Od początku lipca ówczesny minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski nie przyjmował możliwości wprowadzenia innej strategii powrotu uczniów do szkół niż w tradycyjnej. W wypowiedziach z tego czasu słyszymy, że nie było nawet potrzeby zmniejszania liczby uczniów w klasach czy wprowadzania innych rozwiązań, które rozluźniłyby chociażby tłok na korytarzach podczas przerw. Dlaczego? W lipcu, szef MEN mówił, że to dlatego, że krzywa zachorowań się wypłaszczyła i sądzi, że powrót do stacjonarnego nauczania nastąpi w oparciu o nadzieję, że „ta fala epidemii nie będzie wzrastała”. Tymczasem już wcześniej minister zdrowia Łukasz Szumowski ostrzegał, że jesienią koronawirus powróci i to ze zdwojoną siłą. Publicznie, przypomniał o tym niespełna dwa tygodnie przed deklaracją Dariusza Piontkowskiego.
Od tego czasu we wszystkich kanałach komunikacji, ministerstwo edukacji narodowej co kilka podkreślało, że powrót do stacjonarnej nauki jest najważniejszy. Poza podawaniem rozwiązań: „"Chcemy, aby uczniowie od września wrócili do tradycyjnej nauki w szkołach. Pracujemy nad przepisami, które zagwarantują bezpieczeństwo uczniów po powrocie do szkół. Gdyby pojawiło się ognisko epidemii czy realne zagrożenie dla zdrowia uczniów i nauczycieli, chcemy, aby dyrektor, po zasięgnięciu opinii GIS, mógł szybko zareagować. Ważna będzie również rola kuratora", szef MEN podawał także szczątkowe uzasadnienia tej decyzji: „Częściowe otwarcie przedszkoli i szkół nie spowodowało zwiększenia zachorowań, tak samo przeprowadzone egzaminy, a to pozwala przypuszczać, że uruchomienie tych placówek na większą skalę także nie spowoduje większego zagrożenia epidemicznego”, pytany o wątpliwości rodziców odpowiadał „Rozumiem, ale rodzic nie jest epidemiologiem".
Skoro możemy wspólnie przebywać na plaży, chodzić do sklepu, to równie dobrze możemy wrócić do szkoły, przecież zakłady pracy normalnie funkcjonują, a te ogniska zakażeń, to są ogniska miejscowe w zakładach pracy czy ośrodkach pomocy społecznej
Jeszcze 29 września minister Piontkowski bronił decyzji powrotu do szkół: "Gdyby tak było, że powrót z wakacji spowodował masową falę zachorowań, to dzisiaj mielibyśmy tysiące placówek zamkniętych, a tak nie jest. Widać pewną fluktuację. Część szkół wraca z tej kwarantanny do tradycyjnych zajęć. Pojawiają się nowe podejrzenia zakażeń. Nie widać na razie, że ten słynny powrót z wakacji miał spowodować jakąś masową falę zachorowań" – mówił tego dnia Piontkowski na antenie Programu I Polskiego Radia.
Zaledwie tydzień wcześniej zupełnie przeciwne zdanie wyraził Główny Inspektor Sanitarny Jarosław Pinkas. O wzroście zachorowań mówił: „To rezultat tego, że m.in. dzieci wróciły do szkół. Ta liczba zakażonych nie jest duża, biorąc też pod uwagę sporą liczbę testów. W całej Europie jest taka sytuacja. I ona nie jest u nas tak nasilona jak przykładowo we Francji czy w Hiszpanii”. Równo miesiąc później minister zdrowia przyznał dobitnie, że „Szkoły są rozsadnikiem epidemii” i powtórzył założenie, które było powtarzane wiosną „dzieci przechodzą to bezobjawowo, przynoszą do domów, to nie jest tylko hipoteza”.
Wielu ekspertów podkreślało, że czas wakacji został zmarnowany przez MEN – nie zostały podjęte wówczas żadne działania przygotowujące szkołę na powrót epidemii jesienią. MEN odpierał ataki tłumacząc, że czas ten poświęcił na konsultacje. O ich przebieg zapytała MEN fundacja „Przestrzeń dla Edukacji”. Fundacja chciała się dowiedzieć: jacy lekarze i eksperci epidemiolodzy konsultowali plany Ministerstwa na pracę szkół od 1 września 2020 r., jacy eksperci konsultowali strategię ograniczenia funkcjonowania szkół w strefie żółtej i czerwonej od 19 października 2020 r. oraz jak brzmiała treść ekspertyz na podstawie których MEN podejmowało wszystkie decyzje dotyczące otwarcia szkół we wrześniu.
Z odpowiedzi MEN wynika, że Ministerstwo nie zamówiło żadnych ekspertyz naukowych, dotyczących tego, w jakim modelu ma od września funkcjonować szkoła. Nie konsultowało swoich decyzji dotyczących stref czerwonych i żółtych ani tego w jaki sposób i w jakich okolicznościach mają być kierowani na kwarantannę uczniowie i nauczyciele. Wszystkie decyzje były podejmowane wyłącznie wewnętrznie.
W komentarzu do odpowiedzi MEN, członkini Fundacji, Iga Kazimierczyk pisze: „Interesowało nas także z kim konsultowano zmianę decyzji, w kwestii ograniczenia pracy szkół. Założyłyśmy, że skoro 10 października strategia pracy szkół została oceniona jako trafna a kilka dni później zaplanowano zamknięcie części placówek, to powinno to wynikać z merytorycznych przesłanek. Z odpowiedzi dowiadujemy się, że ta strategia powstała jako efekt konsultacji z Głównym Inspektorem Sanitarnym i Ministrem Zdrowia a wytyczne powstały w Ministerstwie Edukacji Narodowej i zostały zgodnie z zasadami legislacji uzgodnione międzyresortowo. Konsultowanie strategii narodowej przeciwdziałania pandemii w ramach instytucji rządowych – takich jak Ministerstwo Zdrowia czy GIS jest zasadne. Jednak kwestia wprowadzenia tych ustaleń w formie praktycznych rozwiązań dla placówek edukacyjnych, wymaga opracowania szczegółowych wytycznych i analizy, w jaki sposób dane działania wpłyną na funkcjonowanie szkół”.
- Tu chodzi właśnie o proste sprawy praktyczne – zasady pracy na lekcjach, kwestie maseczek, zachowania dystansu, ograniczeń w działaniach świetlic i stołówek. Zatem okazuje się, że przy podejmowaniu decyzji o przejście na nauczanie zdalne w szkołach w strefie czerwonej i hybrydowe w strefie żółtej, nie korzystano z żadnych innych głosów doradczych niż te z Ministerstwa Zdrowia i GIS. Nie skorzystano z konsultacji z podmiotami społecznymi ani naukowcami, których efekty pracy są dostępne publicznie – chociażby zespołu do spraw COVID, działającego przy Polskiej Akademii Nauk oraz z ekspertyz Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW a oba zespoły wypowiadały się w kwestii strategii otwarcia szkół i wyraziły sceptyczne stanowiska wobec przywrócenia edukacji bez szczególnych obostrzeń. W kwestii samych przepisów. Ministerstwo Edukacji Narodowej podaje, że były konsultowane międzyresortowo. Zastanawia więc, dlaczego po tych konsultacjach nie ma śladu na stronach Rządowego Centrum Legislacji – dodaje Iga Kazimierczyk.
Zapytaliśmy Ministerstwo Edukacji Narodowej o treść dokumentów jakie zostały wypracowane wspólnie z GIS i Ministerstwem Zdrowia. Chcieliśmy wiedzieć, jakie przesłanki brał pod uwagę sanepid rekomendując otwarcie szkół we wrześniu. Czekamy na odpowiedź ze strony ministerstwa od poniedziałku.
Okazuje się jednak, że od dwóch tygodni MEN widzi potrzebę konsultacji swoich kroków związanych z epidemią. W odpowiedzi na pytania zadane przez Fundację Przestrzeń dla Edukacji, ministerstwo informuje, że 23 października Minister Edukacji
i Nauki powołał Radę Konsultacyjną do spraw Bezpieczeństwa w Edukacji. „Zadania Rady koncentrują się przede wszystkim na temacie bezpieczeństwa sanitarno-higienicznego w jednostkach systemu oświaty w czasie stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii. W jej skład weszli przedstawiciele MEN, kuratorzy oświaty, dyrektorzy szkół, reprezentanci Głównego Inspektoratu Sanitarnego, specjaliści chorób zakaźnych i przedstawiciele rodziców.