Nawet kilkanaście tysięcy złotych będzie musiał zapłacić student, jeśli okaże się, że nie spełnia wymogów do darmowej nauki na kolejnych studiach. To wystarczający straszak, aby ich nie wybierać. Liczba osób zarejestrowanych na więcej niż jednym kierunku studiów spadła aż o 28 tys. (33 proc.). Rok temu było ich 83 tys. osób, obecnie tylko 55 tys.
– Niektórzy studenci zrezygnowali z kierunku, bo nie mieli pewności, czy będą musieli płacić, czy nie – mówi Piotr Müller, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej (PSRP).
Również dane z tegorocznej rekrutacji potwierdzają, że mniej osób decyduje się na kolejny fakultet. Przyczyniają się do tego niejasne regulacje ustawowe, które normują kwestię odpłatności za drugie studia.
– Same uczelnie wydają różne interpretacje w tej sprawie – mówi Adam Szot, rzecznik praw studenta (RPS).
Podkreśla, że otrzymuje sygnały od osób, które chciałyby podjąć kolejny fakultet. W ich przypadku uczelnia stwierdzała, że nie przysługuje im prawo do darmowych studiów, więc wycofywali się z takich decyzji.
– Co więcej, zdarzało się, że szkoła wyższa nie miała racji – dodaje RPS.
To efekt nieprecyzyjnych rozwiązań, których autorem jest Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW). O tym, czy ostatecznie studenci będą musieli płacić za kolejne fakultety, zadecyduje Trybunał Konstytucyjny.

Strach ogranicza

Spadek osób kształcących się na kilku kierunkach to skutek nowelizacji z 18 marca 2011 r. ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. z 2012 r. poz. 572 z późn. zm.). Wprowadziła ona ograniczenie w podejmowaniu kolejnego fakultetu. Zgodnie z nią kształcenie na drugich studiach stacjonarnych na uczelni publicznej jest płatne. Tylko te osoby, które spełnią kryteria potrzebne do otrzymywania stypendium rektora dla najlepszych studentów, mogą kształcić się za darmo. Jest ono przyzwane za wysoką średnią ocen, osiągnięcia naukowe, artystyczne lub sportowe.
MNiSW potwierdza, że studenci z większą rozwagą podejmują decyzje o wyborze drugiego kierunku kształcenia. Mają bowiem przed sobą perspektywę wnoszenia za niego opłat. Bez odpowiednio dobrych wyników mogą się nie znaleźć wśród najlepszych studentów danego fakultetu, a tylko to gwarantuje naukę za darmo – wskazuje MNiSW.
Zdaniem resortu spadek jest również spowodowany wprowadzeniem swobody w kreowaniu programów studiów.
– Daje ona uczelniom możliwość tworzenia autorskich programów multidyscyplinarnych – wskazuje Kamil Melcer, rzecznik MNiSW.
W związku z tym studenci nie muszą wybierać kilku kierunków, aby uzyskać pożądaną wiedzę czy też kompetencje.
Resort nauki wprowadzając to rozwiązanie, podkreślał, że jest ono przede wszystkim korzystne dla zamierzających się kształcić. Zapewniał, że odblokują się miejsca na bezpłatnych studiach dla tych osób, które jeszcze nie uczyły się w szkołach wyższych.
– W kontekście niżu demograficznego taka argumentacja nie znajduje uzasadnienia – twierdzi Piotr Müller.
Jego zdaniem rozwiązanie jest niekorzystne zarówno dla studentów, jak i uczelni.

Stratne szkoły

– Łącznie spada liczba osób, które rozpoczynają studia, również te na drugim kierunku – mówi Katarzyna Dziedzik, rzecznik prasowy Uniwersytetu w Białymstoku.
Dodaje, że uczelnia jeszcze nie podsumowała wyników rekrutacji, ale już można potwierdzić, że wspomnianych studentów jest coraz mniej.
– Drugie studia były dotychczas podejmowane zwłaszcza na fakultetach, które nie są związane z konkretnym zawodem na rynku pracy, ale rozwijają zainteresowania studenta. Chodzi m.in. o filozofię czy europeistykę – wskazuje Katarzyna Dziedzik.
Teraz kandydaci po prostu ich nie wybierają. Ma to negatywny wpływ na szkoły wyższe, bo maleje liczba przyjętych na mniej popularne studia.
Także sami studenci wskazują na wady ustawowego ograniczenia.
– Utrudnia ono dostęp do edukacji – mówi Piotr Müller.
Podkreśla, że uczelnie mogą bowiem zażądać od uczących się nawet kilkanaście tysięcy złotych, jeśli nie uda im się spełnić wymogów potrzebnych do uzyskania stypendium rektora.
Za rok zarządzania na Uniwersytecie w Białymstoku trzeba zapłacić 8,4 tys. zł, za informatykę i ekonometrię – 13,8 tys. zł. Na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie za rok studiów prawniczych 6,5 tys. zł, a 3 tys. zł za polonistykę.
Z kolei na innych uczelniach opłaty uzależnione są od wykorzystanych zajęć – np. 10 zł za godzinę.

Nie wszystko jasne

To, czy studenci za drugi kierunek rzeczywiście będą musieli płacić, rozstrzygnie ostatecznie Trybunał Konstytucyjny (TK). Na rozpatrzenie czeka już wniosek w tej sprawie złożony przez posłów PiS. Jego autorzy twierdzą, że odpłatność za kolejny fakultet jest niezgodna z art. 70 ust. 2 Konstytucji RP, który gwarantuje bezpłatność wykształcenia. Ich zdaniem ustawodawca powinien premiować tych, którzy pragną zdobyć dodatkowa wiedzę, a nie nakładać na nich ciężar finansowy. Tę argumentację podzielają studenci.
– Popieramy wniosek złożony do TK – potwierdza Piotr Müller.
Trybunał już zajmował się sprawą odpłatności za kolejny kierunek studiów. W grudniu 2011 r. zdecydował się umorzyć sprawę ze względu na niedopuszczalność wydania wyroku. Skończyła się bowiem kadencja Sejmu i posłowie, którzy ją wnieśli, stracili uprawnienia do występowania przed TK w charakterze wnioskodawcy.
– Obecna sprawa jest w trakcie postępowania merytorycznego. Nie ma jednak jeszcze wyznaczonego terminu rozprawy – mówi Anna Wołoszczak z zespołu prasy i informacji biura TK.