Samorządy nie mają pieniędzy nawet na obiecane wrześniowe podwyżki i – choć mogą – nie zamierzają dodatkowo płacić nauczycielom. Tym bardziej że w przyszłym roku cały system wynagradzania czekają gruntowne zmiany.
Płace nauczycieli miały wzrosnąć od 1 września br. Część jednak nadal nie otrzymała dodatkowych pieniędzy, choć ich pensje wypłacane są na początku miesiąca z góry. W tym jednak wypadku dyrektorzy szkół i przedszkoli mają czas do końca września, przepisy przejściowe przewidują bowiem, że podwyżka ta może być wypłacona z miesięcznym opóźnieniem, ale z wyrównaniem.
Związek Nauczycielstwa Polskiego chce ten okres wykorzystać na negocjacje z samorządami i wywalczenie u nich wyższych podwyżek. Te jednak nie mają na to środków. Wolą się wstrzymać i poczekać na zmiany – nie jest bowiem wykluczone, że już za rok zmieni się cały system wynagradzania i finansowania oświaty. Resort edukacji przedstawił organizacjom związkowym osiem propozycji w tym zakresie. Jak zapowiadał w rozmowie z DGP minister Dariusz Piontkowski, duża nowelizacja prawa oświatowego ma być przygotowana do końca roku. Szczegóły mają się znaleźć w nowej umowie koalicyjnej zjednoczonej prawicy.

Związkowcy (nie) odpuszczają

Od 2949 zł brutto dla nauczyciela stażysty do 4046 zł dla tego z najwyższym stopniem awansu – to minimalne stawki wynagrodzenia zasadniczego obowiązujące od nowego roku szkolnego na mocy rozporządzenia ministra edukacji narodowej z 27 sierpnia 2020 r. (Dz.U. poz. 1491). Dodatkowo, w myśl art. 30 ust. 10 Karty nauczyciela (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 2215), organ prowadzący może podwyższyć te kwoty. I na ten właśnie przepis chcą powoływać się związkowcy.
– Nasi działacze w poszczególnych regionach będą zabiegać u samorządowców, aby do końca września podwyżki dla nauczycieli były wypłacane w kwocie wyższej, niż zaproponował rząd, czyli 6 proc. Mamy nadzieję, że nasze starania przyniosą zamierzony skutek – mówi Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZNP. Jego zdaniem jeśli samorządy nie dołożą się do płac nauczycieli, będą oni odchodzić z zawodu.
DGP
Inne organizacje jednak sceptycznie podchodzą do tej propozycji. – Do tego potrzebna jest uchwała radnych, a czasu nie zostało zbyt wiele – mówi Sławomir Wittkowicz, szef branży nauki, oświaty i kultury FZZ. Poza tym, jak dodaje, lokalni włodarze, jeśli nawet przychylą się do związkowych postulatów, to mogą się narazić na zarzut ze strony regionalnych izb obrachunkowych, że nadmiernie się zadłużają. On również uważa, że brak podwyżek spowoduje odpływ z zawodu.
Choć nie wierzy, że uda się coś wynegocjować z samorządowcami w tym roku, Sławomir Wittkowicz przyznaje, że liczył na podwyżki za rok. Już jednak wiadomo, że budżetówka w przyszłym roku będzie mieć zamrożone płace – w projekcie ustawy okołobudżetowej zdecydowano, że w 2021 r. pensje nauczycieli pozostaną na obecnym poziomie. – Trochę jesteśmy tym zaskoczeni, bo nasze żądania to tysiąc złotych więcej dla każdego nauczyciela. Pod koniec września podejmiemy decyzję, jakie dalsze działania będziemy wszczynać wskutek zamrożenia płac – mówi przedstawiciel FZZ.

Bez podwyżek ekstra

Zapytaliśmy samorządy, czy zamierzają w tym roku wyłożyć dodatkowe pieniądze dla nauczycieli.
– Biorąc pod uwagę obecną sytuację budżetową naszego miasta w związku z pandemią (m.in. mniejsze wpływy z podatków) oraz obciążenia dodatkowymi zadaniami, nie przewidujemy większych podwyżek dla nauczycieli – mówi Joanna Żabierek, rzeczniczka prezydenta Poznania.
Podobne odpowiedzi spłynęły do nas z m.in. Lublina, Białegostoku czy Tychów. – Nauczyciele otrzymają wynagrodzenia wskazane w rozporządzeniu. Będzie tak również w roku przyszłym – zapowiada Ewa Grudniok, rzeczniczka tyskiego magistratu. Włodzimierz Tutaj, rzecznik Urzędu Miasta Częstochowy podkreśla, że samorząd i tak musi znacząco dokładać do subwencji ze środków własnych, żeby zrealizować obecną podwyżkę, co powoduje zwiększenie tegorocznego deficytu budżetowego. W takiej sytuacji trudno planować podwyższenie minimalnych stawek.
Część miast zamierza podnieść minimalne stawki przynajmniej niektórym grupom nauczycieli. Warszawa poinformowała nas o podwyżce dla stażystów i kontraktowych (bez mianowanych i dyplomowanych). Otrzymają oni odpowiednio dodatkowo 350 zł i 335 zł. Miasto zastrzega, że więcej nie jest w stanie wygospodarować, bo – jak informuje Karolina Gałecka, rzeczniczka stołecznego ratusza – na pokrycie tej sześcioprocentowej podwyżki potrzebuje 30 mln zł. – Niestety nie otrzymaliśmy z MEN ani złotówki – podkreśla. Także Ciechanów zdecydował się dosypać nieco pieniędzy – ale tylko stażystom. Ich płace będą wyższe od minimalnych o 236 zł.

Idą zmiany

Zachowawcza postawa większości włodarzy jest o tyle zrozumiała, że MEN coraz poważniej przymierza się do gruntownej reformy i nie jest wykluczone, że weźmie na siebie koszty nauczycielskich płac. Tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego przedstawił związkowcom osiem wariantów zmian w systemie finansowania zadań oświatowych. Jeden z nich zakłada finansowanie wynagrodzeń z budżetu państwa i jednoczesne zlikwidowanie subwencji oświatowej. Pojawiają się też propozycje zakładające przejęcie placówek oświatowych przez rząd i ich całkowite finansowanie.
Jeszcze większych i radykalnych zmian chce Anna Zalewska, była minister edukacji. – Jeśli już na wiosnę pozbędziemy się tego wirusa, trzeba się ostro zabrać do opracowania nowej ustawy o zawodzie nauczyciela, która zastąpi tę archaiczną z 1982 r. Będę przekonywać kierownictwo do takich zmian – mówi DGP była szefowa MEN. Jej zdaniem zdalna nauka pokazała, że obecne przepisy nie są dostosowane do nowych wyzwań.
Zmiany w pragmatyce zapowiadał na początku roku Dariusz Piontkowski, ale wskutek pandemii odsunęły się one w czasie.
Tymczasem związkowcy oczekują wiążących deklaracji. – To są na razie pomysły, resort zastrzega, że to nie są jego propozycje – mówi Sławomir Wittkowicz o wspomnianych ośmiu wariantach. – Czekamy na te, które zostaną przedstawione jako rządowe – dodaje.