Testowanie nauczycieli to pomysł dobry, ale należało to zrobić kilka miesięcy temu – oceniają eksperci. I wskazują, że może to być niemiarodajne, skoro większość pedagogów od kilku tygodni pracuje zdalnie.
ikona lupy />
DGP
Na początku przyszłego roku pracownicy oświaty będą wreszcie mogli zrobić bezpłatny test na obecność koronawirusa. Powszechnego testowania już we wrześniu domagało się wielu dyrektorów, a także Związek Nauczycielstwa Polskiego. Resort zdrowia zdecydował się jednak na to dopiero teraz i tylko w trzech województwach. Nauczyciele z Małopolski, Śląska i Podkarpacia mają być przebadani jeszcze przed powrotem dzieci do szkół, czyli przed końcem ferii zimowych, które mają trwać od 4 do 17 stycznia, jednocześnie w całej Polsce.
Niedługo potem mają rozpocząć się masowe szczepienia. Pojawiają się postulaty, aby nauczyciele byli w pierwszej (obok medyków) grupie uprawnionych do takich szczepień. Niewykluczone jednak, że będą musieli czekać równie długo, jak na masowe testy.

Wiele niewiadomych

Póki co nie są znane szczegóły tej akcji. Minister zdrowia Adam Niedzielski mówił w zeszłym tygodniu w rozmowie z PAP, że trwają wciąż prace na koncepcją badań. Według wstępnych zamierzeń resort chce je zrealizować w regionach, gdzie było najwięcej zakażeń, stąd Małopolska i Śląsk, oraz dla porównania na Podkarpaciu, gdzie odnotowano ich znacznie mniej. – Zdecydowaliśmy, że będziemy chcieli przeprowadzić pilotaż w odniesieniu do nauczycieli w szkołach. Chcemy, żeby przed pójściem dzieci do szkoły, przynajmniej w tych trzech województwach, sprawdzić bieżący stan zakażenia pośród pedagogów – mówił minister.
Podstawowe pytanie, jakie się nasuwa w związku z tym, to czy badanie będzie obowiązkowe. Teoretycznie mogłoby tak być i miałoby to sens, ponieważ by uzyskać miarodajne wyniki, należy przetestować jak najwięcej osób z wytypowanej populacji. Podstawa prawna ku temu jest. Prawnicy wskazują, że taka możliwość może wynikać z art. 46b pkt 4a z 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (t.j. Dz.U z 2020 r. poz. 1845). – Na podstawie tych przepisów i przy interpretowaniu tych regulacji w sposób rozszerzony wyobrażam sobie sytuację, że np. nauczyciele mogą zostać zobowiązani do poddania się obowiązkowym testom i szczepieniom. Przy czym brak wykonania tego drugiego obowiązku nie oznacza, że pracownik nie zostanie dopuszczony do pracy. Szczepienia mogą być wymagane wobec pracowników oświaty, bo pracują w instytucjach użyteczności publicznej – przekonuje Robert Kamionowski, ekspert ds. prawa oświatowego, radca prawny z kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office.
Również Rafał Janiszewski, właściciel kancelarii doradzającej placówkom medycznym, jest zdania, że podstawą może być ustawa o chorobach zakaźnych. – Na gruncie tej ustawy jest obowiązek poddawania się szczepieniom, testom, hospitalizacji itd. Można byłoby z niej wyprowadzić akt wykonawczy, który wskazywałby na obowiązek testowania również w stosunku do określonej grupy zawodowej. Zwłaszcza gdyby wyjść z założenia, że nauczyciel, jako osoba pracująca z dużymi grupami ludzi, jest w grupie ryzyka – wskazuje.

Kryterium wyboru

Związkowcy, ale też dyrektorzy szkół przyznają, że pomysł jest dobry, ale spóźniony. I powinien objąć cały kraj. – Nie bardzo rozumiem, dlaczego akurat te trzy województwa zostały wytypowane do testowania, bo bardzo dużo zakażeń było też na Mazowszu. Mam nadzieję, że nie zdecydowały o tym względy polityczne, ale merytoryczne – mówi Sławomir Broniarz, prezes ZNP. I przypomina, że jego związek domagał się powszechnego testowania jeszcze przed rozpoczęciem obecnego roku szkolnego.
Podobnego zdania są dyrektorzy. – Pierwsze dwa lub trzy tygodnie września powinny być poświęcone masowemu testowaniu w szkołach i przedszkolach pracowników. Wtedy rząd nie chciał się na to zgodzić, a dziś proponuje to w ograniczonym zakresie – wskazuje Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. Jego zdaniem jeśli nauczyciele skorzystają z tego uprawnienia, to może się okazać, że w tych trzech województwach tuż po feriach nie będzie miał kto uczyć.
– Pod koniec października ok. 70 proc. nauczycieli na naszym terenie przebywało na zwolnieniach lekarskich i dyrektorzy mieli bardzo poważne problemy organizacyjne. Oczywiście nie mam nic przeciwko, aby taką możliwość powszechnego testowania stworzyć, ale w tej chwili nie spodziewam się wykrycia dużej liczby zachorowań – mówi Mariusz Krystian, wójt gminy Spytkowice z Małopolski.

Bez planu

Nie brakuje również krytyków pomysłu masowego testowania. – Jeszcze miesiąc temu rząd chciał w tych trzech województwach testować wszystkich, później się wycofał i teraz chce to robić tylko wobec pracowników oświaty. Brakuje planu działań. Nie wiem, w jakim celu będą robione testy akurat w tej chwili. Dlaczego ta grupa została wybrana, skoro od tygodni jest wyłączona z kontaktu z dziećmi? – zastanawia się Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Sławomir Wittkowicz, przewodniczący branży nauki, oświaty i kultury w FZZ, jest przekonany, że nauczyciele nie będą chcieli dobrowolnie poddawać się testom i to jeszcze w okresie, kiedy pracują z domu. – Służy to tylko temu, aby wyśmiać inicjatywę ZNP. Badania przesiewowe pokażą, że wśród tej grupy zawodowej nie ma zainteresowania taką akcją – prognozuje.
Według ekspertów nauczycielom zależy teraz bardziej na szybkim zaszczepieniu się. Jednak w pierwszej kolejności będą mogli zrobić to medycy, a w dalszej służby mundurowe, podopieczni domów pomocy społecznej i osoby starsze.
– Nauczyciele, a zwłaszcza ci pracujący w przedszkolach, są tak samo narażeni na zachorowania jak chociażby pielęgniarki, a mają od nich dużo słabsze zabezpieczenia. Dlatego pracownicy oświaty powinni obok medyków znaleźć się w pierwszej grupie osób uprawnionych do otrzymania szczepionki – przekonuje Marek Pleśniar.
Podobnego zdania jest Sławomir Broniarz. Wskazuje, że nauczycieli jest ponad 600 tys., mają kontakt z dziećmi i są narażeni na zakażenie nie tylko w miejscu pracy, ale też w komunikacji.
Nie wszyscy się jednak z tym zgadzają. Mariusz Krystian uważa, że równie ważną i narażoną na zakażenie grupą są np. pracownicy handlu.