Nie spodziewałem się, że deklarowany przez nauczycieli czas pracy będzie tak długi. Pamiętam też z badań jakościowych, że nauczyciele podkreślali, jak wiele czynności składa się na ich pracę. Tymczasem w badaniach ilościowych okazało się, że tylko pięć czynności stanowi trzon cotygodniowej pracy nauczyciela. - mówi prof. Michał Federowicz, dyrektor Instytutu Badań Edukacyjnych.

Czy wyniki badania czasu pracy nauczycieli przeprowadzonego przez Instytut Badań Edukacyjnych okazały się dla pana zaskoczeniem?

Nie miałem żadnych założeń przed tym badaniem, ale generalnie sporo tam rzeczy zaskakiwało.

A co najbardziej?

Nie spodziewałem się, że deklarowany przez nauczycieli czas pracy będzie tak długi. Pamiętam też z badań jakościowych, że nauczyciele podkreślali, jak wiele czynności składa się na ich pracę. Tymczasem w badaniach ilościowych okazało się, że tylko pięć czynności stanowi trzon cotygodniowej pracy nauczyciela. Liczą się głównie prowadzenie lekcji i cztery czynności komplementarne: przygotowanie lekcji, sprawdzanie prac uczniowskich, prowadzenie zajęć pozalekcyjnych oraz ich przygotowanie. Co więcej, przy pełnym etacie, ku naszemu zaskoczeniu, czas przeznaczony na te cztery czynności nie przyrasta w miarę zwiększania liczby godzin ponadwymiarowych. Innymi słowy, gdy nauczyciel prowadzi więcej niż 18 lekcji tygodniowo, to na te cztery pozostałe składowe czynności przeznacza łącznie wciąż tyle samo czasu.

Z badania wynika, że nauczyciele poświęcają ponad 60 proc. swoich czynności na sprawdzanie prac uczniów. Czy to oznacza, że codziennie robią uczniom kartkówki?

Nie wiem, skąd pan redaktor wziął ten wynik. O niczym takim nie piszemy w raporcie. Z kolei sprawdzanie wszelkiego rodzaju prac uczniowskich pochłania sporo czasu, około połowy tego, co samo prowadzenie lekcji. Wyraźnie więcej czasu zajmuje to polonistom niż innym nauczycielom.

Z badania czasu pracy mogliśmy się też dowiedzieć, że nauczyciele pracują więcej niż 18 godzin tygodniowo. Czy to też zaskoczenie?

To wiadomo również z innych danych. Większość nauczycieli ma godziny ponadwymiarowe, czyli prowadzi więcej niż przewidziane w pensum 18 lekcji tygodniowo.

Badanie opierało się na dwóch niezależnych od siebie losowych próbach. Z tej pierwszej wynika, że nauczyciele tygodniowo na pięć kluczowych czynności poświęcają niespełna 35 godzin, a z drugiej próby mogliśmy się dowiedzieć, że tygodniowo pracują blisko 47 godzin. Czy tym raportem chciał pan pogodzić obie strony oczekujące na te wyniki, czyli samorządy i związkowców?

Ta druga liczba obejmuje wszystkie czynności, a nie tylko pięć podstawowych. Zastosowaliśmy dwie niezależne techniki badawcze, żeby lepiej odtworzyć zależności i relacje między różnymi czynnościami zawodowymi. W obu technikach badanie opierało się na deklaracjach nauczycieli, dlatego gołe liczby, np. 35 lub 47 godzin, są mniej znaczące niż uchwycone w badaniu proporcje między czasem poświęconym na różne czynności. Dowiedzieliśmy się na przykład, że stosunkowo niewiele czasu nauczyciele przeznaczają na wyjścia dydaktyczne poza szkołę, a szkoda, bo to sprzyja przełamywaniu szkolnej rutyny. Tak czy inaczej dzięki tym badaniom obie strony zwrócą większą uwagę na to, że praca nauczycieli jest wieloaspektowa.

Oświatowe związki nigdy nie miały wątpliwości, że praca uczących w szkołach jest wieloaspektowa. Bardziej samorządy liczyły, że będzie można podnieść pedagogom pensum, ale badania IBE przekreśliły jednak taką możliwość.

Niczego nie przekreśliły ani niczego nie zapewniły z automatu. Wskazały za to możliwość podnoszenia jakości edukacji poprzez zwrócenie uwagi na pewne komponenty pracy nauczyciela, które są zbyt zmarginalizowane i ustępują miejsca wcześniejszej rutynie.

Możemy też dojść do wniosku, że nauczyciele mają tyle wolnego czasu, iż korzystają z dodatkowych godzin lekcyjnych. W efekcie gdyby podwyższono im pensum, nic by się dla większości z nich nie zmieniło poza tym, że zarabialiby mniej. A samorządy mogłyby mniej wydawać na ich wynagrodzenia.

Z wolnym czasem bym nie przesadzał, ale obie strony mają o czym rozmawiać. Trzeba jednak bardziej się skupić na strukturze pracy nauczyciela: co zajmuje więcej, a co mniej czasu i z jakim pożytkiem. Wspomniałem już o małym udziale wyjść dydaktycznych poza szkołę. Warto przeanalizować też intensywność indywidualnych kontaktów z rodzicami. Tylko 8 proc. nauczycieli poświęca na to czas w każdym typowym tygodniu roku szkolnego. Mało czasu przeznaczane jest na pracę zespołową. Jeśli samorządom i związkowcom zależy na podnoszeniu jakości edukacji, to warto szukać rezerw w strukturze obciążeń nauczycieli. To wymaga długotrwałej, spokojnej debaty. Wyniki badań na pewno jej sprzyjają.

Nauczyciele w badaniach podawali też, że np. codziennie sprawdzają egzaminy zewnętrzne. Czy to błąd, czy zwykłe kłamstwo?

To są śladowe odsetki, poniżej błędu pomiaru. Nie są brane pod uwagę w analizach.

Każdy inny pracownik może wykazać, że jest tak samo zapracowany jak nauczyciel. Czy te deklaracje nie powinny być weryfikowane np. przez dyrektorów szkół?

Raczej unika się takich technik. I tak nie moglibyśmy twierdzić, że jest to jedynie słuszny wynik. Badanie społeczne zawsze jest pochodną czyichś relacji i nie może służyć do wyciągania konsekwencji w przypadku konkretnych jednostkowych zdarzeń. Jego rolą jest znalezienie zależności między różnymi zjawiskami. Pewna doza subiektywizmu zawarta w wynikach w tym nie przeszkadza. Sam goły wynik ma mniejsze znaczenie niż struktura czasu pracy uwzględniająca różnorodność czynności zawodowych nauczyciela.

Nauczyciele mają pracować do 40 godzin tygodniowo, tak wynika z przepisów. Czy na podstawie tych badań mogą się domagać od dyrektorów szkół wynagrodzenia za nadgodziny?

Nie. Przed prezentacją wyników tego badania mieliśmy podobne pytanie z sądu i również stwierdziliśmy, że badanie naukowe oparte na metodach statystycznych nie może być podstawą szacowania czasu pracy konkretnej osoby. Trochę nerwowe były stwierdzenia związkowców, że nauczyciele będą żądać wyrównania. Badanie IBE nie daje ku temu żadnych podstaw.