Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nie monitoruje efektów reformy, która zobowiązała uczelnie do wprowadzenia WF na wszystkich typach studiów – wynika z odpowiedzi na interpelację poselską (nr nr 25514). Nowelizacja z 18 marca 2011 r. ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. z 2011 r. nr 84, poz. 455 ze zm.) zobowiązała uczelnie, aby na każdym rodzaju studiów były zajęcia wychowania fizycznego. Nie narzuciła jednak, w jakiej formie i ile godzin mają trwać zajęcia.

W efekcie uczelnie różnie realizują ten obowiązek. Np. na Uniwersytecie Warszawskim na studiach dziennych licencjackich i jednolitych magisterskich zajęcia z wychowania fizycznego są obowiązkowe. W trakcie pięciu pierwszych semestrów do wykorzystania jest 120 godzin. Studenci niestacjonarni również otrzymują żetony na WF, ale o tym, czy wymagane jest z niego zaliczenie, decydują władze poszczególnych wydziałów.

– Spotkałem się też z taką sytuacją, że zamiast tradycyjnych zajęć sportowych uczelnia realizowała wychowanie fizyczne na dyskotece – wskazuje prof. Marek Rocki, przewodniczący Polskiej Komisji Akredytacyjnej (PKA).

Te praktyki są dopuszczalne. PKA wykryła jednak też nieprawidłowości.

– Zdarzają się sytuacje, że uczelnia, która chce otworzyć kierunek studiów, w ogóle pomija WF w programie. Taki fakultet nie otrzyma akceptacji, więc oferta szkoły musi być o te zajęcia poszerzona – wskazuje prof. Marek Rocki.

Szkoły wyższe wybrnęły też z konieczności przyznawania za WF punktów ECTS, które są potrzebne do zaliczenia studiów. Zgodnie z rozporządzeniem ministra nauki z 5 października 2011 r. w sprawie warunków prowadzenia studiów na określonym kierunku i poziomie kształcenia (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 131) jedynym z warunków, jakie musi spełniać program, jest określenie minimalnej liczby punktów ECTS, którą student musi uzyskać na zajęciach z WF.

– Wystarczy zatem, że w tę rubrykę uczelnie wpiszą „0” i spełniają wskazane w rozporządzeniu kryteria – tłumaczy prof. Marek Rocki.