Poziom studentów i jakość kształcenia się obniżają. Potwierdza to Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Podobną tezę stawiają uczelnie. Trzeba szybko znaleźć skuteczny sposób na odwrócenie tej tendencji.
Uczelnie wyższe opatentowały sposób na niż demograficzny. Obniżają kryteria przyjmowania na studia dzienne, zapełniają uczelniane ławy kandydatami, którzy dotąd nie mieli zbyt wielu szans na zdobycie indeksu, i dzięki temu mogą sięgać po państwowe dotacje.
Jak wynika z analizy Ministerstwa Nauki, którą poznał DGP, od 2007 r. liczba studentów stacjonarnych zwiększyła się o 73 tys. Z dokumentu wynika, że znaczna część z nich przy wyższych wymaganiach trafiłaby na studia zaoczne lub do uczelni niepublicznych.
– W taki sposób sztucznie zapełnia się kierunki dzienne – mówi DGP minister nauki Barbara Kudrycka. Efektem jest spadek poziomu przyjmowanych studentów, a co za tym idzie i samych studiów.
Uczelnie bronią się, że z chęcią ograniczą liczbę studentów, jeśli ministerstwo zmieni zasady dotowania i zacznie promować jakość nauczania. Przyznają, że najpierw analizują zgłoszenia, a potem dopiero wypracowują próg, od którego będą przyjmować. I tak przechodzą kandydaci z przeciętnymi wynikami na maturze.
– Ustalenie progów rekrutacyjnych, czyli minimalnej liczby punktów niezbędnej do zakwalifikowania, prowadzimy po zakończeniu zgłoszeń kandydatów. Wysokość progów zależy głównie od liczby kandydatów oraz od wyników ich matur – mówi Agnieszka Książkiewicz z biura prasowego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Podobnie mówi Marcin Miga, rzecznik prasowy Uniwersytetu Opolskiego. – Na kierunkach deficytowych zdarza się, że przyjęci kandydaci uzyskują liczbę punktów niewiele przewyższającą próg zdania matury – mówi Miga.
Według Migi na pierwszym roku studenci mają problemy, szczególnie w przedmiotach ścisłych. W efekcie uczelnia obejmuje ich w pierwszym semestrze systemem zajęć o charakterze repetytorium.
Strategia szkół wyższych jest skuteczna: jak wynika z naszej sondy, w większości uczelni liczba przyjętych rośnie (na studia dzienne). Przykładowo na UAM pięć lat temu przyjęto około 6,5 tys. osób, w tym roku to ponad 10 tys.
Właściwa polityka z punktu widzenia budżetu uczelni – dotacja od państwa na studenta – jest fatalna dla poziomu nauki. Efektem jest nie jakość kształcenia, lecz bicie rekordów w mniej ambitnej dziedzinie: po raz pierwszy od 1995 r. ponad połowa wszystkich studentów uczestniczyła w studiach finansowanych z budżetu państwa.
Zdaniem prof. Tadeusza Lutego, byłego rektora Politechniki Wrocławskiej, strategia uczelni polegająca na przyjmowaniu jak największej liczby studentów była do przewidzenia. Uczelnie musiały się dostosować do realiów.
Algorytm ratunkiem dla studentów
– Zarabiają na studentach, dlatego by mieć na pensje dla swoich wykładowców, przyjmują ich coraz więcej, nawet kosztem jakości – mówi prof. Luty. Jego zdaniem można to zmienić, ale tylko poprzez korektę sposobu finansowania.
Zdaniem prof. Lutego MNiSW powinno już dawno przewidzieć, że w czasach kryzysu dotacje nie mogą iść tylko za studentem. W epoce deficytów budżetowych pokusa zarabiania na nim będzie zbyt wielka.



Ministerstwo zapowiada wprowadzenie nowego algorytmu.
– Finansowanie uczelni w większym zakresie uwzględniać będzie wskaźniki jakościowe – mówi minister nauki Barbara Kudrycka. I dodaje, że w roku 2012 będą nowe środki, które zostaną wykorzystane na tzw. dotację projakościową.
Jednak prof. Luty podkreśla, że nie może to być zmiana kosmetyczna. Według prognoz w 2024 roku liczba studentów będzie aż o jedną trzecią mniejsza niż w 2005 roku. A już za trzy lata będzie ich w porównaniu z tym okresem o 18 proc., czyli o 340 tys., mniej. Z tym faktem uczelnie będą musiały sobie poradzić. I nie uratuje ich coraz większe obniżanie progów rekrutacyjnych.
Nowe sposoby - promocja, nowe kierunki
Uczelnie odpowiadają, że nowym sposobem na niż jest... promocja. UAM w Poznaniu szuka swoich potencjalnych studentów już wśród najmłodszych – organizuje zajęcia dla dzieci z podstawówek (tzw. Kolorowy Uniwersytet). Wykładowcy i studenci z Uniwersytetu Opolskiego jeżdżą do szkół, aby przedstawić bezpośrednio ofertę placówki. Politechnika Koszalińska z kolei postawiła na zwiększenie liczby kierunków.
– Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom młodzieży, tworzyliśmy nowe kierunki techniczne, a także humanistyczne, społeczne, ekonomiczne i artystyczne. Młodzież może studiować w dużej uczelni publicznej, bez konieczności wyjazdu do innego miasta – mówi Agnieszka Kowalska z biura prasowego PK. Dodaje też, że uczelnia nawiązała współpracę przy układaniu programów z pracodawcami.
Zdaniem Ministerstwa Nauki każda ze szkół wyższych powinna określić swoją specjalizację. Czy np. ma być znana z prowadzenia badań czy też z kształcenia praktycznie przygotowanych pielęgniarek, fizjoterapeutów lub kosmetyczek.
Każda szkoła wyższa musi wiedzieć, jaką rolę zamierza pełnić w swoim regionie, w kraju, a także na arenie międzynarodowej. Czy chce konkurować badaniami z najlepszymi ośrodkami na świecie i przyciągać na swój sztandarowy kierunek najlepszych kandydatów z całego kraju czy też kształcić na potrzeby lokalnego rynku pracy i ściśle współpracować z pracodawcami.
Uczelnie muszą też stawiać na zdobywanie grantów. A jak przekonuje Uniwersytet Warszawski, można je zdobywać nie tylko w naukach ścisłych (tak było do tej pory).
– U nas w pierwszej szóstce wydziałów realizujących największą liczbę tematów badawczych znalazły się wydziały: Historyczny oraz Filozofii i Socjologii – mówi Izabela Wołczaska z biura prasowego UW. Dodaje, że niedawno powstała spółka UW RC, która na początku – wspólnie z komercyjnym partnerem – zajmie się produkcją i sprzedażą radiofarmaceutyków powstających w Środowiskowym Laboratorium Ciężkich Jonów UW.
– Zyski ze sprzedaży tych substancji będą przeznaczone na fundusz wspierający uniwersyteckie badania – dodaje Wołczaska.