Pedagodzy, którzy będą chcieli skorzystać z rocznego wolnego na poprawę stanu zdrowia będą musieli zgłosić się do lekarza medycyny pracy, a nie jak obecnie pierwszego kontaktu. Taka propozycja padła po ostatnim spotkaniu w resorcie edukacji narodowej w sprawie zmian w Karcie nauczyciela. To jednak nie podoba się ani lekarzom medycyny pracy, ani samorządowcom.
– Nie chcemy żadnych nowych zadań. Ponadto nikt tych zmian z nami nie konsultował – twierdzi Małgorzata Bukowska z Centrum Medycyny Pracy Zdrowie w Poznaniu.
Dlatego medycy domagają się uszczegółowienia proponowanych rozwiązań. Nie wiadomo bowiem, czy nauczyciele trafią do lekarza medycyny pracy bezpośrednio, czy wcześniej będą musieli udać się do lekarza rodzinnego, żeby uzyskać skierowanie.
– Trzeba też wskazać źródło finansowania tego zadania, bo obecnie nie wiadomo, kto będzie za nie płacił – szkoła, gmina, budżet czy NFZ – wylicza dr Paweł Wyrębkowski, mazowiecki konsultant medycyny pracy.
Specjaliści już wskazują, że jeśli będą badać nauczycieli, to tylko pod względem laryngologicznym (czyli pod kątem choroby zawodowej).
– A ponieważ nie jesteśmy specjalistami, to pedagog będzie musiał trafić również do laryngologa – twierdzi dr Paweł Wyrębkowski.
Dlatego samorządy domagają się, aby o urlopach dla poratowania zdrowia dla nauczycieli decydował nie lekarze medycyny pracy, lecz komisje orzecznicze działające przy ZUS.
– Obawiamy się, że wciąż może dochodzić do nadużyć przy przyznawaniu urlopów, a komisje mogłyby to wykluczyć – przekonuje Andrzej Porawski, sekretarz Związku Miast Polskich.
W niektórych miastach ten proceder został już uregulowany bez konieczności zmiany przepisów. W Częstochowie dyrektorzy szkół odwołują się do wojewódzkiego ośrodka pracy w przypadku wszystkich nauczycieli skierowanych na taki urlop.