Przekazywanie szkół przez gminy stowarzyszeniom lub ich likwidacja nie prowadzi do obniżenia jakości kształcenia. Niekorzystne skutki tych zmian ponoszą jednak nauczyciele, bo zarabiają mniej i pracują więcej.
To wnioski z raportu Najwyższej Izby Kontroli, który został sporządzony na podstawie badań z lat 2008–2012 przeprowadzonych w 119 placówkach.
W wyniku likwidacji lub przekształcenia jednej szkoły skontrolowane gminy zaoszczędziły w pierwszym roku średnio 286 tys. zł. W kolejnych latach oszczędności były znacznie wyższe. W badanym okresie z likwidowanych szkół zwolniono 1179 pedagogów, którym w ramach odpraw wypłacono aż 7 mln zł (czyli średnio 6 tys. zł).
NIK wskazuje, że blisko 40 proc. zwolnionych nauczycieli podjęło pracę w szkołach gminnych przejmujących uczniów. Dalszych 19 proc. znalazło zatrudnienie w placówkach tworzonych na miejscu dotychczasowych (np. stowarzyszeniowych).
Kontrolerzy podkreślają, że korzyści finansowe gmin z likwidacji szkół są osiągane kosztem pogorszenia pozycji ekonomicznej części nauczycieli. Dla grupy, która znalazła pracę w szkołach przejmujących uczniów, nic się nie zmieniło. Jednak ci pedagodzy, których zatrudniono w nowo utworzonych szkołach, stracili przywileje dotyczące warunków zatrudnienia i płacy wynikające z Karty Nauczyciela. W efekcie dochodzi do zróżnicowania statusu pedagogów pracujących w tej samej gminie. Jak wynika z ustaleń NIK, we wszystkich nowych placówkach nauczyciele pracowali średnio 23 godziny tygodniowo, czyli o 5 godzin więcej niż w gminnych szkołach, a ich wynagrodzenie wynosiło średnio 60 proc. (30–96 proc.) wcześniejszych zarobków.
– Kontrolerzy potwierdzili, że dochodzi do dyskryminacji płacowej na terenie tego samego samorządu, w którym np. dla jednej szkoły podstawowej organem prowadzącym jest gmina, a dla drugiej – stowarzyszenie – podkreśla Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Prawnicy mają jednak wątpliwości, czy można stawiać takie zarzuty.
– Mamy do czynienia z dwoma różnymi podmiotami po stronie pracodawcy. Trudno mówić o dyskryminacji płacowej, jeśli porównywalibyśmy np. zarobki pracownika PZU z inną firmą ubezpieczeniową. Z drugiej jednak strony pieniądze na wynagrodzenia trafiają pośrednio w obu przypadkach z subwencji oświatowej, więc nauczyciel ze szkoły stowarzyszeniowej mógłby próbować walczyć o podwyżkę lub obniżenie wymiaru zajęć przed sądem pracy – uważa dr Magdalena Zwolińska, adwokat z kancelarii DLA Piper Wiater sp.k.