regulowaniu swoich zobowiązań.
Koszty kształcenia z roku na rok rosną. Według GUS w ubiegłym roku zwiększyły się one w przeliczeniu na studenta o ponad 12 proc., gdy w latach poprzednich rosły średnio o 6–8 proc. Studenci muszą opłacić czesne, ale też mieszkanie czy dojazdy na uczelnie.