Postulaty oświatowych związków nie dotyczą tylko nauczycieli. Zmian warunków zatrudnienia domagają się też pracujący w oświacie psychologowie.
DGP
Od września ma ruszyć nowy system pomocy dla dzieci i młodzieży w kryzysach psychicznych. W całym kraju powstanie sieć ośrodków o różnych stopniach wyspecjalizowania. Głównym założeniem jest przeniesienie leczenia do środowiska pacjenta. Szpital ma być ostatecznością, zarezerwowaną dla najcięższych przypadków. Podstawowym ogniwem mają być poradnie psychologiczno-pedagogiczne, podlegające Ministerstwu Edukacji. To tam młody pacjent powinien otrzymać pierwszą pomoc. I takich placówek powinno być najwięcej.
Dlatego głównym partnerem resortu zdrowia w pracach nad reformą jest MEN, które teraz jest zajęte strajkiem nauczycieli. Istnieje jednak bezpośredni związek między protestem a planowaną reformą, ponieważ psycholodzy zatrudnieni w systemie oświaty włączają się do strajku i podnoszą, że bez spełnienia ich postulatów (patrz infografika) na pewno nie będą w stanie wypełnić przewidzianej dla nich funkcji.

Kruszą się postawy

– W oświacie pracuje ponad 10 tys. psychologów, którzy będą strajkować obok nauczycieli – mówi Katarzyna Sarnicka, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Psychologów (OZZP), który wspiera kolegów z ZNP i innych związków. I dodaje, że ich sytuacja łączy się z planowaną reformą psychiatrii dzieci i młodzieży. – Z jednej strony bardzo się cieszymy, że te zmiany mają nastąpić, z drugiej – obawiamy się, czy psycholodzy z placówek oświatowych będą w stanie się w to włączyć. Obecnie poradnie są jak fabryki, osoby tam zatrudnione mają tak dużo pracy diagnostycznej i orzeczniczej, że z trudem znajdują czas na inne dodatkowe porady czy prowadzenie terapii. Nie ma często na to ani czasu, ani nawet warunków lokalowych. Poza tym teraz na jednego psychologa przypada nawet tysiąc uczniów. Dlatego jednym z postulatów OZZP jest ustalenie limitu w tym zakresie – wskazuje.
Jej zdaniem bez dofinansowania oświaty i zmian systemowych będzie bardzo trudno wdrożyć reformę. Przykładem może być chociażby nowa specjalizacja – psychoterapeuta dzieci i młodzieży. – Jeżeli osoby z kwalifikacjami zdobytymi w ramach ochrony zdrowia zechcą pracować w oświacie, to wchodzą w system, gdzie psycholog jest zatrudniony na Karcie nauczyciela. To jest zupełnie inny system awansu i wiążących się z tym wynagrodzeń. Psychoterapeuta nie będzie pracował jako nauczyciel stażysta za najniższą stawkę. To jest problem, który jest niedostrzegany – wskazuje Katarzyna Sarnicka. Podobnie jak niezbędna terapeutom superwizja, której teraz w poradniach nie ma.
W tej chwili pierwszym frontem interwencji kryzysowej są szpitalne izby przyjęć. Eksperci są zgodni, że tak być nie powinno. Ale alternatyw na razie brak.
– Wiele rodzin, dzieci i młodzieży nie wymaga hospitalizacji czy trybu „na ostro”, ale konsultacji ze specjalistą – doświadczonym psychologiem klinicznym lub psychiatrą w placówce na niższym poziomie. W samej Warszawie, gdzie mamy ponad 310 tys. niepełnoletnich mieszkańców, takich ośrodków, jaki my prowadzimy, powinno być przynajmniej sześć – mówi dr Tomasz Rowiński, dyrektor Środowiskowego Centrum Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży na warszawskich Bielanach i członek ministerialnego zespołu przygotowującego reformę. – W naszej pracy obejmujemy opieką rodziny, dzieci i młodzież z Bielan, które wychodzą z oddziałów całodobowych. Natomiast od września zeszłego roku skierowaliśmy na taki oddział siedem osób. To jest mało w kontekście 460 rodzin, które otrzymało lub otrzymuje od nas wsparcie. Gdyby było więcej takich placówek, oddziały całodobowe w szpitalu być może nie musiałby pełnić funkcji pierwszej linii wsparcia – uważa ekspert.
Zgadza się z tym prof. Małgorzata Janas-Kozik, kierownik Oddziału Klinicznego Psychiatrii i Psychoterapii Wieku Rozwojowego Centrum Pediatrii im. Jana Pawła II w Sosnowcu, również należąca do zespołu, który pracował nad zmianą systemu. – W tej chwili izba przyjęć każdego szpitala, w którym zlokalizowana jest psychiatria dzieci i młodzieży, działa jako całodobowa poradnia zdrowia psychicznego. Dlatego lekarze nie chcą tam pracować, bo to oznacza kilkanaście interwencji na dobę. To znaczy, że nie ma alternatywy lub jest ona niewystarczająca. To, co my, jako zespół, proponujemy, to przeniesienie gros spraw – diagnozy i leczenia – do środowiska. Oczywiście nie stanie się to z dnia na dzień. Ale to jest proces, który trzeba jak najszybciej rozpocząć, wykorzystując dostępną bazę, a są nią poradnie psychologiczne, psychologiczno-pedagogiczne. One zajmują się problemami związanymi ze szkołą, ale jest też wiele bardzo dobrych poradni, gdzie również pracuje się terapeutycznie. One powinny być tym pierwszym sitem – przekonuje.

Gaszenie pożaru benzyną

Tomasz Rowiński zwraca uwagę, że aktualny system przestaje funkcjonować właśnie w tej chwili. W Warszawie mamy do czynienia z sytuacją, gdy przeciążony personel oddziału psychiatrycznego w dziecięcym szpitalu klinicznym złożył wypowiedzenia. Placówka przestała przyjmować dzieci w trybie ostrodyżurowym, realizuje tylko przyjęcia planowe. NFZ wydał komunikat, w którym przypomina, że w stanach nagłych można przyjmować „małoletnich pacjentów” do oddziałów ogólnopsychiatrycznych.
Eksperci są jednak zgodni, że nie jest to wyjście możliwe do zastosowania w każdym przypadku. – Oddziały dla dorosłych to rozwiązanie dla 16-, 17-latków i starszej młodzieży. Na pewno nie dla 11-, 13-latka. Przyjęcie na oddział dorosłych może być traumą dla młodego człowieka – uważa prof. Janas-Kozik. Podkreśla, że lekarz ze szpitala dla dorosłych może nie wyrazić zgody na przyjęcie dziecka. Zwykle wynika to z obaw i braku doświadczenia w pracy z młodym pacjentem.
Tomasz Rowiński podkreśla, że konsultacja dziecka w nagłym przypadku to zupełnie coś innego niż leczenie w oddziale całodobowym. – Trzeba wziąć pod uwagę, że grupa największego ryzyka to młodzi ludzie w wieku 15–18 lat. To są osoby, które znacznie częściej potrzebują konsultacji w sytuacji zagrożenia życia czy zdrowia niż dzieci młodsze. Stąd założenie, że psychiatra dorosłych może w takiej sytuacji skonsultować młodego człowieka. Pamiętajmy też, że to ostatecznie lekarz podejmuje decyzję w tej sprawie. Jestem pewien, że jest to przejściowa sytuacja a nie rozwiązanie docelowe – dodaje.