Uczniowie klas sportowych mogą ćwiczyć w sali gimnastycznej. Szkoły branżowe wróciły do zajęć praktycznych. W obu przypadkach trzeba znowu zmieniać plan lekcji i zorganizować uczniom dojazd
Uczniowie klas sportowych mogą ćwiczyć w sali gimnastycznej. Szkoły branżowe wróciły do zajęć praktycznych. W obu przypadkach trzeba znowu zmieniać plan lekcji i zorganizować uczniom dojazd
/>
Od tego tygodnia formalnie szkoły w dalszym ciągu są zamknięte, ale pojawiły się wyjątki. Wybrane placówki oświatowe mogą prowadzić zajęcia z wychowania fizycznego w sali gimnastycznej, ale tylko dla niektórych. Świetlice w dalszym ciągu oferują opiekę jedynie uczniom, których rodzice walczą z pandemią. Do szkół branżowych wróciła możliwość prowadzenia praktyk, są jednak problemy z dojazdem.
Niemniej w dalszym ciągu główną formą prowadzenia lekcji jest kształcenie zdalne, choć spadająca liczba zachorowań sprawia, że coraz większa rzesza rodziców chciałaby powrotu dzieci do nauki stacjonarnej. Na razie nic jednak nie zapowiada zmiany rządowych planów – do świąt szkoły działają na dotychczasowych zasadach, a po Nowym Roku dla wszystkich rozpoczną się ferie zimowe, które potrwają do 17 stycznia.
Do zajęć stacjonarnych wrócili w tym tygodniu uczniowie szkół i oddziałów sportowych. Zgodnie z par. 2 ust. 3k rozporządzenia ministra edukacji i nauki z 24 listopada 2020 r. nowelizującego rozporządzenie w sprawie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 (Dz.U. z 2020 r. poz. 2087) zajęcia dla nich powinny być prowadzone w miejscu ich szkolenia, czyli np. w salach gimnastycznych lub na pływalni. Wciąż jednak istnieje możliwość prowadzenia dla nich lekcji przez internet w zakresie, w jakim jest to możliwe.
– Od tego tygodnia wracają do nas uczniowie z klas sportowych na zajęcia z pływania. W dalszym ciągu takiej możliwości jednak nie mają uczniowie ze zwykłych klas dwóch szkół podstawowych, które w ramach wychowania fizycznego uczą się pływać – wyjaśnia Konrad Karpiński, instruktor z pływalni Foka w Warszawie.
Uczniom, którzy nie są w szkołach lub oddziałach sportowych, pozostaje w dalszym ciągu ćwiczenie przed komputerem w domu. Ani dla nich, ani dla nauczycieli taka sytuacja też nie jest komfortowa, bo w wielu domach nie ma przestrzeni do wykonywania ćwiczeń. Dlatego dyrektorzy szkół, którzy nie mają oddziałów sportowych, ale posiadają odpowiednią infrastrukturę sportową, są rozżaleni, że resort edukacji zgodził się na stacjonarny wf tylko dla profilu sportowego. – Nie mamy takich klas, ale mamy za to dobrze wyposażoną siłownię, a także prężnie działające sekcje siatkówki. Oczywiście mogłabym próbować obchodzić prawo i tłumaczyć się tym, że przygotowujemy się do zawodów. Takie działania byłyby jednak niemoralne względem uczniów – mówi Anna Sala, dyrektor liceum w Suchej Beskidzkiej.
Jej zdaniem o tym, czy na terenie szkoły można z zachowaniem reżimu sanitarnego zorganizować zajęcia wychowania fizycznego, powinni decydować dyrektorzy. – Skoro mogą działać prywatne szkółki piłkarskie, to dlaczego nie mogą działać szkolne kluby sportowe? – pyta z rozżaleniem Anna Sala.
Wspomniana nowelizacja umożliwiła też uczniom szkół branżowych odbywanie praktyk u przedsiębiorców i na terenie szkoły. I tu jednak – podobnie jak przy zajęciach z wychowania fizycznego – pojawił się problem z planem lekcji.
– Zajęcia praktyczne skróciliśmy z 45 do 40 minut, a nauczyciele, którzy mieli z uczniami lekcje zdalne godzinę przed i godzinę po praktykach, musieli wyznaczyć je w innym terminie. W ten sposób chcieliśmy umożliwić uczniom z jednej strony uczestnictwo w zajęciach praktycznych, a z drugiej kontynuowanie zdalnych lekcji z domu – wyjaśnia Anna Knapik, kierownik warsztatów szkolnych z Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego nr 1 w Wadowicach. Zwraca jednak uwagę, że wskutek pandemii wielu prywatnych przewoźników ograniczyło liczbę kursów z podmiejskich miejscowości i część uczniów ma problemy z dojazdem do szkoły lub miejsca praktyk.
– Na szybko musimy zmieniać plany lekcji, aby uczniowie z sąsiednich wsi mogli do nas dojechać – przyznaje Józek Łasak, nauczyciel przedmiotów zawodowych i fizyki z Zespołu Szkół Rolniczych w Radoczy. – Nasi podopieczni nawet chętnie pojawiają się na tych praktykach, choć przy tego typu zajęciach mamy problem z zachowaniem odpowiedniego dystansu – dodaje.
Szefowie placówek zwracają uwagę, że odstępstwa od obowiązujących reguł wprowadzane są nie do końca racjonalnie. – Możemy prowadzić indywidualne konsultacje na terenie szkoły tylko z uczniami, którzy przygotowują się do matury i tylko z tych przedmiotów, które będą na egzaminach zewnętrznych. Tymczasem taka możliwość powinna być dana też uczniom, którzy mają problemy z nauką np. w pierwszej klasie i to bez ograniczeń przedmiotowych – uważa Anna Sala.
Od tego tygodnia wprowadzono też pewne zmiany w zakresie udostępniania świetlicy uczniom rodziców, którzy zajmują się zwalczaniem pandemii. Doprecyzowano, że świetlica jest uruchamiana dopiero wtedy, jeśli z takim wnioskiem wystąpią uprawnieni opiekunowie. Wcześniej dyrektorzy musieli zapewniać opiekę, nawet jeśli rodzice tylko zadeklarowali taką potrzebę, a nie przyprowadzali dzieci. Często świetlice stały puste, choć z opieki skorzystaliby chętnie inni rodzice. – Niestety wciąż nie możemy przyjmować uczniów, których rodzice pracują i nie mogą skorzystać z zasiłku opiekuńczego. Wciąż nie ma też przepisów, które weryfikowałyby, którzy rodzice rzeczywiście zajmują się zwalczaniem pandemii – wylicza Izabela Leśniewska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 23 w Radomiu.
Pewnym rozwiązaniem w takiej sytuacji jest złożenie przez rodzica oświadczenia, że nie ma w domu warunków do kształcenia zdalnego. Wtedy dyrektor powinien zorganizować dziecku zajęcia na terenie szkoły. Pojawiają się jednak sygnały, że bywa to wykorzystywane jako furtka do omijania obostrzeń. – Część dyrektorów szkół niepublicznych zgadza się na powrót uczniów do szkoły na podstawie tych oświadczeń. Wtedy nie ma problemu z zajęciami sportowymi lub udziałem w praktykach – mówi Łukasz Łuczak, adwokat, ekspert ds. prawa oświatowego. Dodaje, że zna jedną szkołę w województwie wielkopolskim, do której uczęszcza 90 proc. uczniów. – Właściciele starają się nie robić problemów rodzicom, którzy chcą dzieci wysłać do szkoły, bo mogą później pojawić się roszczenia o obniżenie czesnego – dodaje.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama