Pieniądze przyznane przez rząd najlepszym polskim uczelniom wystarczą tylko na przetrwanie. To oznacza, że zmniejszą się ich szanse na konkurowanie o granty z zagranicznymi instytutami.
Pieniądze przyznane przez rząd najlepszym polskim uczelniom wystarczą tylko na przetrwanie. To oznacza, że zmniejszą się ich szanse na konkurowanie o granty z zagranicznymi instytutami.
/>
Najlepsze placówki naukowe (uczelnie, instytuty badawcze i Polskiej Akademii Nauk) liczyły, że otrzymają w tym roku wyższą o 50 proc. dotację na prowadzenie badań naukowych. Wskazują, że miała im to zagwarantować najwyższa nota A+. W ubiegłym roku bowiem były oceniane pod względem poziomu badań naukowych w czterostopniowej skali – od C (najgorsza), B, A, do A+ (najlepsza).
– Z moich informacji wynika, że placówki z A+ nie otrzymały tak wysokich środków, jak się spodziewały. Niektórym dotacje wzrosły maksymalnie o 20–30 proc. – przyznaje Łukasz Niesiołowski–Spano, współzałożyciel ruchu społecznego Obywatele Nauki.
Przykładowo Instytut Podstawowych Problemów Techniki Polskiej Akademii Nauk (IPPT) otrzymał o 21 proc. więcej.
– Jeśli przyjmiemy za punkt wyjścia ubiegłoroczną dotację, to nasze fundusze wzrosły zaledwie o jedną piątą – przyznaje Anna Leśnicka, główna księgowa IPPT.
Podobnie w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk (IBL).
– Otrzymaliśmy niespełna 20 proc. więcej niż w ubiegłym roku, czyli dotacja wzrosła faktycznie o 1,5 mln zł – mówi Dorota Siwicka, zastępca dyrektora do spraw naukowych IBL.
Co więcej, okazuje się też, że podwyżka dla najlepszych instytutów została w części pokryta z kieszeni uczelni z notą A.
– Dwie nasze jednostki otrzymały ocenę A+, trzy pozostałe ocenę A. Kolegium Zarządzania i Finansów SGH dostało w tym roku ponad 300 tys. zł więcej. Lecz biorąc pod uwagę, ile otrzymały pozostałe, łącznie budżetowa dotacja na działalność badawczą dla naszej uczelni jest w tym roku mniejsza – przyznaje Marcin Poznań, rzecznik prasowy Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Niektórzy naukowcy zarzucają Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW), że algorytm, którym się kierowało przy wyliczaniu środków, pozwolił mu przyjąć dowolną kwotę bazową do wyliczenia dotacji.
– Nawet profesorowie starali się rozgryźć ten algorytm, ale cały problem polega na tym, że kwota bazowa, od której ministerstwo liczy wzrost środków, nie jest dookreślona. Jeśli byłaby to ubiegłoroczna dotacja, pieniędzy powinniśmy otrzymać więcej – wyjaśnia Anna Leśnicka.
MNiSW nie zgadza się z tymi zarzutami.
– Założenie, iż jednostki naukowe, które otrzymały kategorię A+, otrzymają o 50 proc. wyższą dotację niż w roku poprzednim, było błędne i bezpodstawne – mówi Łukasz Szelecki, rzecznik prasowy resortu.
Wyjaśnia, że wprawdzie określając w rozporządzeniu współczynniki przypisane poszczególnym kategoriom naukowym, wskazano, iż dla kategorii A+ współczynnik przeliczenia wynosi 1,5, a dla A – 1, B – 0,75 i dla C – 0,4, jednak nie oznacza to, że w przypadku gdy np. jednostka kategorii A uzyska w wyniku kolejnej oceny notę B, to dotacja bazowa zostanie obniżona o 25 proc.
– Przelicznik 1,5 jest tylko zastosowany przy wyliczaniu części dotacji dla placówki badawczej. Dlatego jej wysokość dla danej uczelni nie wzrosła aż o 50 proc. – uzupełnia Dorota Siwicka z IBL.
– Zostaliśmy wprowadzeni w błąd. Ministerstwo publicznie nas zapewniało, że dotacja będzie wyliczana przy przeliczniku 1,5, co oznaczało znaczny wzrost środków na badania. Okazuje się, że został on uwzględniony tylko przy wyliczaniu części dotacji. Tymi wskaźnikami można po prostu manipulować – mówi prof. Wojciech Bal, kierownik zakładu w Instytucie Biochemii i Biofizyki PAN.
Większe pieniądze z resortu miały pomóc najlepszym jednostkom naukowym na rozwój i konkurowanie z ośrodkami badawczymi z innych krajów. Niestety wzrost dotacji o niespełna 20 proc. oznacza, że trudno im będzie utrzymać nawet ubiegłoroczny poziom.
– Wygasają projekty badawcze. Pieniędzy w tym roku po prostu jest mniej, ponieważ kończą się środki unijne. Nowe programy nie zostały jeszcze uruchomione – twierdzi prof. Wojciech Bal.
Dodaje, że wzrost dotacji pozwoli placówce jedynie przetrwać i uniknąć zwolnień, ale na wystarczy na inwestycje.
– Podwyższenie dotacji zapewnia nam bezpieczeństwo, dzięki któremu możemy dalej działać, ale na progres to za mało. Badania naukowe, które prowadzimy w instytucie, w 53 proc. finansujemy z grantów, a nie z dotacji od resortu nauki – przyznaje Dorota Siwicka.
Aby prowadzić badania naukowe na wysokim poziomie, placówki muszą same starać się o pozyskiwanie środków, ponieważ nawet tym najlepszym rząd ich nie zapewni.
– Startujemy w bardzo wielu konkursach i wygrywamy granty, to nam gwarantuje rozwój naukowy, bez tych pieniędzy nie mielibyśmy za co prowadzić innowacyjnych projektów – mówi Anna Leśnicka.
Kontrowersje budzi nie tylko wysokość dotacji, ale także sposób oceny potencjału poszczególnych placówek. Otóż aż 280 z nich zakwestionowało przyznaną im notę. Niestety do tej pory nie otrzymały one odpowiedzi, choć odwołania miały miejsce pod koniec ubiegłego roku.
– Obecnie trwa przygotowywanie tekstów decyzji administracyjnych. Przekazywane są one sukcesywnie do podpisu ministra i niezwłocznie przesyłane do jednostek naukowych – zapewnia Łukasz Szelecki z MNiSW.
– Procedura jest czasochłonna. Decyzja to jedna kartka, ale uzasadnienie musi się odnosić do wszystkich zarzutów podniesionych w odwołaniu. Ma ono po kilkanaście stron. Ministerstwo musi przestrzegać wszelkich procedur administracyjnych w tym względzie. Jeśliby się pomyliło, jednostka naukowa mogłaby je zakwestionować – tłumaczy prof. Maciej Zabel, przewodniczący Komitetu Ewaluacji Jednostek Naukowych, który dokonał oceny placówek.
Podobno większość z odwołań po ponowionej ocenie KEJN zostało rozpatrzonych pozytywnie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama