Za mało lekcji języka polskiego, a także asystentów pomagających uczniom odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Powód? Ograniczony dostęp do pieniędzy.
Każde dziecko przebywające w Polsce ma obowiązek się uczyć. Dotyczy to również nieletnich, których rodzice starają się u nas o status uchodźcy. Najczęściej nie mają kolegów wśród rówieśników, nie znają języka polskiego i trafiają do klas, gdzie odbywają się normalne lekcje, z których nic nie rozumieją. Pomagać im mają m.in. asystenci międzykulturowi, czyli osoby, które znają ojczysty język dziecka. Niestety tych brakuje.
Dzieci uchodźców chodzą do ok. 50 szkół. W jednej z nich, w Białymstoku, gdzie uczy się ok. 70 dzieci szukających ochrony w Polsce, nie ma żadnych klas przygotowawczych i tylko jeden asystent międzykulturowy. To zdecydowanie za mało.
– W tej placówce są dzieci z Czeczenii, które mówią po czeczeńsku, z Tadżykistanu, które mówią po tadżycku. Coraz częściej jest tak, że dzieci z byłych terenów Związku Radzieckiego nie mówią po rosyjsku – powiedziała DGP Agata Marek ze Stowarzyszenia Vox Humana. Dlatego przydałoby się więcej asystentów znających języki, a także więcej zajęć wyrównawczych. – Dziecko gubi się, nie wie, gdzie jest toaleta, nie wie, gdzie jest stołówka, nie wie, jak funkcjonuje polska szkoła, nie ma obuwia zmiennego, stroju do zajęć z wf-u – wylicza Agata Marek.
Według szacunków Fundacji na rzecz Różnorodności Społecznej dwa lata temu asystentów było około 40 w całym kraju. – To też nie było dużo w stosunku do potrzeb, ale obecnie jest ich prawdopodobnie jeszcze mniej – twierdzi Agnieszka Kozakoszczak z fundacji.
Zwraca uwagę, że asystentek (bo to w większości kobiety) nie należy traktować tylko jak tłumaczki.
– To są bardzo często osoby, które same mają za sobą doświadczenie migracji i wiedzą, co może czuć dziecko w podobnej sytuacji – dzięki temu mogą je lepiej zrozumieć. Dziecko ma wtedy poczucie, że w szkole jest osoba dorosła, która nie tylko mówi w jego języku, ale także je rozumie, może wesprzeć emocjonalnie – podkreśla. – Pomoc jest zdecydowanie niewystarczająca. To nie sprzyja budowaniu w dzieciach poczucia więzi z Polską, włączaniu ich do społeczeństwa. Powoduje raczej marginalizację – dodaje Kozakoszczak.
Zapewnienie asystentów to zadanie dla samorządu. Bardzo dużo z nich zatrudnianych było jednak przez organizacje pozarządowe (NGO), bo często zdarzało się tak, że gminy nie zabezpieczały pieniędzy na ten cel. NGO korzystały z unijnego Funduszu Azylu, Migracji i Integracji (FAMI).
– Obecnie dostęp do pieniędzy z FAMI jest bardzo ograniczony – potwierdza Agnieszka Kozakoszczak.
Środkami FAMI zarządza MSWiA. Problem w tym, że dopiero w 2017 r. resort zorganizował konkursy, ale tylko dla wojewodów. Wcześnie były one otwarte dla organizacji pozarządowych. Brak pieniędzy sprawił, że wiele fundacji i stowarzyszeń, musiało ograniczyć działania. – Robimy dużo mniej niż do tej pory. Obecnie pracujemy w dwóch szkołach, a wcześniej w kilkudziesięciu – tłumaczy Agata Marek.
Inny problem to dodatkowe lekcje z języka polskiego dla dzieci (traktowanego jako język obcy). W szkole w Białymstoku takich zajęć było w ubiegłym roku szkolnym 10 tygodniowo na 70 dzieci. To zdecydowanie za mało. W tym roku placówka czeka na decyzję gminy, ile dodatkowych zajęć z języka polskiego będzie w stanie sfinansować.
– Jeśli nie umożliwimy im zrozumienia, co mówi nauczycielka, nie wyrobimy w nich poczucia, że są mile widziane, to trudno mówić o zapewnieniu warunków do nauki – dodaje Kozakoszczak.
– Kiedy jeszcze był test szóstoklasisty, to dzieci, które nie miały należytego wsparcia, osiągały wyniki na poziomie 0–10 proc. Ale w szkole, w której Vox Humana wspierało edukację m.in. dodatkowymi zajęciami z języka polskiego, uzyskiwały dużo lepsze wyniki – twierdzi Agata Marek. – Na siedmioro uczniów, których wspieraliśmy, dwójka napisała test na poziomie 80–90 proc., dwoje na 50–60 proc., dwoje na 30–40 proc., a jedno dziecko, które nie chodziło na zajęcia, na 5 proc. – podkreśla.
Urząd ds. Cudzoziemców zapewnia, że jesienią dodatkowe zajęcia języka polskiego będą współfinansowane z FAMI.
Najwięcej jest Rosjan
Według danych Urzędu ds. Cudzoziemców w tym roku szkolnym do szkół poszło 878 dzieci starających się o ochronę w Polsce, najmniej od 2015 r., kiedy było ich 1004 (w 2016 r. – 1186, a w 2017 r. – 1073). To efekt głównie mniejszej liczby wniosków o ochronę międzynarodową. Według danych Straży Granicznej w 2015 r. złożono 4915 wniosków, które obejmowały 11 637 osób, w 2016 r. – 4486 wniosków (11 285), w 2017 r. – 1987 (4430), a w I poł. 2018 r. – 903 (1976).
Najwięcej dzieci uczy się w szkołach podstawowych – 602, w szkołach ponadpodstawowych – 122, do zerówki uczęszcza 98, zaś w klasie trzeciej gimnazjum uczy się 56 dzieci. Więcej niż połowa (491) mieszka w 11 ośrodkach dla cudzoziemców. Najwięcej w Białymstoku, Łukowie i Warszawie. Najwięcej z nich posiada obywatelstwo rosyjskie – 609, następnie ukraińskie – 111 i tadżyckie – 42. Pozostałe są obywatelami Kirgistanu – 18, Kazachstanu – 16, Armenii, Gruzji po 15, Azerbejdżanu – 11, Białorusi – 10, Turkmenistanu i Uzbekistanu po 5, Mongolii, Syrii, Pakistanu, Turcji – po 3, Iraku, Libii, Angoli – po 2, jedno dziecko posiada obywatelstwo Chin, a dwoje jest bezpaństwowcami.