Gminy nie mogą prowadzić inwestycji niezbędnych dla mieszkańców, bo co roku wzrastają ich wydatki na oświatę. Największe koszty generują podwyżki płac dla nauczycieli i zapewnienie im ustawowych średnich.
Gminy nie mogą prowadzić inwestycji niezbędnych dla mieszkańców, bo co roku wzrastają ich wydatki na oświatę. Największe koszty generują podwyżki płac dla nauczycieli i zapewnienie im ustawowych średnich.
Samorządom z roku na rok coraz trudniej jest dotować szkoły i przedszkola. Część z nich już przeznacza na ten cel nawet 70 proc. środków z własnego budżetu. Natomiast średni wzrost wydatków gmin na oświatę od 2006 r. to 40 proc. Sprawa jest poważna, bo wszystko odbywa się kosztem innych inwestycji, które gminy powinny przeprowadzić.
Dodatkowo wprowadzony przed trzema laty obowiązek wyrównywania pensji nauczycieli doprowadził do jeszcze większego drenażu gminnych kas. Tylko w ciągu trzech lat zmuszone zostały do wypłacenia ekstra blisko 800 mln zł. W skali roku do oświaty samorządy dopłacają aż 20 mld zł. Koszt utrzymania jednego ucznia to już średnio 10 tys. zł. Ale rekordziści wydają nawet 8 tys. zł więcej. To bardzo duże obciążenie. Tym bardziej że subwencja, jaka trafia do gmin, w przeliczeniu na jednego ucznia wynosi nieco ponad 5 tys. zł. Gminy szacują, że w tym i kolejnym roku koszty wciąż będą rosły.
Potwierdza to sonda DGP przeprowadzona w blisko 60 samorządach.
/>
Problemy gmin wynikają m.in. z ciągłych podwyżek dla nauczycieli. Po wakacjach nastąpi kolejny wzrost ich płac. Tym razem o 3,8 proc.
Z sondy DGP wynika, że stołeczny ratusz w tym roku otrzymał blisko 1,3 mld zł subwencji oświatowej, a z własnego budżetu na szkoły i przedszkola dołoży drugie tyle. W przeliczeniu na utrzymanie jednego ucznia Warszawa wyda 9,1 tys. zł. W Gogolinie kwota ta sięga prawie 15 tys. zł. W Lublinie miasto otrzymało w tym roku z subwencji 358 mln zł, a całkowite wydatki wyniosą 584 mln zł. W Zielonej Górze miasto dostało z budżetu 137 mln zł, a dołoży do oświaty jeszcze 75 mln zł. Kształcenie jednego ucznia kosztuje tam prawie 9 tys. zł. Poznań otrzymał 508 mln zł subwencji oświatowej. Na cele edukacyjne brakuje mu jednak 206 mln zł, które musi wygospodarować z własnych pieniędzy. Do oświaty 168 mln zł dokłada też Urząd Miasta w Katowicach.
Z ogromnymi kosztami borykają się również Szczecin, Częstochowa, Świnoujście czy Bydgoszcz, która otrzymała w tym roku subwencję w wysokości 320 ml zł. Łącznie jednak miasto przeznaczy na oświatę 516 mln zł. Gdańsk, gdzie w tym roku dotacja wyniosła 397 mln zł, dodatkowo wspomoże placówki oświatowe kwotą 267 mln zł. W przeliczeniu na jednego ucznia koszty kształcenia tam wynoszą ponad 10 tys. zł. Co ciekawe, gdańscy urzędnicy szacują, że na przyszły rok w budżecie trzeba będzie zarezerwować 20 mln zł więcej niż obecnie.
Nasza analiza potwierdza również, że rosnące wydatki gmin na oświatę to trend, który utrzymuje się od kilku lat. W 2006 roku Urząd Miasta w Kielcach dopłacał do niej 64 mln zł, a w ubiegłym już o 18 mln zł więcej. W Tarnowskich Górach miasto wydawało na ten cel 16 mln zł, a obecnie już 8 mln zł więcej (wzrost o 50 proc.). W Namysłowie w tym samym okresie wydatki na oświatę wzrosły z 9,7 mln zł do 16,3 mln zł (68 proc.). W Tychach z 50 mln zł do ponad 90 mln zł (80 proc.). W Sosnowcu nakłady na ten cel wzrosły w ciągu 6 lat z 74 mln zł do 126 mln zł (70 proc.).
– W mojej gminie oświata pochłania 50 proc. budżetu, a to, co mi zostaje, muszę podzielić na inne ważne zdania, które polepszają komfort życia mieszkańców – tłumaczy Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, wiceprzewodniczący Gmin Wiejskich RP.
Dodaje, że z pozostałej części budżetu musi sfinansować takie zadania, jak sferę gospodarki komunalnej, komunikację publiczną, sferę opieki społecznej, gospodarkę odpadami czy meliorację.
U podstaw problemów samorządów leży sam mechanizm naliczania subwencji oświatowej. Ten krytykuje m.in. rzecznik praw obywatelskich – np. w kwestii dodatku mieszkaniowego i wiejskiego. Ci nauczyciele, którzy mieszkają w miejscowościach poniżej 5 tys. mieszkańców, mają prawo do tych dodatków. Ale pozostali już nie. Do tego dochodzi główny przelicznik, który uzależnia wysokość subwencji od liczby uczniów, a nie np. nauczycieli.
Ponadto gminy są postawione pod ścianą, bo muszą wszystkim pedagogom zapewniać średnią płacę. Dotyczy to również nauczycieli pracujących w przedszkolach, na których samorządy nie dostają pieniędzy z subwencji. I mimo to muszą im wypłacać coroczne podwyżki odgórnie ustalone przez rząd.
Gminy żądają więc większej swobody w kształtowaniu sytemu płac nauczycieli i likwidacji niemotywujących dodatków. Obecnie na średnie wynagrodzenie nauczyciela składa się kilkanaście różnego rodzaju składników.
– Domagamy się likwidacji części dodatków, w tym wiejskiego i mieszkaniowego. Dzięki temu moglibyśmy posługiwać się w większym stopniu dodatkiem motywacyjnym. Chcemy też, aby pensum nauczycielskie wzrosło o dwie godziny – wylicza Andrzej Porawski, sekretarz Związku Miast Polskich.
Związkowcy jednak stawiają własne warunki.
– Można rozmawiać o ewentualnych zmianach skomplikowanego zarówno dla gmin, jak i nauczycieli systemu wynagradzania. Można np. zlikwidować część dodatków, ale nie obniżając przy tym pensji – przekonuje Andrzej Antolak z sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”.
Dodaje, że większość z dodatków nie motywuje, a są one przyznawane za pełnienie funkcji, np. dyrektora czy wychowawcy, a nie za efekty pracy.
– Od dawna chcemy zwiększenia udziału pensji zasadniczej w średniej płacy, ale na pewno nie możemy się zgodzić na automatyczne zlikwidowanie dodatków – kontruje jednak Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Jego zdaniem przez taki mechanizm część nauczycieli mogłaby stracić złotówkę, ale inni nawet 600 zł.
Dzisiaj o zmianach w systemie wynagradzania nauczycieli będą rozmawiać w Ministerstwie Edukacji Narodowej samorządowcy z działaczami związków oświatowych. Na spotkaniu nie zabraknie gorącej dyskusji w kwestii związanej z egzekwowanym od 2008 roku jednorazowym dodatkiem uzupełniającym dla nauczycieli, którzy nie osiągają średnich płac (obowiązek ich zapewniania nałożono na samorządy już w 2000 roku, jednak dopiero od czterech lat gminy muszą się z niego skrupulatnie rozliczać). Zgodnie z art. 30 Karty nauczyciela gminy muszą zapewnić nauczycielom co najmniej średnią płacę, która jest procentowo określana na podstawie tzw. kwoty bazowej. Ta ostatnio co roku rośnie, bo rząd podwyższa pensje nauczycielom.
Najczęściej problem z zapewnieniem średnich płac mają gminy wobec osób z najkrótszym stażem zawodowym. Nie mają one wysokich dodatków do pensji, które są uwzględniane przy wyliczeniu średnich. Gminy muszą więc im na koniec stycznia przekazywać tzw. jednorazowy dodatek uzupełniający. Dlatego domagają się likwidacji art. 30a karty, który zobowiązuje gminy do wypłacania wyrównania tym osobom.
– Samorządy muszą to robić, niezależnie od jakości pracy poszczególnych pedagogów – argumentuje Andrzej Porawski.
Podkreśla, że taki mechanizm jest kompletnym nonsensem, bo płace powinny mieć charakter motywacyjny.
Oświatowe związki tłumaczą jednak, że jeśli dyrektorzy właściwie przyznawaliby dodatki motywacyjne, nie byłoby problemów z wypłacaniem wyrównań. Gmina bowiem zapewniałaby ustawowe średnie płace.
– Wielu dyrektorów idzie po linii najmniejszego oporu i przyznaje wszystkim w równej wysokości dodatki motywacyjne. A później okazuje się, że swoją niekompetencją, nieudolnością i brakiem odwagi doprowadza do tego, że trzeba części nauczycielom wypłacać wyrównanie – wskazuje Sławomir Broniarz.
Z tymi argumentami nie zgadza się Marek Pleśniar, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. Jego zdaniem dodatki za jakość pracy nie są wszędzie takie same i nie można nimi łatać średniej płacy.
– Dyrektorzy szkół nie są w stanie indywidualnie różnicować dodatków motywacyjnych, bo nauczycieli, zwłaszcza w dużych placówkach, jest tak dużo, że jest to po prostu niemożliwe – przekonuje.
Zarówno przepisy Karty nauczyciela, jak i system naliczania subwencji oświatowej wymagają szybkich zmian. Samorządy zniechęcone dotychczasowym brakiem działania resortu edukacji w tym kierunku nie chcą już czekać na rządową propozycję. W wrześniu podczas Samorządowego Kongresu Edukacji przedstawiony zostanie ich projekt nowelizacji Karty nauczyciela.
– Mamy już dość bezproduktywnych negocjacji z oświatowymi związkami zawodowymi. Kończymy pracę nad projektem i prześlemy go do konsultacji do miast i gmin – potwierdza Andrzej Porawski.
Jednocześnie alarmuje – jeśli te zmiany nie wejdą szybko w życie, to gminy będą zagrożone finansowo.
– Chcemy negocjować z samorządami i mamy nadzieję, że na spotkaniach w resorcie edukacji zostaną wypracowane rozwiązania, które przyjmie parlament – mówi jedynie Sławomir Broniarz.
Jednak zdaniem Marka Olszewskiego rozmowy prowadzone w resorcie są pozbawione sensu, bo ministerstwo nieformalnie porozumiało się ze związkami, a zmiany w karcie będą tylko kosmetyczne.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama