„(…) nie będę awansował ani nominował tych sędziów, którzy godzą w porządek konstytucyjno-prawny Rzeczypospolitej Polskiej. Będę promował, awansował i nominował tych sędziów, którzy porządek konstytucyjno-prawny Rzeczypospolitej Polskiej zgodnie z konstytucją i ustawami przyjętymi przez polski parlament i podpisanymi przez pana prezydenta respektują” – to słowa, z jakimi zwrócił się bezpośrednio do premiera oraz ministra sprawiedliwości Karol Nawrocki, wygłaszając swoje pierwsze orędzie przed Zgromadzeniem Narodowym. Tymczasem, póki co, to właśnie od woli Donalda Tuska oraz Waldemara Żurka zależy, czy będzie mógł swoje zapowiedzi zrealizować. Przynajmniej jeśli chodzi o kandydatów do sądów okręgowych i apelacyjnych oraz do Sądu Najwyższego.
Nie dziwi więc, że słowa nowego prezydenta nie wywarły zbyt dużego wrażenia w środowisku sędziowskim. Sędziowie bowiem już od ładnych paru lat mają świadomość, że obecne warunki nie są optymalne do ubiegania się o awans.
- Słowa prezydenta oceniam przede wszystkim jako niepotrzebne – komentuje Krystian Markiewicz, sędzia Sądu Okręgowego w Katowicach, przewodniczący Komisji Ustroju Sądownictwa i Prokuratury. Jego zdaniem prezydent, zamiast pohukiwaniem na sędziów, powinien raczej włączyć się w szukanie rozwiązania problemów związanych z funkcjonowaniem sądownictwa.
- Biorąc pod uwagę to, co dzieje się od wielu już lat, tego typu zapowiedzi naprawdę nie robią już na nikim większego wrażenia – kwituje Markiewicz.
Zablokowane konkursy sędziowskie
Jedną z pierwszych decyzji, jaką podjął Adam Bodnar, obejmując urząd ministra sprawiedliwości, było wstrzymanie konkursów do sądów okręgowych i apelacyjnych. Zgodnie bowiem z prawem o ustroju sądów powszechnych (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 334 ze zm.) to szefowi MS przysługuje wyłączna kompetencja do publikacji ogłoszeń o wolnych stanowiskach sędziowskich. Bodnar zapowiedział, że konkursów nie odblokuje, dopóki nie zmieni się sposób wyłaniania sędziowskiej części Krajowej Rady Sądownictwa. Uważał bowiem, że dzięki temu chaos w wymiarze sprawiedliwości związany z orzekaniem przez sędziów wskazanych przez obecną KRS nie będzie się pogłębiał. Podobnego zdania jest jego następca Waldemar Żurek.
Jest więc niemal pewne, że na biurko prezydenta w najbliższym czasie nie będą trafiać żadne wnioski o powołania sędziów do sądów okręgowych i apelacyjnych.
- Trudno mi w tej sytuacji oceniać słowa pana prezydenta o dokonywaniu swego rodzaju selekcji sędziów w innym kontekście niż polityczny. Rozumiem, że w ten sposób próbuje wywrzeć pewną presję na środowisko – komentuje Adam Synakiewicz, sędzia Sądu Okręgowego w Częstochowie. Podkreśla przy tym, że nie ma pojęcia, o jakich sędziach łamiących konstytucję mówił prezydent.
- Ja takich nie znam, może z wyjątkiem tych, którzy uczestniczyli w niekonstytucyjnych konkursach i uzyskali w takiej procedurze awans – kwituje nasz rozmówca.
Na drodze do realizacji prezydenckich zapowiedzi stanie zapewne także premier. Bo choć głowa państwa ma kompetencję do ogłaszania konkursów do SN, to jednak nie zalicza się ona do prezydenckich prerogatyw. A to oznacza, że każda taka decyzja musi jeszcze uzyskać kontrasygnatę prezesa Rady Ministrów.
- Gdyby poważnie traktować słowa prezydenta, to można je odebrać jako druzgocącą krytykę tego, co przez ostatnie lata robił Andrzej Duda, wręczając nominacje osobom, które zostały rekomendowane przez neoKRS. Jeśli jednak zapowiedzi te miałyby oznaczać, że szansy na awans zostaną w przyszłości pozbawieni ci sędziowie, którzy bronili sądy przed upolitycznieniem, to mogę tylko powiedzieć, że pełnienie swojej funkcji w dotychczasowych sądach nie będzie dla takich osób żadną ujmą, tak jak w czasach PRL-u nie było ujmą nie awansować z tego powodu, że się nie wstąpiło do partii – mówi Bartłomiej Przymusiński, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Spór o kompetencje prezydenta
Po zapowiedzi Nawrockiego wraca dyskusja na temat tego, czy prezydent w ogóle ma prawo podjąć decyzję o niepowoływaniu sędziego przedstawionego mu we wniosku KRS.
- Prezydent nie ma takiego prawa. Kompetencja w tym przypadku oznacza obowiązek. A jeśli jakiś organ tego obowiązku nie wykonuje, to ciąży na nim odpowiedzialność konstytucyjna. Wyobraźmy sobie sytuację, że jakiś prezydent stwierdza, że w ogóle nie będzie powoływał sędziów. To przecież w dłuższej perspektywie doprowadziłoby do kompletnego paraliżu sądownictwa – podkreśla Krystian Markiewicz.
Innego zdania jest prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
- Prezydent może odmówić powołania na urząd sędziego, ale powinien tę odmowę uzasadnić szczegółowo i wcześniej to zasygnalizować KRS poprzez swojego przedstawiciela. Natomiast arbitralna odmowa oznaczałaby, że prezydent w istocie stosuje dyskrecjonalne, a więc polityczne kryteria powoływania sędziów, odnoszące się do oceny sposobu, w jaki orzekali. Mogłoby to oznaczać ingerencję w sferę niezawisłości sędziowskiej, trudną do pogodzenia zkonstytucją – tłumaczy nasz rozmówca.
A sędzia Markiewicz dodaje, że w sytuacji, gdyby obecny prezydent rzeczywiście przestał nominować sędziów, to są sposoby na to, aby sprawić, żeby sądownictwo mimo to nadal funkcjonowało bez większych zakłóceń.
- Mam tutaj na myśli system delegowania sędziów, który pozwoliłby wesprzeć kadrowo sądy okręgowe i apelacyjne, co zresztą po części dzieje się już teraz – zauważa katowicki sędzia.