Resort wylicza, że samorządy w czasie pandemii wydały mniej na oświatę i nie muszą teraz dokonywać żadnych drastycznych cięć kosztem uczniów i nauczycieli.
/>
Dziś podczas posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu lokalni włodarze będą przekonywać rząd, że subwencja oświatowa to za mało. Potrzebny jest pilny zastrzyk pieniędzy na edukację, aby zapewnić wypłaty choćby ustalonych od września 6 proc. podwyżek dla nauczycieli. Jednak według informacji DGP, resort edukacji narodowej dysponuje wyliczeniami, że w czasie pandemii na samych wynagrodzeniach samorządy zaoszczędziły w szkołach i przedszkolach około miliarda złotych. Ponad 204 mln zł nie wydano na dowóz uczniów do szkół, a kolejne 128 mln zł oszczędzono na niższym zużyciu energii elektrycznej. Samorządowcy przekonują jednak, że nawet jeśli pojawiły się gdzieś oszczędności, to równocześnie konieczne stały się inne wydatki.
DGP dotarł do informacji zebranych przez resort edukacji, z których wynika, że samorządy zaoszczędziły w zeszłym roku szkolnym 1,4 mld zł. Najwięcej na wynagrodzeniach, ale też na utrzymaniu budynków i dowożeniu uczniów. Samorządy twierdzą, że te pieniądze i tak w dużej mierzę będą musiały oddać w postaci jednorazowego dodatku uzupełniającego (potocznie nazywanego czternastką). Takie świadczenie jest wypłacane nauczycielom w styczniu, jeśli gmina nie zapewni tzw. średniej płacy określonej w przepisach. Dlatego w tym roku chciałyby być zwolnione z tego zobowiązania. Jednak z wyliczeń MEN wynika, że dzięki poczynionym oszczędnościom mogłyby zafundować pedagogom dodatkowe podwyżki.
(Nie) mają
Dziś odbędzie się posiedzenie Komisji Wspólnej Rządu i Samorządy. Wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast chcą przede wszystkich domagać się od resortów edukacji i finansów wzrostu nakładów na oświatę. Twierdzą, że sytuacja zmusza ich do szukania oszczędności na tym polu. Ostatnio Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy z tego właśnie powodu zdecydował się na ograniczenie czasu pracy przedszkoli i świetlic, a także liczby dodatkowych zajęć.
Jednak z danych, które udało nam się zdobyć, wynika, że – porównując wydatki na wynagrodzenia w I oraz II kw. br. – JST mogły zaoszczędzić nawet ok. 1 mld zł, w tym ok. 97 mln zł na płacach pracowników niepedagogicznych. Te szacunki uwzględniają m.in. pochodne od wynagrodzeń. Zmniejszyły się również wydatki m.in. na dowożenie uczniów w II kw. – są niższe o ok. 204 mln zł w porównaniu z analogicznych okresem poprzedniego roku. Z takiego samego porównania wydatków na zakup energii wynika, że wydatki JST spadły o ok. 128 mln zł.
– Potwierdzam, że dysponujemy takimi wyliczeniami i analizą. Główne oszczędności w tym obszarze poczyniły miasta średniej wielkości i mniejsze gminy – mówi Anna Ostrowska, rzecznik prasowy MEN.
Lokalni włodarze podkreślali, że wrześniowe podwyżki dla nauczycieli, które wynoszą 6 proc., muszą być sfinansowane kosztem innych planowanych inwestycji, bo nie otrzymali na ten cel wystarczających środków. Jeśli jednak wierzyć wyliczeniom MEN, dzięki poczynionym oszczędnościom mogliby dodatkowo podwyższyć od września do grudnia nauczycielom pensje o kolejne 10 proc.
Samorządowcy oczywiście nie zgadzają się z tymi szacunkami. – Wyliczają, że zaoszczędziliśmy na prądzie czy wodzie, a nie biorą pod uwagę tego, że wielu nauczycielom musieliśmy ustalać ryczałty na energię i internet, bo pracowali z domu. Nie wspomnę już o tym, że przecież dla wielu pracowników musieliśmy zakupić z własnych budżetów laptopy. Resort edukacji zamiast dostrzec naszą trudną sytuację finansową i spadające dochody z podatków, chce iść z nami na wojnę – mówi Marek Wójcik, ze Związku Miast Polskich.
I zapowiada, że dziś na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu zostanie złożony wniosek o powołanie stałej komisji ds. monitorowania nakładów na edukację. – Nie mamy dostępu do Sytemu Informacji Oświatowej i nawet nie możemy sprawdzić, czy resortowe wyliczenia są prawdziwe, czy przekłamane – dodaje.
Oburzenia nie kryją też włodarze mniejszych miejscowości. – Nawet jeśli coś zaoszczędziliśmy, to nie przeznaczyliśmy na nagrody dla siebie, ale na doraźne remonty. W przypadku dowozu może zaoszczędziliśmy na paliwie, ale przecież kierowców nie pozwalnialiśmy – mówi Krzysztof Iwaniuk, wójt gminy Terespol i przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
– MEN musi wreszcie zmienić system finansowania oświaty i zabrać od nas obowiązek zapewniania wynagrodzeń osobom zatrudnionym w szkołach. Taki system dłużej się nie utrzyma – apeluje.
Nadzieja dla związkowców
Resortowe rachunki są jednak paliwem dla oświatowych związków, aby domagać się wyższych uposażeń dla nauczycieli. – Od wielu lat twierdzimy, że polityka JST w sprawach oświaty jest ukierunkowana głównie na szukanie oszczędności. Jest to działanie na szkodę uczniów i rodziców, szczególnie widoczne np. w dostępie do bezpłatnej pomocy psychologicznej, pedagogicznej, terapii. Jeżeli dodamy do tego znaczny wzrost dochodów JST z podatków w ostatnich kilku latach, to widzimy, że oświata jest traktowana jako zbędny balast – mówi Sławomir Wittkowicz, szef branży nauki, oświaty i kultury FZZ.
– Jeśli samorządy mają te oszczędności, to mam nadzieję, że wszystkie w tym roku wrócą do szkół – wtóruje mu Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. – Nie zgadzamy się, aby ograniczano zajęcia dodatkowe, a także pomoc psychologiczno-pedagogiczną, nie akceptujemy też pogarszających się warunków pracy osób z obsługi i administracji szkolnej. Liczba pracowników maleje, a pracy przybywa za takie samo wynagrodzenie – dodaje.
Dlatego związkowcy żądają od MEN jasnego ustalenia standardów i nałożenia na samorządy obowiązku realizacji zadań oświatowych. – Potrzebny jest twardy nadzór państwa nad samorządami – podkreśla Sławomir Wittkowicz.
Rok bez czternastki
Samorządy mają jednak nadzieję, że resort edukacji przychyli się do ich prośby, aby zlikwidować w tym roku czternastkę. – Będziemy apelować dziś do resortu edukacji, aby ten obowiązek został zdjęty z samorządów – potwierdza Marek Wójcik.
– Niewykluczone, że pojawi się kompromis z MEN i do wyliczenia tego dodatku nie będą brane miesiące, kiedy szkoły zostały zamknięte i nie było np. godzin ponadwymiarowych, które skutecznie wpływają na zapewnienie średniej płacy – mówi Grzegorz Pochopień z Centrum Doradztwa i Szkoleń OMNIA, były dyrektor departamentu współpracy samorządowej MEN.
Związkowcy obawiają się, że resort może przychylić się do tej inicjatywy. – Zdecydowanie nie ma do tego żadnych podstaw. Nie zgodzimy się na to – kwituje Sławomir Wittkowicz.