Nauczyciel, który otrzymał wypowiedzenie umowy dopiero w lipcu, a nie z końcem czerwca, powinien pracować w kolejnym roku akademickim, nawet jeśli nie zgodzi się na cofnięcie przez szkołę wadliwego wypowiedzenia i poinformuje ją o zatrudnieniu u innego pracodawcy.
Jeśli nie będzie prowadzić zajęć na starej uczelni, a w dalszym ciągu będzie pobierał od niej wynagrodzenie, może się spodziewać zwolnienia dyscyplinarnego. Tak orzekł wczoraj Sąd Najwyższy.
Uczelnia postanowiła zwolnić nauczyciela akademickiego. Oświadczenie o wypowiedzeniu mu umowy o pracę wysłała 25 czerwca 2010 r. Dokument został odebrany 5 lipca. Doktor od tej decyzji odwołał się do sądu. W międzyczasie znalazł zatrudnienie na innej uczelni. Z kolei pierwotny pracodawca zorientował się, że jeśli nauczyciel zapozna się z wypowiedzeniem nie w czerwcu, lecz w lipcu, to jego zwolnienie będzie możliwe dopiero w kolejnym semestrze, czyli 30 marca 2011 r. Dlatego wypowiedzenie zostało cofnięte. Nauczyciel nie zgodził się na takie rozwiązanie i powiadomił pracodawcę, że nie jest zainteresowany powrotem na uczelnię. Ta jednak z rozpoczęciem nowego roku akademickiego przyznała mu ok. 150 godzin zajęć i wezwała do stawienia się do pracy. Ponadto przez cały czas wypłacała mu wynagrodzenie. Nauczyciel jednak konsekwentnie odmawiał stawienia się do pracy. W efekcie uczelnia zdecydowała się zwolnić go dyscyplinarnie.
Mężczyzna odwołał się do sądu I instancji. Zażądał wypłacenia odszkodowania za nieuzasadnione zwolnienie, a także ekwiwalentu za niewykorzystany urlop wypoczynkowy za lata 2007–2010 r.
Sąd uznał, że wprawdzie pracownik nie stawiał się do pracy, bo podjął zatrudnienie u nowego pracownika, ale ze względu na okoliczności sprawy nie dopuścił się rażącego naruszenia obowiązków pracowniczych. Nakazał więc uczelni wypłacić mu odszkodowanie za bezprawne zwolnienie. W kwestii ekwiwalentu za urlop wypoczynkowy wskazał, że przysługuje mu on tylko za 2007 r., bo wtedy uczelnia nie opracowała dla pracowników planu urlopowego.
Sprawa trafiła do sądu II instancji, który zmienił zaskarżony wyrok w zakresie zasadności zwolnienia dyscyplinarnego. Uznał on, że skoro pracownik miał wypłacane wynagrodzenie, a nie stawiał się do pracy, pracodawca miał prawo zwolnić go dyscyplinarnie. Nie usprawiedliwia go to, że podjął w międzyczasie dodatkowe zatrudnienie na innej uczelni ani też że informował o tym firmę.
Pełnomocnik doktora wniósł skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego (SN).
– Nie było rozmów o powrocie do pracy, a uczelnia przed rozpoczęciem roku akademickiego była o tym informowana. Dokonywanie zwolnienia dyscyplinarnego uchybiło też 30-dniowemu okresowi, bo pracodawca dłużej wiedział, że pracownik nie stawia się do pracy – przekonywał wczoraj pełnomocnik nauczyciela Łukasz Bazański, radca prawny.
Zgodnie z przepisami pracodawca może zwolnić dyscyplinarnie pracownika w ciągu miesiąca od dnia, w którym się dowiedział, że dopuścił się rażącego naruszenia swoich obowiązków.
Do tej argumentacji nie przychylił się SN, oddalając skargę kasacyjną.
– Nauczyciel pobierał wynagrodzenie w nowym roku akademickim za pracę, a nie chciał jej wykonywać. Jest więc oczywiste, że naruszał on rażąco obowiązki pracownicze – uzasadniał wyrok Józef Iwulski, sędzia sprawozdawca SN.
ORZECZNICTWO
Wyrok Sądu Najwyższego z 3 lipca 2013 r. (sygn. akt. I PK 45/13).