Międzyszkolny Komitet Strajkowy zdecydował, że strajkujące szkoły będą klasyfikować uczniów do egzaminu dojrzałości. Gdyby nie wszystkie placówki posłuchały, rząd chce zmienić przepisy.
Międzyszkolny Komitet Strajkowy zdecydował, że strajkujące szkoły będą klasyfikować uczniów do egzaminu dojrzałości. Gdyby nie wszystkie placówki posłuchały, rząd chce zmienić przepisy.
Ogólnopolski Międzyszkolny Komitet Strajkowy wezwał, by pomimo strajku szkoły klasyfikowały uczniów klas maturalnych. Aby podejść do egzaminu dojrzałości, powinni oni w piątek dostać świadectwa. Już wiadomo jednak, że nie we wszystkich miastach apel zadziała. Wyjście awaryjne szykuje rząd: zmieni przepisy tak, by o dopuszczeniu do matury decydowały nie rady pedagogiczne, ale dyrektorzy szkół (oni nie strajkują). Sejm może przyjąć ustawę choćby jutro. Na piątek rząd zaplanował okrągły stół o sytuacji w szkolnictwie. Ale Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych już zapowiedziały, że nie wezmą w nim udziału. Wczoraj w ponad 20 miastach odbyły się nauczycielskie manifestacje.
Ogólnopolski Międzyszkolny Komitet Strajkowy podjął wczoraj decyzję o tym, by mimo strajku rady pedagogiczne klasyfikowały uczniów klas maturalnych, dając im szanse podejść do sprawdzianu dojrzałości. – Po raz kolejny polski rząd nie zdał egzaminu, zdaliśmy go my, nauczyciele – mówili przedstawiciele OMKS.
Jego decyzja może jednak nie rozwiązywać problemu. – Wiemy, że część szkół dopuści uczniów, ale są takie miasta jak Wrocław czy Olsztyn, które mówią wyraźnie „nie” – mówił wczoraj Sławomir Broniarz, szef Związku Nauczycielstwa Polskiego, podczas obrad prezydium związku.
Dlatego, jak się dowiedział DGP, rząd ma już gotowy projekt zmian w prawie. Mają one sprawić, że nie będzie kłopotu z kwalifikacją tegorocznych maturzystów do egzaminu. Możliwe, że zostaną uchwalone na jutrzejszym posiedzeniu Sejmu. Wszystko zależy od tego, czy rząd uzna, że część matur jest zagrożona.
– Mamy się poddać dyktatowi? Zagrożenie co prawda dotyczy kilku procent szkół, ale gdyby się to zmaterializowało, to jaka byłaby sytuacja tych dzieci, które do matury nie przystąpią. Dlatego musimy działać – mówi nam osoba z rządu.
Zmiana ma dotyczyć głównie prawa do kwalifikacji uczniów do matury. W tym celu należałoby zmienić ustawę o systemie oświaty oraz prawo oświatowe w zakresie kompetencji i uprawnień dyrektora i rad pedagogicznych. Zmiana polegałaby na przekazaniu w wyjątkowych sytuacjach dyrektorowi szkoły uprawnień do klasyfikacji czy dopuszczenia do matury. Obecnie to kompetencja rady pedagogicznej. Jej zebrania odbywają się zgodnie z ustalonym regulaminem i zachowaniem zasady podejmowania uchwał zwykłą większością głosów w obecności co najmniej połowy jej członków.
Czasu na przeprowadzenie zmian jest niewiele. Do piątku, zgodnie z wytycznymi Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, powinny zakończyć się zajęcia w klasach maturalnych. Do tego czasu powinny też być wystawione oceny.
Marcin Smolik, szef CKE, podkreśla, że „plany maturalne” są jasno sprecyzowane przepisami.
– Do matury może podejść wyłącznie absolwent. Jeżeli ktoś, nawet tylko formalnie, absolwentem nie jest, nie może podejść do egzaminu ani w terminie głównym, ani w dodatkowym – tłumaczy Smolik. I dodaje, że nie ma również prawnej możliwości przesunięcia terminu egzaminu. – Kwestie związane z klasyfikacją lub zmianą ustaw nie są kompetencjami CKE – zaznacza szef komisji.
O tym, że losy maturzystów się jeszcze ważą, świadczy zindywidualizowane podejście szkół do tej kwestii. Protest zamienia się w strajk dwóch prędkości: nauczyciele przyznają, że w gronie strajkujących dochodzi do podziałów. Są tacy, którzy optują za ekstremalnymi formami – tzn. zablokowaniem maturzystów oraz odmową sprawdzania egzaminów (ósmoklasisty, gimnazjalnego oraz maturalnego). Część przekonuje, że uczniowie nie mogą ucierpieć z powodu protestu.
– My zdecydowaliśmy, że jednak część nauczycieli zawiesi strajk na czas wystawiania ocen. Klasyfikacji dokonaliśmy jeszcze przed świętami – mówi przewodniczący komitetu strajkowego jednego z wiodących liceów w Warszawie. Jak tłumaczy, pedagodzy mieli z tym duży zgryz, zanim podjęli decyzję.
– Nastroje są coraz bardziej minorowe, więc baliśmy się, że stawiając wszystko na jedną szalę i nie dopuszczając maturzystów do egzaminu, doprowadzimy do tego, że wielu strajkujących się wykruszy – przyznaje rozmówca DGP.
Dlatego w tej placówce wytypowano kilkoro nauczycieli, by wzięli udział w radzie pedagogicznej, tak aby zapewnić kworum i umożliwić wystawienie ocen. W planach jest tam również, żeby w piątek wychowawcy klas III zawiesili strajk i pożegnali się ze swoimi uczniami. Tego dnia, zgodnie z tradycją szkoły, odbywa się „ostatnia lekcja”. Dyrekcja pozwoliła, żeby przeprowadził ją szef komitetu strajkowego. Dostał on wolną rękę, czego będzie dotyczyć.
Jednak nie ma jasności, czy wszystkie szkoły w Polsce zrobią podobnie i wystawią oceny. Ostateczną decyzję podejmuje komitet strajkowy w danej placówce.
Rozwiązanie problemu matur nie jest jednoznaczne z zamknięciem strajku. Jego końca nadal nie widać. Cały czas nie został choćby rozwiązany problem ewentualnego buntu nauczycieli, którzy będą sprawdzać egzaminy.
– Sprawdzający prace mogą odmówić podpisania umowy, tu nie ma strajku, egzaminatorzy nie świadczą pracy w rozumieniu kodeksu pracy, to są umowy cywilnoprawne. Na razie mamy pojedyncze rezygnacje, ze względów losowych albo zdrowotnych. Przynajmniej oficjalnie tak podają osoby w e-mailach – tłumaczy Marcin Smolik.
Stanu napięcia między protestującymi a rządem nie zmniejszyła zapowiedź okrągłego stołu dotyczącego oświaty. Wczoraj nauczyciele protestowali przed Ministerstwem Edukacji Narodowej, zaś nauczycielskie związki ogłosiły, że nie wezmą udziału w dyskusji, którą na piątek planuje rząd. Chcą natomiast debatować pod patronatem prezydenta w ramach Rady Dialogu Społecznego.
Posiedzenie RDS zwołuje jej przewodniczący, którym obecnie jest pielęgniarka Dorota Gardias.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama