Nawet kilka milionów złotych rocznie wpływało do uczelni za poprawianie niezaliczonych zajęć. W dobie sprawdzianów internetowych z ich wysoką zdawalnością pojawia się więc dziura budżetowa.
Nawet kilka milionów złotych rocznie wpływało do uczelni za poprawianie niezaliczonych zajęć. W dobie sprawdzianów internetowych z ich wysoką zdawalnością pojawia się więc dziura budżetowa.
„Zdawalność jest zdecydowanie za wysoka w formie zdalnej. Coś musimy z tym zrobić” – mówi jeden z wykładowców.
„U nas jest ciśnienie, żeby zrobić egzaminy końcowe stacjonarne. Ale nie wiem, czy jest to w porządku do studentów. Jeżeli mieli zajęcia i zaliczenia zdalne, to jak ich weźmiemy na egzamin na żywo, to trafię potem do rektora na dywanik, bo może 40 proc. zda” – odparł drugi.
„Ale ja ich koszę praktycznie. Sposobem online. To krótki czas, 45 sekund”– dodaje kolejny.
To fragment nagrania rozmowy wykładowców na jednej z bydgoskich uczelni, które wyciekło w ubiegłym tygodniu. Po zakończonych zajęciach online zapomnieli oni wyłączyć mikrofony na platformie e-learningowej, a studenci zarejestrowali ich rozmowę. DGP sprawdził, czy szkoły wyższe rzeczywiście mają taki problem z egzaminami w formie zdalnej.
Uczelnie unikają odpowiedzi
Możliwość przeprowadzania egzaminów online zapewniła ustawa z 16 kwietnia 2020 r. o szczególnych instrumentach wsparcia w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2 (Dz.U. z 2020 r. poz. 695 ze zm.) i uczelnie korzystają z tej możliwości. Niechętnie odpowiadają jednak na pytanie, czy rzeczywiście pandemia poprawiła wyniki studentów.
– Nie prowadzimy tego typu zestawień – informuje Andrzej Charytoniuk z Politechniki Wrocławskiej.
Inne twierdzą, że nie zauważyły zmian. – Zdalny tryb przeprowadzania zaliczeń i egzaminów nie przełożył się w dostrzegalny sposób na średnie wyniki ocen studentów. Egzaminy dyplomowe przeprowadzane w tym trybie również nie cechowały się istotnymi zmianami w zakresie uzyskanych wyników. Z uwagi na niedawno zakończoną sesję egzaminacyjną oraz trwający okres uzupełniania i przesyłania protokołów do dziekanatów nie dysponujemy obecnie szczegółowymi danymi liczbowymi – wskazuje Paweł Kozakiewicz, rzecznik prasowy Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Ściągania się nie udowodni
Mimo że uczelnie nie potwierdzają lepszych wyników na egzaminach online, studenci mają inne spostrzeżenia. – Zdawalność egzaminów online jest wyższa niż tych stacjonarnych – przyznaje Krzysztof Białas, przewodniczący Zarządu Krajowego Niezależnego Zrzeszenia Studentów.
Wykładowcy również po cichu mówią, że wyniki są lepsze i że trudniej oblać studentów. I nie jest to ich zdaniem efekt większej skuteczności kształcenia zdalnego. – Studenci ściągają, ale nie da się tego udowodnić – przyznaje nauczyciel akademicki z woj. mazowieckiego, który prosi o anonimowość.
– Podam przykład. Jest pewien kierunek, którego studenci od lat wypadali na egzaminie kiepsko. W tym roku ich wyniki się wyrównały. Mam podejrzenie, że oszukiwali, ale nie jestem tego w stanie wykazać – dodaje wykładowca z woj. wielkopolskiego.
Studenci wręcz prześcigają się w pomysłach, jak dobrze wypaść na zdalnym sprawdzianie bez spędzania długich godzin nad książkami. Na grupach internetowych radzą, aby ściągi przyczepić na roletach za monitorem, które w razie konieczności pokazania wykładowcy pomieszczenia przez kamerę szybko można zwinąć. Polecają też ściągi w długopisach włożone tak, że gdy leżą na biurku, nie widać co jest w środku. Niektórzy decydują się na wspólne wypełnianie testów na czacie, na którym na bieżąco przekazują sobie poprawne odpowiedzi. Inni proszą kolegów, którzy już zaliczyli przedmiot, o zdanie go za nich.
Dlaczego nauczyciele zastanawiają się, jak ograniczyć studentom możliwość ściągania. – W przypadku niektórych przedmiotów zrezygnowałem z kolokwiów na rzecz aktywności i pracy studentów w trakcie zajęć online. Tam, gdzie muszę sprawdzić wiedzę, tak tworzę testy, żeby studenci mieli możliwie mało czasu na ściąganie. Można też zwiększyć trudność egzaminu, ale wtedy krzywdzi się tę uczciwą mniejszość, która pracuje samodzielnie – mówi wykładowca z woj. wielkopolskiego.
– Poziom egzaminów zdalnych jest na porównywalnym poziomie jak w przypadku stacjonarnych. Formuła online ma jednak swoją specyfikę, co sprawia, że wykładowcy często używają wyłącznie pytań zamkniętych. Może to być jednocześnie ułatwieniem i utrudnieniem. Trudność sprawia na przykład ograniczony czas na pytanie, np. 30 sekund, podczas gdy na egzaminach stacjonarnych było to 90 sekund – komentuje Krzysztof Białas.
Grube miliony
Uczelnie niechętnie mówią, jaki przychód przynosi im powtarzanie zajęć przez studentów.
– Wpłaty są księgowane na rachunki uczelni w całości, bez podziału na tytuły. Dlatego nie możemy udzielić informacji dotyczących wpływów z tytułu powtarzanych egzaminów – informuje Jolanta Nowacka, rzecznik prasowy rektora Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.
Wiadomo jednak, że są to duże pieniądze. Przykład? Na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach (UEK) wpływy z tytułu opłat za tryb poprawkowy w roku akademickim 2018/2019 wyniosły 1 mln zł, a w 2019/2020 – 900 tys. zł. Za powtarzanie semestru i przedmiotu wpłynęło odpowiednio 77,8 tys. zł i 67,7 tys. zł. – Wpływy z tytułu trybu poprawkowego oraz powtarzania semestru i przedmiotu były w zeszłym roku akademickim niższe, ale było to spowodowane głównie mniejszą (o 7 proc.) liczbą studentów w porównaniu z rokiem 2018/2019 – wyjaśnia Marek Kiczka z UEK. Czym większa uczelnia, tym wyższy przychód. Uniwersytet Warszawski na powtarzaniu zajęć i egzaminów zarabia 5,7 mln zł rocznie.
Kształcenie online jeszcze trochę potrwa. Na razie zaplanowane jest przynajmniej do 30 września 2021 r.
Na czym zarabiają uczelnie? (w proc.)
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama