Wczoraj Przemysław Czarnek zapowiedział, że od poniedziałku będzie możliwy powrót dzieci do żłobków i przedszkoli. Wcześniej zarówno minister edukacji jak i jego współpracownicy zapowiadali, że wszyscy uczniowie dokończą rok szkolny stacjonarnie. Sprawdziliśmy na ile to realne.

Kluczowe dane dla decyzji o otwieraniu żłobków i przedszkoli pojawią się, zdaniem ministra Czarnka, dziś i jutro. - Jeśli potwierdzą tendencję spadkową, to począwszy od poniedziałku jest wielka szansa, żebyśmy wracali do przedszkoli, w kolejnym tygodniu do klas I-III i do kolejnych klas szkół podstawowych, a następnie w maju do szkół ponadpodstawowych, tak żeby w maju już wszyscy byli w systemie stacjonarnym - mówił szef MEiN w porannej rozmowie RMF FM.

Przemysław Czarnek przedstawił też rozważany w resorcie alternatywny scenariusz, w którym wszyscy wracają do nauki w trybie hybrydowym, tak, by w placówce na raz przebywało nie więcej niż 50 proc. uczniów. - Szkoły są na to przygotowane - zapewnił.

Zdaniem epidemiologów kluczowa, przy podejmowaniu decyzji o luzowaniu wszelkich obostrzeń nie jest w tej chwili liczba nowych zakażeń, ale liczba zajętych łóżek szpitalnych i respiratorów – to ona wskazuje na poziom (nie)wydolności ochrony zdrowia. Te liczby wyglądają następująco.

Zajęte łóżka i respiratory / GazetaPrawna.pl

Konferencja, na której podjęto decyzję o zamknięciu żłobków i przedszkoli oraz powrocie uczniów klas 1-3 do nauczania zdalnego odbyła się 25 marca. W tygodniu poprzedzających średnia tygodniowa liczba zajętych łóżek wyniosła 22413, a respiratorów 2218. W tygodniu, w którym decyzja ta zaczęła obowiązywać było to odpowiednio 27109 i 2648. Jeśli Ministerstwo Zdrowia i premier podejmą decyzję o zdjęciu tych ograniczeń, podejmą ją również na podstawie ubiegłotygodniowych danych, które wynosiły: 32561 zajętych łóżek i 3356 zajętych respiratorów.

Zdaniem Michała Rogalskiego, twórcy bazy danych o epidemii statystyki nie dają jeszcze powodów do nadmiernego optymizmu.- Kluczowe dane pojawią się w tym tygodniu. Dopiero wtedy będziemy mieli całościowy obraz tego, jak zachowywaliśmy się w święta. W optymistycznym scenariuszu skończymy tylko na spowolnieniu spadków, w pesymistycznym – możemy mieć jeszcze jeden szczyt lokalny. i po-wielkanocne wzrosty - mówi.

Jak podkreśla w odpowiedzi na nasze pytania Anna Ostorwska, rzeczniczka MEiN: „Decyzję w tej sprawie podejmuje premier, po rekomendacjach ze strony Rady Medycznej i Ministerstwa Zdrowia. Chcielibyśmy, aby uczniowie mogli jak najszybciej wrócić do nauki stacjonarnej i przygotowujemy się do tego.”

Zapytaliśmy o opinię, członka Rady Konsultacyjnej ds. Bezpieczeństwa w Edukacji o opinię i jego rekomendację. - Powrót dzieci do szkół jest uzależniony od sytuacji epidemiologicznej. Nasz głos w Radzie Konsultacyjnej jest głosem doradczym. Naszym zdaniem sytuacja epidemiologiczna jest zła. Liczba zajętych łóżek i respiratorów jest wyższa niż liczba, która była określana jako granica wydolności systemu. Oczywiście ma to związek z otwieraniem szpitali tymczasowych, ale trzeba pamiętać, że dokładanie tam łóżek oznacza zabieranie specjalistów innych dziedzin ze szpitali - mówi prof. Jacek Wysocki – Kierownik Katedry i Zakładu Profilaktyki Zdrowotnej Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu.

Drugą członkinią Rady Konsultacyjnej, która jest lekarką jest prof. Magdalena Marczyńska, specjalistka od chorób zakaźnych wieku dziecięcego. Wczoraj w rozmowie z PAP zwróciła uwagę, że "z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że zakażenia w najmłodszej grupie stanowią około 1 procenta wszystkich zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2 w Polsce".

- Liczby zakażeń w tej grupie wzrastały równolegle do fali epidemii, a nie ją wyprzedzały, czy napędzały. Dlatego po dzisiejszym spotkaniu Rady Medycznej z rządem można z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że żłobki i przedszkola zostaną od poniedziałku ponownie otwarte – powiedziała Marczyńska w rozmowie z PAP.

Co ze szkołami?

Nieco inaczej wygląda sprawa ze starszymi dziećmi. Jak mówi Michał Rogalski "w społeczeństwie jest przeświadczenie, że dzieci nie zarażają, ponieważ niewiele z nich wykazuje jakiekolwiek objawy choroby". - Obecnie najczęściej do zakażeń dochodzi w zakładach pracy i pomiędzy domownikami – kiedy szkoły są otwarte to właśnie dzieci bezobjawowo przenoszą wirusa pomiędzy gospodarstwami domowymi. Obawiałbym się, że otwarcie szkół na tak wysokim pułapie, gdzie sytuacja ciągle jest dosyć niepewna może spowodować, że będziemy się z wirusem męczyć po prostu dłużej. Do zakończenia roku szkolnego pozostały przecież tylko dwa miesiące. Do tego czasu, przy aktualnych obostrzeniach, sytuacja powinna się ustabilizować, więc należałoby się zastanowić czy posyłanie teraz dzieci do szkół byłoby współmierne do możliwych strat - mówi.

Jak podkreśla prof. Wysocki nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, ile wolnych łóżek i respiratorów zagwarantuje możliwość podjęcia decyzji o powrocie do szkół, ponieważ liczy się w tym wypadku także akcja szczepień. Na co wskazuje model brytyjski opanowania epidemii, w którym intensywne szczepienia zahamowały wzrost liczby zakażeń i Wielka Brytania może już powoli wracać do normalności. Trzeba również przyjrzeć się statystykom dokładniej i rozważyć, czy otwieranie szkół powinno przebiegać ogólnopolsko. Być może są regiony Polski, które mogłyby wracać do nauki stacjonarnej szybciej - mówi.

Jak dodaje Michał Rogalski, choć korzyści płynące z nauki stacjonarnej są oczywiste, to jednak ryzyko związane z tym, że dzieci przyczynią się do zwiększenia reprodukcji wirusa jest nadal bardzo wysokie. - Wpuszczenie dzieci bez maseczek, bez dystansu społecznego do szkół może spowodować, że to przywracanie normalności, które jest już w zasięgu ręki, odsunie się w czasie - mówi.

I podsumowuje: - Jesteśmy na półmetku tej fali i jeżeli w tym tygodniu nie będziemy mieli znaczącego odwrócenia trendów i nie wrócimy do wzrostów to raczej spadki będą już trwałe. Dzięki szczepieniom i naturalnie nabytej odporności społeczeństwa epidemia nie będzie mogła się dalej rozwijać, a ta fala moim zdaniem będzie ostatnią o takiej skali.