Nauczyciele nie chcą słyszeć, że jest kryzys. Domagają się zwiększenia pensji w 2014 roku. Zapowiadają, że jeśli rząd nie spełni ich postulatów, zorganizują protesty.
Związki oświatowe wyciągnęły wnioski z badania czasu pracy nauczycieli. Wynika z nich, że pedagodzy są zapracowani. Należy się im więc rekompensata. Domagają się podwyższenia wynagrodzeń w przyszłym roku o 5 proc. Dają czas ministrowi edukacji narodowej i rządowi do września.
W kończącym się roku szkolnym nauczyciele zatrudnieni w przedszkolach, szkołach podstawowych, gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych nie otrzymali podwyżek nawet o wskaźnik inflacji. Za to w poprzednich pięciu latach z całej sfery budżetowej tylko oni co roku otrzymywali podwyżki. Ich średnie płace wzrosły w tym czasie blisko o połowę. W efekcie pedagog z najwyższym stopniem awansu zarabia średnio 5 tys. zł miesięcznie.
– Z badań czasu pracy wynika, że nauczyciele są przepracowani, bo tygodniowo na zajęcia poświęcają blisko 47 godzin. A to jest dodatkowy argument za tym, aby rząd podniósł im pensje o 5 proc. – wskazuje Ryszard Proksa, przewodniczący sekcji krajowej oświaty NSZZ „Solidarność”.
Tłumaczy, że taka propozycja zostanie przedstawiona w trakcie posiedzenia Komisji Trójstronnej.
Podwyżek domaga się też Związek Nauczycielstwa Polskiego (ZNP).
– Na ostatnim spotkaniu z szefową edukacji narodowej nie otrzymaliśmy zapewnień, że będzie ona wnioskować na Radzie Ministrów o wzrost płac dla nauczycieli. Dajemy rządowi czas do września. Nie pozwolimy na zablokowanie podwyżek na kolejny rok z rzędu – argumentuje Sławomir Broniarz, prezes ZNP.
Według niego wynagrodzenia nauczycieli muszą wzrosnąć co najmniej o wskaźnik prognozowanej przyszłorocznej inflacji, którą rząd ustalił na poziomie 2,4 proc.
Związkowcom trudno będzie wywalczyć podwyżki, bo Rada Ministrów przy ustalaniu wskaźników makroekonomicznych do budżetu na przyszły rok zdecydowała o zamrożeniu płac dla całej sfery budżetowej. W poprzednich latach zdarzało się jednak, że wszyscy mieli zablokowany wzrost płac, a pedagodzy i tak mogli liczyć na wzrost wynagrodzeń. W ich przypadku wyższe pensje są powiązane z kwotą bazową, która dla tej grupy zawodowej jest odrębnie ustalona w budżecie.
– W tym roku trzeba jednak pogodzić się z tym, że wzrostu płac nie będzie, bo wpływy z podatków do budżetu są niskie – uważa Sławomir Wittkowicz, przewodniczący branży nauki, oświaty i kultury Forum Związków Zawodowych.
Zaznacza, że jego organizacja nie zrezygnuje jednak z żądania zwiększenia wynagrodzenia zasadniczego w ramach subwencji oświatowej.
– Będziemy się domagać, aby wynagrodzenie zasadnicze określane przez ministra edukacji w rozporządzeniu wzrosło o 100–200 zł – dodaje.
W tym celu należałoby znowelizować rozporządzenie ministra edukacji narodowej i sportu z 31 stycznia 2005 r. w sprawie wysokości minimalnych stawek wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli, ogólnych warunków przyznawania dodatków do wynagrodzenia zasadniczego oraz wynagradzania za pracę w dniu wolnym od pracy (Dz.U. nr 22, poz. 181 z późn. zm.). W efekcie koszty związane z podwyżkami ponosiłyby samorządy.
– Skoro wójtowie i prezydenci mogą podwyższać pensje swoim urzędnikom, to powinni też zwiększać np. dodatki motywacyjne dla nauczycieli – argumentuje Sławomir Broniarz.
– Subwencja oświatowa w większości nie wystarczy na pokrycie bieżących wydatków, a co dopiero na zwiększenie np. dodatków do pensji– oburza się Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
Jego zdaniem jeśli będą jakieś podwyżki, to przyznawane sporadycznie i dla nauczycieli, których wciąż trudno pozyskać w małych miejscowościach, np. uczących języków obcych.