Pół roku temu rząd zafundował nam reformę pt. „Przedszkola za złotówkę”, która radykalnie obniżyła opłaty. Od tamtej pory gminy mogą pobierać od rodziców najwyżej jeden złoty za każdą ponadprogramową godzinę spędzoną przez dziecko w placówce. I nawet gdyby rodzice zgodzili się płacić więcej, np. za zajęcia karate czy języka angielskiego, to przedszkole nie może wziąć od nich pieniędzy. To wywołało masowe protesty rodziców, a placówki zaczęły szukać sposobów rozwiązania problemu.
W niektórych przypadkach rodzice postawili się w roli wolontariuszy. – Angielskiego uczy jedna z matek, która jest anglistką. Przychodzi raz w tygodniu i ma zajęcia dla wszystkich grup. Nie pobiera za to wynagrodzenia – mówi Beata Nowicka, dyrektor przedszkola Dziadka Borodzieja w Poznaniu. Matka jest przewodniczącą rady rodziców i jej pomysł zyskał poparcie wszystkich rodziców.
W Warszawie – jak wynika z danych urzędu miasta – w czterech przedszkolach zajęcia są prowadzone przez rodziców będących wolontariuszami. W jednym dzieci uczą się m.in. chińskiego z native speakerem. To inicjatywa rodzica, który otrzymał dofinansowanie unijne do prowadzonego przez siebie projektu. – Na zajęcia chodzą tylko ci, którzy chcą. Niektórzy się śmieją, że dzieci teraz lepiej umieją mówić po chińsku niż po angielsku – opowiada jedna z matek.
I choć dyrektorzy przyznają, że zmiany przepisów uaktywniły rodziców, to tak daleko idące zaangażowanie jest nadal niszowe. A gdy rodzic nie pomaga, działać musi gmina. Część samorządów postanowiła zafundować przedszkolakom dodatkowe zajęcia. Kraków z własnej funduszy wypłaca po 30 zł na jedno dziecko miesięcznie, a przedszkola, w porozumieniu z rodzicami, mogą wybrać, na jakie zajęcia te pieniądze będą przeznaczone. – Najczęściej wybierany są angielski, rytmika i taniec towarzyski – mówi Katarzyna Fiedorowicz-Razmus z krakowskiego urzędu miasta.
Poznań wydaje na zajęcia dodatkowe dla każdego przedszkolaka po 17,5 zł miesięcznie. W ofercie jest gimnastyka korekcyjna, zajęcia z logopedą, rytmika czy angielski. Toruń do końca 2013 r. wydał na takie zajęcia 180 tys. zł. – Prowadzą je zarówno nauczyciele z danego przedszkola, jak i zewnętrzni, zatrudnieni specjalnie do prowadzenia danych zajęć, a także niezależne firmy – wyjaśnia Sylwia Derengowska z urzędu miasta.
W Warszawie, gdzie miasto również finansuje część zajęć, angielskiego uczą się dzieci w 71 proc. placówek. Z rytmiki korzysta 83 proc. przedszkolaków, o połowę mniej z gimnastyki korekcyjnej.
Nie wszystkie miasta godzą się wykładać pieniądze. W Gdańsku wprowadzono rozwiązanie pozwalające ominąć zakaz resortu – rodzice płacą darowizny na rzecz przedszkola, z których są pokrywane wydatki na zajęcia dodatkowe.
Jeszcze inaczej przepisy obeszła placówka w Czechowicach-Dziedzicach. Bezpłatnie przekazuje ona salę do prowadzenia dodatkowej nauki, a rodzice płacą bezpośrednio nauczycielowi. Jest jeden warunek – dzieci mogą korzystać z zajęć dopiero po zakończeniu pobytu w przedszkolu.