Zdaniem rzecznika praw dziecka krótsze zajęcia w celu zorganizowania narady nauczycieli z dyrektorem to ograniczenie konstytucyjnego prawa do nauki.
Nauczyciele w liczbach / DGP
W szkołach i przedszkolach formalnie ruszył protest włoski. Nauczyciele rozliczają pracodawców z każdej dodatkowej godziny, za którą nie otrzymują wynagrodzenia. Jednym z problemów sygnalizowanych przez związkowców są trwające wiele godzin rady pedagogiczne. Dla wielu pedagogów w tym dniu, łącznie z zajęciami lekcyjnymi, wymiar czasu pracy przekracza osiem godzin. Formalnie za nadgodziny powinni otrzymywać dodatkowe wynagrodzenie. Dyrektorzy nie mają na to pieniędzy, dlatego coraz częściej w dniu posiedzenia rady pedagogicznej skracają uczniom lekcje.

Nasiadówka po godzinach

W jednej ze stołecznych podstawówek nauczyciele nie zgadzali się na zbyt długo trwające posiedzenia. Część z nich napisała skargę do okręgowej inspekcji pracy, w której m.in. zarzucono dyrektorowi, że nie przestrzega norm czasu pracy. Szef placówki, aby uniknąć na przyszłość podobnych sytuacji, zdecydował, że w dniach, w których jest posiedzenie rady, uczniowie mają skrócone zajęcia dydaktyczne z 45 do 30 min. Podobne sytuacje zdarzają się w innych szkołach. Argumentacja jest zawsze taka sama: inaczej nie ma możliwości zorganizowania posiedzenia rady, bo uczniowie mają lekcje do późnych godzin popołudniowych.
– W jednej z podstawówek w Biłgoraju nauczyciele przychodzili do szkoły na godzinę 7.30, a po lekcjach mieli radę do 23.00. Po naszej interwencji dyrekcja zmobilizowała się i prowadzi bardziej syntetyczne spotkania – mówi Andrzej Antolak, członek Rady Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” Regionu Środkowo-Wschodniego.
– Próby skracania lekcji mogą się pojawiać, bo np. u mnie w szkole jest 1,6 tys. uczniów, 130 nauczycieli i 80 wychowawców i przy omawianiu każdej z klas może się okazać, że czas pracy w danym dniu jest znacznie wydłużony – dodaje.
– Nauczyciele przed rozpoczęciem i po zakończeniu spotkań z dyrektorem powinni domagać się zaprotokołowania tego, jak długo trwało posiedzenie. Namawiam ich, aby składali pozwy do sądu o dodatkowe wynagrodzenie nza nadgodziny – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
– Mam nadzieje, że nie będzie dochodziło do nagminnego skracania uczniom z tego powodu lekcji, bo na tym nam nie zależy. Chcemy, aby dyrektorzy w sposób syntetyczny prowadzili rady i nie łamali przy tym norm czasu pracy – przekonuje Broniarz i zaznacza, że sam zna szkołę, w której posiedzenie rady trwało aż do 1.00 w nocy.
– Wpływ na to miała duża liczba uczniów, ale też zła organizacja pracy przez dyrektora – dodaje.

Rodzice zaniepokojeni

– Skracanie lekcji to ulga dla nauczycieli, ale niestety kosztem uczniów, którym ogranicza się prawo do nauki – oburza się jeden z rodziców ze szkoły, w której do takiej sytuacji doszło. – W listopadzie planowane są cztery rady szkoleniowe i jedna zwykła. Obawiam się, że znów moje dzieci z tego powodu będą mieć skrócone lekcje – dodaje.
– Resort edukacji przez ostatni strajk skłócił nauczycieli z rodzicami i mamy to, co mamy. Opiekunowie ich rozliczają, ci z kolei rozliczają nas czyli dyrektorów, a nam pozostaje szukać jakichś rozwiązań – mówi Tomasz Malicki, dyrektor Technikum nr 2 w Krakowie.
– Ten protest włoski niestety uświadomi wielu dyrektorom, że dotychczasowe praktyki nie są zgodne z prawem. Dlatego coraz częściej kosztem uczniów będzie dochodziło do takich sytuacji, jak np. skracanie lekcji. Dwukrotnie w swojej karierze skorzystałem z takiej możliwości, ale teraz może się okazać, że trzeba będzie częściej – dodaje.
Problem w tym, że wcale nie jest pewne, iż działania dyrektorów jest zgodne z prawem.
Formalnie szefowie placówek podejmują taką decyzję na podstawie par. 10 ust. 1 rozporządzenia ministra edukacji narodowej z 28 lutego 2019 r. w sprawie szczegółowej organizacji publicznych szkół i publicznych przedszkoli (Dz.U. poz. 502). Zgodnie z tym przepisem godzina lekcyjna ma trwać 45 minut, ale w uzasadnionych przypadkach zajęcia edukacyjne mogą być skrócone do 30 lub wydłużone maksymalnie do 60 minut. Problem jednak w tym, że przepisy nie definiują, co należy rozumieć przez pojęcie „uzasadnione przypadki”. Z tego prawa w czerwcu korzystały np. niektóre szkoły z powodu panujących upałów. Dyrektorzy skracając w danym dniu lekcje, powinni zachować jednocześnie ogólny tygodniowy czas trwania zajęć edukacyjnych ustalony w tygodniowym rozkładzie zajęć (planie lekcji). Nieco inaczej wygląda sytuacja w klasach I–III szkoły podstawowej. Tam czas trwania poszczególnych zajęć edukacyjnych ustala nauczyciel, ale też ma obowiązek zachowania ogólnego czasu trwania zajęć edukacyjnych ustalonego w tygodniowym rozkładzie zajęć.
Prawnicy uważają, że te przepisy są nieprzejrzyste.
– Taki tygodniowy rozkład określa przede wszystkim liczbę godzin, czyli zajęć edukacyjnych, rozumianych zgodnie z rozporządzeniem jako jednostki 45-minutowe. Jednak moim zdaniem wyjątkowe ich skrócenie (czy wydłużenie) w danym dniu nie powoduje konieczności nadrabiania czasu (albo skracania) do wyrobienia normy 45 min x liczba zajęć edukacyjnych. Celem przepisu jest zapewnienie, że w danym tygodniu odbędzie się określona liczba zajęć edukacyjnych, w wymiarze normalnym 45-minutowym lub częściowo skróconym albo wydłużonym z uzasadnionych przyczyn – wyjaśnia Robert Kamionowski, radca prawny, ekspert ds. oświaty z kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office.
– Z przywołanego przepisu w zasadzie nie wiadomo, czy ma on zastosowanie tylko do incydentalnego skracania czasu lekcji, np. z powodu posiedzenia rady pedagogicznej, czy także do sytuacji wprowadzenia w szkole innego wymiaru godziny lekcyjnej, np. 60-minutowej – dodaje.
Odmienne stanowisko ma rzecznik praw dziecka.
– Obowiązki nauczycieli nie mogą być realizowane kosztem prawa dziecka do nauki. A przywołany par. 10 ust. 1 rozporządzenia wyraźnie wskazuje, że tygodniowy wymiar zajęć edukacyjnych musi być zgodny z tygodniowym rozkładem zajęć – mówi Rafał Drzewiecki, dyrektor Zespołu Prezydialnego Biura Rzecznika Praw Dziecka.
– Sformułowanie „w uzasadnionych przypadkach” należy interpretować w ten sposób, że dyrektor podejmując taką decyzję, musi ją szczegółowo opisać, wskazując na wyjątkowość sytuacji uzasadniającej skrócenie lekcji w danym dniu (i wydłużenie w innym). Posiedzenia rad pedagogicznych trudno uznać za zdarzenia z kategorii sytuacji nadzwyczajnych w szkole – przekonuje Rafał Drzewiecki.
Biuro RPD zaleca, aby rodzice tego typu sytuacje zgłaszali do zbadania przez kuratora oświaty jako organu sprawującego nadzór merytoryczny nad pracą szkół.
Podobne stanowisko ma resort edukacji narodowej. Anna Ostrowska, rzecznik prasowy MEN, przekonuje, że to w danym dniu jest rada pedagogiczna, nie jest wystarczającym uzasadnieniem dla skracania lekcji.

Dezorganizacja dyrekcji

Krytycznie do tego typu praktyk niektórych dyrektorów odnoszą się też oświatowe związki zawodowe.
– Dyrektor, który musi skracać lekcje, bo nie może zdążyć z posiedzeniem rady, wykazuje się tym samym wręcz zerową sprawnością organizacyjną. Stanowczo potępiam takie praktyki, zwłaszcza że dzieje się to ze szkodą dla uczniów, bo ogranicza im się prawo do nauki – uważa Sławomir Wittkowicz, przewodniczący branży nauki, oświaty i kultury w Forum Związków Zawodowych.
FZZ w ostatnim czasie prowadził sprawę nauczycieli jednego z przedszkoli, w którym dyrekcja do późnych godzin nocnych prowadziła rady pedagogiczne.
– Nie był nawet zachowany wymóg 11 godz. odpoczynku, a przecież kolejnego dnia trzeba było przyjść do pracy. Skończyło się na kilku mandatach z PIP i dyrekcja nauczyła się syntetycznie prowadzić zajęcia – mówi Sławomir Wittkowicz.
Sami dyrektorzy przyznają, że wszystko zależy od tego, jak zorganizowany jest szef danej placówki.
– Dla mnie posiedzenie rady pedagogicznej nie jest wystarczającym uzasadnieniem do skracania lekcji w szkole. Rada, nawet ta podsumowująca rok szkolny, nie powinna trwać więcej niż półtorej godziny – mówi Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
– Niektóre zagadnienia powinny być wcześniej opracowywane i omawiane w zespołach szkolnych, a syntetycznie omówione na radzie – dodaje.
– W naszej placówce już w czasie wakacji ustaliliśmy, że rady pedagogiczne będą się odbywać w środę. W tym dniu plan lekcji uczniów kończy się tuż po godzinie 14. Prowadzone przeze mnie posiedzenia nie są przegadane i wszyscy kończymy obrady zgodnie z normami czasu pracy – mówi Anna Sala, dyrektor I Liceum Ogólnokształcącego w Suchej Beskidzkiej.