- Na szczęście resort nauki wycofał się z wielu rewolucyjnych zmian, które zapowiadał jeszcze kilka miesięcy temu. Większość z nich była niemożliwa lub bardzo trudna do realizacji -mówi Jacek Rudnik wicedyrektor w Szkole Podstawowej nr 11 im. Henryka Sienkiewicza w Puławach, członek zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, wcześniej dyrektor gimnazjum.
/>
W przyszłym tygodniu wchodzi w życie nowelizacja rozporządzenia w sprawie BHP w placówkach oświatowych. Niestety wprowadza tylko kosmetyczne zmiany zamiast zapowiadanej przez Ministerstwo Edukacji Narodowej rewolucji. Dyrektorzy szkół i samorządy są chyba z tego zadowoleni?
Cieszę się, że MEN wycofał się z propozycji, które zwiększają biurokrację. Część z nich była niemożliwa do wykonania, a część bardzo trudna do wdrożenia.
Być może po wyborach parlamentarnych pojawi się kompleksowe rozporządzenie, które wróci do tych rozwiązań.
Tego nie wiem, ale nowe rozporządzenie musi zostać wydane, skoro formalnie nie ma już upoważnienia do wydania tego aktu prawnego w ustawie o systemie oświaty. Zanim MEN się za nie zabierze, warto nas zapytać, czego w tym akcie brakuje, a co powinno być zmienione i dostosowane do dzisiejszych realiów.
A czego brakuje?
Nie ma na przykład przepisu, który jasno stanowiłby, ilu jest potrzebnych opiekunów podczas wycieczek na terenie miejscowości, w której się znajduje placówka, i poza nią. Obecnie z grupą 30 uczniów może pojechać jeden opiekun. Jeśli mu się coś stanie i trafi do szpitala, dzieci lub młodzież pozostaną bez opieki. Wcześniejsze przepisy lepiej chroniły uczestników wycieczek.
W projekcie rozporządzenia był wymóg, aby przerwy trwały co najmniej 10 minut. We wchodzącym w życie akcie jest tylko zapis, że decyduje o tym dyrektor, zasięgając opinii rady rodziców i samorządu uczniowskiego. Rodzicom zależało na tej zmianie.
Po części ich rozumiem, bo pięciominutowa przerwa wystarcza zaledwie na przejście z jednej sali lekcyjnej do drugiej i nie daje czasu na odpoczynek. Każda placówka ma jednak swoją specyfikę. Inaczej jest w dużej szkole miejskiej, a inaczej w małej wiejskiej placówce, w której zorganizowany jest dowóz.
Rodzice opiniują, ale jak dyrektor się uprze, to będzie tak jak wcześniej?
Teoretycznie tak, ale nie wydaje mi się, aby szef placówki oświatowej lekceważył opinie rodziców. W wielu szkołach są nawet 25-minutowe przerwy na posiłek. Dłuższe przerwy to dłuższa praca. A co z zajęciami dodatkowymi? W małych szkołach po dzieci przyjeżdża autobus, a jeśli placówka ma pracować dłużej, trzeba uzgodnić z gminą, aby wysłała dodatkowy pojazd po dzieci lub inaczej zorganizowała transport.
MEN zrezygnował z pomysłu, by przedmioty takie jak fizyka czy matematyka odbywały się najpóźniej do szóstej lekcji. Przy tworzeniu planów zajęć dyrektor musi uwzględnić równomierne rozłożenie trudniejszych przedmiotów. Czyli będzie po staremu?
Myślę, że tak. Ja rozumiem ten przepis tak, że np. chemia nie może być dzień pod dniu. Część szkół już teraz stara się tak robić. Są programy elektroniczne, które te kryteria uwzględniają. Nie może też być tak, że w jednym dniu mamy matematykę, fizykę, chemię. Przedmioty wymagające większego wysiłku intelektualnego trzeba przeplatać lżejszymi zajęciami, np. plastyką lub wuefem.
Był też planowany zakaz remontów w szkołach i przedszkolach w czasie, gdy przebywają w nich dzieci. Jako rodzicowi ten pomysł mi się podobał. A panu pewnie nie?
Przepis nie był zbyt dobrze sformułowany, bo np. pęknięcie rury i wezwanie ekipy oznaczało całkowite zamknięcie placówki.
Zawsze można było dodać, że zakaz nie obejmuje awarii….
Zgadza się, ale trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że remonty czasami trwają dłużej niż wakacje. Zdarza się, że samorządy przed końcem roku kalendarzowego mają jeszcze pieniądze do wydania. Szkoła ma z tego nie skorzystać, skoro ma zniszczoną łazienkę lub szatnię?
A propos szatni. Dziwi mnie, że nikt w resorcie nie może przesądzić jednoznacznie, że uczniowie mają prawo do metalowych zamykanych szafek. Ma pan takie u siebie?
Nie mam, ale to wynika z braku pieniędzy. MEN mógłby stworzyć specjalny program na wzór tego dotyczącego dofinansowania zakupu tablic multimedialnych. Musimy jednak pamiętać, że nie wszystkie szkoły mają tyle miejsca, aby pomieścić takie szafki. Kiedy byłem dyrektorem, na prośbę części rodziców zostały w szkole postawione szafki. Oni je kupili, a ja udostępniłem na nie miejsce. Po ukończeniu szkoły przez ich dzieci mogli je odsprzedać rodzicom kolejnych uczniów.
A co z dziećmi, których rodziców nie było stać na zamykane szafki? Wieszali ubrania i rzeczy na gwoździu?
Niestety tak. Brak pieniędzy nie pozwolił mi na zapewnienie szafek dla wszystkich.
Anna Zalewska, szefowa MEN, na ostatnim spotkaniu ze związkowcami zapowiedziała walkę z biurokracją w szkołach. Tymczasem nowelizacja wprowadza obowiązek prowadzenia specjalnego rejestru w sprawie wyjść uczniów w innym celu niż wycieczka. To dobre rozwiązanie?
Nie. Powiem więcej, nie rozumiem, dlaczego taki wymóg będzie wprowadzony. Przecież dyrektor każdej szkoły wie, gdzie wychodzą jego uczniowie i nauczyciele. Jeśli na przykład na zawody sportowe, to taka informacja trafia do niego. Ba! Później otrzymuje nawet relację z takiego wyjścia. A jeśli uczniowie wybierają się do parku oglądać budzącą się wiosną przyrodę, o tym fakcie też jest w określony sposób informowany. To jest niepotrzebna biurokracja, z którą muszę się niestety uporać.
Jedynym plusem tych zmian jest chyba to, że wszyscy pracownicy placówki muszą być przeszkoleni z udzielania pierwszej pomocy...
Każda dorosła osoba powinna potrafić udzielić pierwszej pomocy, a z tym w naszym kraju jest różnie. Jedyne zastrzeżenia mam do terminu. Do 1 marca 2019 r. muszę przeszkolić pracowników administracyjnych i obsługi. Mam ich około 40, a szkolenia muszą odbywać się w czasie ich pracy. Wolałbym mieć na to czas do 31 sierpnia 2019 r. Patrząc jednak kompleksowo na tę nowelizację, jest ona o niebo lepsza od pierwotnego projektu zmian. I z tego cieszą się dyrektorzy oraz samorządy.