Dobrosław Bilski jest ojcem dwóch córek. Jedna z nich kilka lat temu kończyła gimnazjum, druga w tym roku była pierwszym rocznikiem, który skończył nową ośmioletnią szkołę podstawową. – Druga z nich osiągnęła o 10 punktów lepszy wynik w rekrutacji do szkoły średniej. Ta pierwsza dostała się do liceum pierwszego wyboru, druga drży o to, czy dostanie się do jakiegokolwiek – opowiada.
Jak opowiada Bilski problem pojawił się kiedy reforma się rozpoczęła i córka trafiła do siódmej klasy. - Widzieliśmy wówczas, że podstawa programowa jest napisana na kolanie, jest pełna dziur i niekonsekwencji. Córka miała być z naszej perspektywy poddawana edukacji, delikatnie mówiąc, eksperymentalnej; mówiąc dosadniej – nieprofesjonalnej – mówi.
Czarę goryczy przelał sam proces rekrutacji do szkół średnich. Jak podkreśla nasz rozmówca utwierdziło go to w przekonaniu, że dzieci nie mają takiego komfortu w dostępie do edukacji jak poprzednie roczniki, a - jak mówi – to już jest dyskryminacja i złamanie przepisu mówiącego o równym dostępie do edukacji.
Bilski mówi także o ogromnym stresie, który towarzyszył uczniom podwójnego rocznika w trakcie ostatnich dwóch lat. – Najpierw przez dwa lata uczniowie byli przekonywani, żeby wybierali szkoły zawodowe bo i tak nie dostaną się do szkół ogólnokształcących, przebudowywano ich sposób myślenia najczęściej zaniżając ich samoocenę, a na koniec dołożono jeszcze stres związany z samym sposobem rekrutacji, gdzie wyniki w kolejnych miastach i województwa są podawane w różnym terminie, co podsyca stres tych, którzy jeszcze na nie czekają – opowiada.
- Mam poczucie, że państwo, w którym mieszkam potraktowało moją córkę kompletnie niesprawiedliwie, nierówno. Bez względu na to, jaki będzie wynik rekrutacji, sam stres i napięcie, powoduje, że można powiedzieć, że ta sytuacja nie była zdrowa - podsumowuje.
Wczoraj wieczorem pozew, poza Bilskim, chciało złożyć 80 osób. Dziś liczba ta wzrosła już do 200.