Nauczyciele, związkowcy i dyrektorzy krytykują pomysł zwiększenia pensum w zamian za wyższe wynagrodzenie. Samorządowcy swoje poparcie uzależniają od zwiększenia subwencji oświatowej,

Dziś w resorcie edukacji i nauki, w ramach prac zespołu ds. statusu zawodowego pracowników oświaty, mają spotkać się przedstawiciele związków zawodowych i korporacji samorządowych. Rozmowy obejmą m.in. propozycję zmian w Karcie nauczyciela. Najwięcej kontrowersji budzi zwiększenie pensum o dwie godziny tygodniowo. W zamian jednak osoby pracujące w samorządowych placówkach mogłyby liczyć na podwyżki rzędu 500 zł.
Takim rozwiązaniem nie są zachwyceni związkowcy – ani ci ze Związku Nauczycielstwa Polskiego, ani Forum Związków Zawodowych, ani nawet sympatyzującej z rządem oświatowej Solidarności. Ryszard Proksa, szef tej ostatniej organizacji, wydał oświadczenie, w którym podkreślił, że propozycje ministerialne wciąż nie gwarantują realizacji porozumienia z 7 kwietnia 2019 r. pomiędzy jego związkiem a rządem. Solidarność, która wtedy nie przystąpiła do strajku, miała nadzieję, że od kolejnego roku budżetowego zostanie wprowadzony mechanizm pozwalający na automatyczne zwiększanie płac, proporcjonalnie do wzrostu średniej krajowej.
Trzyletni okres przejściowy
Podwyższenie pensum oznacza, że przykładowo nauczyciele tablicowi mieliby pracować 20 godzin tygodniowo (a nie 18, jak obecnie). Nie dotyczyłoby to nauczycieli zatrudnionych w samorządowych przedszkolach, bo oni już teraz mają więcej godzin niż w szkołach (25 i 22 godziny w zerówce).
Ministerstwo podkreśla, że będzie się to wiązało z ruchami kadrowymi, w związku z czym proponuje w trzyletnim okresie przejściowym zastosowanie działań osłonowych, umożliwiających elastyczne przechodzenie na nowy system.
Wymiar zajęć dodatkowych poza pensum (np. rozwijających zainteresowania), które obowiązkowo realizowaliby nauczyciele, zależałby od tego, czy ich przedmioty wymagają mniej czasu na przygotowanie się do zajęć lub sprawdzanie prac pisemnych. Takie stawianie sprawy bulwersuje związkowców. – Takie stwierdzenia – że wyższe pensum powinni mieć ci, którzy mniej się angażują w swoją pracę – mają na celu tylko podzielenie środowiska – podkreśla Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
– Anna Zalewska, była minister edukacji, zlikwidowała godziny karciane, które nauczyciele musieli realizować w ramach etatu. Okazuje się, że nowy minister nagle to teraz odkręca i ci, którzy niewiele przygotowują się do zajęć, będą musieli dodatkowo pracować z uczniami – mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący WZZ „Forum-Oświata”. Również w jego opinii ta dyskusja ma skłócić nauczycieli. – Nie wierzę, że tego rodzaju zmiany wejdą w życie, bo środowisko się na to nie zgodzi – przekonuje.
Według propozycji resortu nowe rozwiązania będą uwzględniały decyzję nauczyciela – sam będzie mógł wybrać, czy przechodzi na wyższe pensum z jednoczesnym wzrostem wynagrodzenia lub zachowuje dotychczasowe pensum i proporcjonalne wynagrodzenie zasadnicze. Jednak nawet za dodatkowe pieniądze większej liczby godzin raczej nie będą chcieli poloniści, którzy już w ubiegłym roku wysłali do ministerstwa postulat, aby ich pensum zostało obniżone z 18 do 15 godzin tygodniowo. Powód? Przeładowany materiał i dużo pracy przy sprawdzaniu m.in. prac pisemnych.
– Nauczyciele już obecnie mają więcej godzin, pracują nawet po półtora etatu. Obecnie w środowisku jest też duża demotywacja, bo już są trudności ze znalezieniem kadry. Będzie selekcja negatywna, jak w latach 90., kiedy w szkołach zostawali ci, którzy nie mieli na siebie pomysłu – mówi Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
Nie tylko dodatkowe godziny
Zwiększenie pensum to niejedyna zmiana zaproponowana przez resort. Nauczyciele mają mieć w ciągu roku zagwarantowane 50 dni urlopu roboczego, który będzie można wykorzystać w każdym dniu wolnym od zajęć dydaktyczno-wychowawczych (w przedszkolach i dla dyrektorów jest to obecnie 35 dni). Za kilkudniowe wycieczki ten wymiar ma być proporcjonalnie zwiększany. – Według naszych wyliczeń nauczyciele stracą na tym rozwiązaniu 12 dni roboczych, licząc od 1 lipca, a od ostatniego tygodnia czerwca będzie to jeszcze więcej – wskazuje Krzysztof Baszczyński.
Kolejna propozycja, która również bulwersuje związkowców, sprowadza się do ograniczenia liczby stopni awansu zawodowego. Obecnie są cztery: stażysta, kontraktowy i mianowany oraz dyplomowany. Zlikwidowany ma zostać kontraktowy. Zatem nauczyciel trafiający do zawodu przez cztery lata przygotowywałby się do mianowania. – Takie odwlekanie w czasie sprawi, że osoby z małym stażem znacznie dłużej niż obecnie będą pracować za niższe wynagrodzenie – przestrzega Krzysztof Baszczyński.
Czekają na finansowanie
Samorządowcy, którzy swego czasu postulowali zwiększenie pensum o dwie godziny, obecnie są bardziej powściągliwi w ocenie propozycji resortu. – Jest to dobry kierunek. Jestem pewien, że zwłaszcza młodzi nauczyciele zgodziliby się na wyższe pensum za większe pieniądze. Jednak musi się to wiązać z dodatkowymi pieniędzmi – mówi Marek Olszewski, starosta toruński, były przewodniczący Związku Gmin Wiejskich.
Minister zapewnia, że wraz z wprowadzeniem takiego rozwiązania będzie zwiększona subwencja oświatowa. Nie podaje jednak konkretnie, o ile.
– Mamy nadzieję, że dziś dowiemy się, jak będzie wyglądało finansowanie tych dwóch dodatkowych godzin. Nie zamierzamy kolejnych rządowych podwyżek wypłacać z własnych budżetów, bo nie mamy na to pieniędzy. Kierunek zmian wart jest dyskusji, ale bez środków ekstra nie da się ich wdrożyć – potwierdza Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. Zgadza się przy tym ze stanowiskiem związkowców, że nie można dzielić nauczycieli na tych, którzy pracują mniej lub więcej. – Z pewnością nie będzie na to naszej zgody. Jeśli w zamian za podwyżki ma być zwiększone pensum, to każdego nauczyciela trzeba traktować tak samo – zarówno tego od matematyki, jak i od wychowania fizycznego – zaznacza.
Przykładowe wyliczenie (możliwe stawki wynagrodzenia zasadniczego)