Powierzenie wszystkim rodzicom decyzji o wejściu do szkoły zewnętrznych organizacji umniejsza rolę rady rodziców. Nie wszystkim to przeszkadza, zgodnie z zasadą, że demokracja bezpośrednia jest lepsza niż przedstawicielska.
DGP
Na finiszu kampanii prezydent Andrzej Duda zaproponował nowelizację prawa oświatowego (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 910), która daje każdemu rodzicowi prawo do wydania zgody (lub odmowy) na współpracę szkoły z poszczególnymi stowarzyszeniami i organizacjami. Obecnie robią to reprezentujące ich rady.
Sejm miał zająć się nim już w zeszłym tygodniu, jednak Związek Nauczycielstwa Polskiego (ZNP) spowodował wstrzymanie prac. – Mamy przecież 30 dni na zgłoszenie ewentualnych uwag – mówi Krzysztof Baszczyński, wiceprzewodniczący ZNP.
Przy okazji tej nowelizacji rozgorzała dyskusja o roli rad rodziców w szkołach. Przeważają opinie, że ten organ jest instrumentem do zatwierdzania niezbędnych dokumentów i zbierania pieniędzy na cele wskazywane przez kierownictwo placówki. Zwolennicy pozostawienia dotychczasowych rozwiązań uważają, że to pomniejszenie roli tej organizacji.

Fikcyjne rady

Rada rodziców może m.in. występować do dyrektora i innych organów placówki, organu prowadzącego oraz organu sprawującego nadzór pedagogiczny z wnioskami i opiniami we wszystkich sprawach szkoły. Tyle teorii, bo w praktyce najczęściej o wszystkim decyduje dyrektor, a rodzice zasiadający w radzie formalnie jego decyzje zatwierdzają.
Opiekunowie wybrani do rad oddziałowych i działający w radach rodziców muszą mieć świadomość, że są to podmioty autonomiczne
– Zdecydowanie najwięcej zależy od dyrektora. Jeśli chce rodziców mieć za partnerów, to jest naprawdę świetnie. Ale jeśli mają tylko potakiwać i zbierać składki na cele, które sam określa, to wtedy jest patologia i totalne wypaczenie idei – mówi Grzegorz Całek z Instytut Stosowanych Nauk Społecznych UW.
– Niestety do tych rad zgłaszają się nieliczni opiekunowie. A jeśli już zaczynają działać, to wolą nie sprzeciwiać się dyrektorowi ze strachu, by nie odbiło się to na ich dziecku – wskazuje Wojciech Starzyński, prezes fundacji Rodzice Szkole.
To niekiedy powoduje konflikty między resztą rodziców a ich oficjalną reprezentacją. Sprawę pogarsza fakt, że rada rodziców zbiera składki, a pieniądze to często drażliwy temat. Rada na różne sposoby stara się wyegzekwować należności, nierzadko przekraczając swoje uprawnienia.
W sprawy rodziców nie chcą się jednak mieszać organy nadzoru pedagogicznego.
– Kurator oświaty nie ma uprawnień do rozwiązywania sporów pomiędzy rodzicami w szkole a ich reprezentacją, czyli radą rodziców. Organ sprawujący nadzór pedagogiczny może ingerować w działalność dydaktyczno-wychowawczą i opiekuńczą szkoły wyłącznie w zakresie i na zasadach ustalonych w ustawie – odpowiadają wizytatorzy.

Rodzice zamiast rady

Wojciech Starzyński przekonuje, że trzeba kłaść większy nacisk na edukację i zaznajamianie opiekunów z ich prawami.
– Co roku wysyłam taką prośbę do dyrektorów, ale nie zawsze spotykam się ze zrozumieniem – dodaje.
Problemem z pewnością jest to, że niewiele osób chce się angażować w życie szkoły.
– Znaleźć ludzi, którzy są rozsądni i zaangażowani, jest bardzo trudno. Członków rady rodziców można porównać z politykami – tam też nie zawsze idą osoby, które mają coś do powiedzenia – ocenia Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
Jak dodaje, dodatkowym utrudnieniem dla dyrektorów są krótkie roczne kadencje. Osoby zgłaszające się do rady najczęściej nie znają prawa oświatowego i ciągle trzeba od nowa uczyć ich zasad, zgodnie z którymi funkcjonuje ten organ.
– A później to wygląda na to, że dyrektorzy wpływają na radę, której trzeba tłumaczyć, co jej wolno, a czego nie – przekonuje.
Nieco inaczej całą sytuację widzą związkowcy.
– Nieznajomością prawa najczęściej wykazują się dyrektorzy. Niemniej jednak rady rodziców to fikcja. Ci, którzy tam trafiają, nie chcą na nic wpływać, bo się boją odpowiedzialności. Z kolei biernymi opiekunami łatwiej dyrektorowi manipulować – mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący branży nauki, oświaty i kultury w FZZ.
– Zgłosił się do nas z prośbą o pomoc nowy szef rady rodziców, który dowiedział się, że jego poprzednik do wszystkiego, łącznie z kontem, upoważnił dyrektora – dodaje.
Część dyrektorów i ekspertów uważa, że zaproponowane w prezydenckim projekcie rozwiązania pozbawiają rady rodziców podmiotowości. Jeśli bowiem o tym, czy określona organizacja pojawi się w szkole, ma zdecydować rada szkoły (jeśli jest powołana) i bezpośrednio rodzice (do których wcześniej musi trafić prospekt informacyjny organizacji, która ma działać na terenie szkoły), to rada rodziców straci na znaczeniu. Nie wszystkim to jednak przeszkadza.
– Demokracja bezpośrednia jest zdecydowanie lepsza niż przedstawicielska. Wtedy nie ma obaw, że na taką lub inną decyzję wpływało kierownictwo placówki oświatowej – mówi Tomasz Elbanowski ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców. – Opiekunowie wybrani do rad oddziałowych i działający w radach rodziców muszą mieć świadomość, że są to organizacje autonomiczne – zaznacza.