Zmiany w podstawie programowej będą możliwe najpewniej dopiero od przyszłego roku. Dlatego wraca pomysł likwidacji egzaminu ósmoklasisty, ale nie budzi to w MEN entuzjazmu.
W Ministerstwie Edukacji Narodowej powstał zespół do opracowania nowej podstawy programowej. Nie zaproszono do niego ani Związku Nauczycielstwa Polskiego, ani największej organizacji zrzeszającej kadrę kierowniczą ‒ Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO). Dyrektorzy i nauczyciele obawiają się o jakość tworzonego dokumentu oraz że decyzje dotyczące egzaminów będą zapadać w ostatniej chwili i uczniowie nie będą do nich przygotowani.

Jak odchudzać?

– Tak, jak długo nie wiedzieliśmy, kto pracował nad podstawą przy okazji likwidowania gimnazjów, tak i teraz nie mamy wiedzy, kto, z kim i co konsultuje – mówi Marek Krukowski, dyrektor szkoły podstawowej w Lublinie. – Na razie pojawiają się wypowiedzi medialne, które są źródłem naszych domysłów. Nie wiemy, jak MEN chce odchudzać program. Czy zawęzi listę lektur, na podstawie których zdaje się potem egzamin? Co z matematyką? Tu rezygnacja z jednego działu zamyka drogę do poznawania kolejnego.
‒ Potrzebujemy szybkich działań MEN – wtóruje Dariusz Zalewski, dyrektor podstawówki w Kartuzach. Zwraca uwagę, że najcięższa jest sytuacja klas siódmych i ósmych, do których wtłoczono w dużej mierze program gimnazjalny. ‒ W statystykach zbieranych wiosną pytano dyrektorów, czy odbywa się kształcenie zdalne. 98 proc. odpowiedziało, że tak. Ale ani MEN, ani kuratoria nie pytały o jakość, która była bardzo niezadowalająca.
‒ Od kilku już lat wiadomo, że program jest przeładowany, nastawiony na wkuwanie treści i rozliczanie potem z nich uczniów – uważa Marek Pleśniar, dyrektor OSKKO. I tłumaczy, że program nowoczesnej szkoły, o której się tak dużo mówi, powinien uczyć współpracy, wzajemnego zaufania, działania w grupie. ‒ Ważne jest też nauka korzystania ze współczesnych metod komunikacji, wyszukiwania w nich prawdy, rozpoznawania fałszu – wylicza Marek Pleśniar. Jego zdaniem w nowym programie nauczania więcej swobody powinno się też zostawić nauczycielom.
To, że obecny program nie przystaje do współczesnego świata, jest zresztą powszechnym przekonaniem. ‒ Dzieci muszą nabywać umiejętności analityczne, umieć docierać do źródeł, z których mogą czerpać wiedzę potrzebną w danym momencie – zaznacza Ryszard Sikora, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 36 w Krakowie.
Zdaniem nauczycieli wraz z nową podstawą programową powinno się też wrócić do jej tworzenia nie w podziale na klasy, ale etapy nauczania. Dzięki temu to, czego nie uda się zrobić w jednym roku, będzie można nadrobić w kolejnym.

Czas ucieka

Pytani przez nas eksperci zgodnie przyznają, że rzetelne opracowywanie nowej podstawy potrwa co najmniej do wiosny i jej wejście w życie jest możliwe najwcześniej od nowego roku szkolnego. – Dlatego nie rozumiem, dlaczego MEN nie ruszył z pracami wcześniej – mówi Monika Marciniak, dyrektor szkoły podstawowej w Białej. – Już teraz, nie czekając na decyzję resortu, musimy dokonywać wyborów, czego uczymy, a co odsuwamy na potem. Na przykład jako nauczyciel matematyki mam problemy z tłumaczeniem uczniom geometrii przestrzennej. W klasie można było pokazać, a teraz? Nawet nauka posługiwania się cyrklem wymaga obecności nauczyciela, bo gros dzieci zatacza koło nie przyrządem, tylko obracając zeszytem.
‒ Obecnego materiału nie da się przerobić w całości w ramach zdalnego nauczania. Szczególnie że w Polsce ono wciąż szwankuje – uważa Ryszard Sikora. A to oznacza, że trzeba zastanowić się nad egzaminem ósmoklasistów ‒ już teraz, a nie na miesiąc przed. ‒ Powinny zostać opracowane wytyczne, jaki dokładnie materiał będzie na nim wymagany.
Wielu nauczycieli i dyrektorów, z którymi rozmawialiśmy, idzie dalej, uważając, że konsekwencją odchudzenia podstawy powinno być odwołanie tego egzaminu, który i tak nie dostarcza wiedzy o uczniu. ‒ Doprowadził do tego, że uczyliśmy dzieci pod testy, zamiast przekazywać wiedzę – komentuje jeden z naszych rozmówców. OSKKO też jest za zniesieniem egzaminu i wprowadzeniem rekrutacji np. na podstawie wyniku ze świadectwa.

Wydawnictwa liczą koszty

Wydawcy podręczników nie kryją niepokoju. ‒ Jako członek Sekcji Wydawców Edukacyjnych Polskiej Izby Książki wiemy, że oficjalna prośba o spotkanie z panem ministrem została skierowana. Jeśli zmiany w zakresie podstaw są planowane, to takie konsultacje powinny rozpocząć się jak najszybciej – mówi Agnieszka von Mallek z wydawnictwa Nowa Era. Przypomina, że zgodnie z art. 22ab ust. 4 ustawy o systemie oświaty, określającej harmonogram wdrażania reformy, nauczyciel, który w tym roku dokonał zmiany wyboru podręcznika, kolejnej zmiany będzie mógł dokonać za trzy lata. Dotyczy to zarówno szkół podstawowych, jak i ponadpodstawowych.
Wtóruje jej Paweł Mazur z Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego. ‒ Żadnych sygnałów z ministerstwa o chęci prowadzenia rozmów nie otrzymaliśmy – mówi. Ocenia, że rzetelne przygotowanie podstawy programowej to kwestia wielu miesięcy.
Zwraca też uwagę na koszty. ‒ W szkołach średnich nie ma ministerialnych dotacji na podręczniki, ale szkoła podstawowa z nich korzysta. W tym roku zaczął się kolejny cykl dotacyjny, który kończy się dopiero w 2023 r. Wprowadzenie przed tym terminem kolejnego podręcznika do szkół nadwyrężyłoby budżet państwa ‒ dodaje. Wylicza również, że zmian w ostatnich latach było niemało. Między innymi w 2017 r., w związku z likwidacją gimnazjów, zaczęły obowiązywać nowe podstawy dla klas 4 i 7, a w kolejnych latach – dla klas 5, 6 i 8. W 2018 r. natomiast zmieniła się podstawa do szkoły średniej.

Zespoły pracują?

MEN pytane o konkrety i terminy od wielu dni milczy. – Bo na razie nie ma dużo do powiedzenia – mówi nasze źródło w resorcie. Nieoficjalnie dowiadujemy się, że prace nie posuwają się w imponującym tempie. Tym bardziej że jedną z pierwszych decyzji Przemysława Czarnka na stanowisku szefa resortu było odwołanie dyrektor odpowiedzialnej właśnie za podstawę programową i podręczniki.
W rozmowie z DGP minister mówi jednak, że powołał zespoły, które pracują nad odchudzeniem podstawy przedmiotów egzaminacyjnych. Zmiany mają dotyczyć wybranych zagadnień, które mogą pojawić się na sprawdzianie kończącym szkołę, co oznaczałoby, że mimo apeli nauczycieli i dyrektorów o rezygnacji z egzaminu na razie nie ma mowy.