Zakres obowiązków pedagogów i psychologów już jest konsultowany, ale wciąż brakuje przepisów obligujących samorządy do zwiększenia dostępności tych specjalistów w przedszkolach i szkołach. MEN nie chce wprowadzać standaryzacji, bo na to potrzebne są dodatkowe pieniądze.
/>
Uczniowie nie mają co liczyć na to, że po wakacjach zwiększy się dostępność do nauczycieli specjalistów. W zamian do konsultacji trafił projekt rozporządzenia ministra edukacji narodowej w sprawie wykazu zajęć prowadzonych bezpośrednio z uczniami lub wychowankami albo na ich rzecz przez nauczycieli poradni psychologiczno-pedagogicznych oraz nauczycieli: pedagogów, psychologów, logopedów, terapeutów pedagogicznych i doradców zawodowych.
Miał być psycholog w każdej placówce
Szefowie placówek oświatowych nie zostawiają suchej nitki na tym dokumencie. Mówią wprost, że zakres zajęć jest oczywisty i zawarty już w innych przepisach. Bardziej oczekują wprowadzenia regulacji o dodatkowych etatach dla pedagogów, psychologów i innych specjalistów. Minister Zalewska zapowiedziała, że od 2019 r. będzie obowiązywała specjalna ustawa o pomocy w edukacji dla uczniów niepełnosprawnych. Do końca marca miałoby być też opracowanych sześć wariantów dotyczących współpracy poradni psychologiczno–pedagogicznych z placówkami oświatowymi.
– Do tej pory nie ma ani projektu ustawy, ani wytycznych współpracy szkół z poradniami. Pani minister obawia się o swoje stanowisko i zaprzestała wszelkich prac. W czerwcu w tej sprawie miał się spotkać specjalnie do tego powołany zespół ekspertów i też cisza – mówi Ewa Tatarczak, przewodnicząca Związku Zawodowego „Rada Poradnictwa”.
– Przecież sztandarowym pomysłem obecnej pani minister miało być wprowadzenie zasady, że w każdej placówce oświatowej jest psycholog lub pedagog. I o tym pomyśle też nic nie wiadomo – dodaje.
Resor edukacji przekonuje, że wykaz zajęć prowadzonych z uczniami przez nauczycieli specjalistów przyczyni się do większej dostępności. Rodzice i dyrektorzy będą mieć zapisane czarno na białym, do jakich zajęć mogą być skierowani, np. nauczyciele psychologowie lub pedagodzy. Zasadą jest, że rodzice uczniów zdolnych, a także tych, którzy mają problemy w nauce, mogą wnioskować do dyrektora o dodatkowe zajęcia. Tyle teoria.
Nie ma pieniędzy, nie ma pomocy dla uczniów
Zgodnie z par. 20 ust. 6 rozporządzenie ministra edukacji narodowej z 9 sierpnia 2017 r. w sprawie zasad organizacji i udzielania pomocy psychologiczno-pedagogicznej w publicznych przedszkolach, szkołach i placówkach (Dz.U. poz. 1591) wymiar godzin poszczególnych form udzielania uczniom pomocy psychologiczno-pedagogicznej ustala dyrektor. Jednak z zastrzeżeniem, że musi uwzględnić liczbę godzin przeznaczonych na ten cel w arkuszu organizacyjnym placówki.
– Ten arkusz zatwierdza gmina, która jeśli nie ma odpowiednich środków, nie przyzna takiej liczby dodatkowych zajęć wspierających uczniów. A większość samorządów oszczędza na oświacie – mówi Ewa Tatarczak.
Tłumaczy, że pieniądze muszą się znaleźć na zajęcia rewalidacyjne, które dotyczą uczniów z orzeczeniami. Wtedy dziecko może liczyć na dwie godziny tygodniowo. Na pomoc w rozwoju uczniom, którzy po prostu mają problemy z nauką lub są też wybitnie zdolni i potrzebują dodatkowego wsparcia w swoim rozwoju, większość placówek nie ma środków.
Potwierdziła to w ubiegłym roku Najwyższa Izba Kontroli, która w swoim raporcie wskazała, że dzieciom i młodzieży nie zapewnia się wystarczającej opieki psychologiczno-pedagogicznej. Blisko połowa szkół publicznych nie zatrudnia na odrębnym etacie ani pedagoga, ani psychologa. Często decyzja o przyjęciu do pracy specjalistów w szkole uwarunkowana jest nie skalą potrzeb, lecz sytuacją ekonomiczną samorządu. Blisko połowa szkół publicznych różnych typów (ponad 44 proc.) nie zatrudnia na odrębnym etacie ani pedagoga, ani psychologa.
– W przyszłym roku przy około 260 uczniach będę miał etat pedagoga 22 godz., czyli 12 uczniów na godzinę. Oczywiście wzięto przy tym pod uwagę liczbę uczniów niepełnosprawnych, z opiniami itp. – mówi dyrektor jednej ze szkół podstawowych.
Eksperci wskazują, że często w placówkach liczących 100 uczniów zatrudniony jest logopeda na pięć godzin tygodniowo, cztery godziny przewidziane są dla pedagoga i osiem godzin zajęć dla dzieci z orzeczeniami.
– Do poradni w jednej z radomskich szkół przyjeżdża pedagog dwa razy w tygodniu na dwie godziny, a placówka liczy 140 uczniów. Dodatkowo w tej szkole jeden uczeń popełnił samobójstwo i pomoc powinna być udzielana nie tylko uczniom, ale też rodzicom – mówi Izabela Leśniewska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 23 w Radomiu.
– Propozycje przedstawione w rozporządzeniu są skandaliczne i ograniczają naszą autonomię. Z przykrością muszę stwierdzić, że nic się nie zmieni w kwestii pomocy psychologiczno-pedagogicznej, bo tu potrzebna jest standaryzacja i dodatkowe pieniądze, a nie kolejne wykazy zadań, które doskonale są nam znane – przekonuje.
Kolejki w poradniach pozostaną
Zdaniem dyrektorów szkół dopóki o takim wsparciu będą decydować samorządy i wydzielane przez nich środki, nie zmniejszą się kolejki w poradniach. Wskazują, że zasadą powinno być, że na 100 uczniów przypadają co najmniej dwa etaty nauczycieli specjalistów. Im większa placówka, tym więcej zatrudnionych psychologów, pedagogów czy logopedów.
– Kiedyś obowiązywało rozporządzenie, które wskazywało, że na 300 uczniów musi być przewidziane co najmniej pół etatu dla nauczyciela, a wraz ze zwiększeniem liczebności placówki wrastała liczba etatów. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby taki mechanizm wprowadzić dla nauczycieli specjalistów – proponuje Jacek Rudnik, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 11 w Puławach.
Joanna Wilewska, dyrektor departamentu wychowania i kształcenia integracyjnego w MEN, która jest autorką projektu rozporządzenia, a także nadzoruje wszystkie zmiany związane z pomocą psychologiczną-pedagogiczną, mimo naszych próśb nie znalazła czasu na rozmowę i wyjaśnienie wątpliwości, jakie nurtują szefów placówek oświatowych.
Etap legislacyjny
Projekt skierowany do konsultacji