Tworzenie rad uczelni, zbyt duża władza rektorów, rozgardiasz w stopniach i tytułach naukowych - to elementy, które zdaniem posła Włodzimierza Bernackiego (PiS) sprawiają, że projekt ustawy o uczelniach, przygotowany przez resort nauki, jest trudny do zaakceptowania przez klub PiS.

Projekt ustawy o szkolnictwie wyższym i nauce, tzw. Ustawy 2.0, nazywanej też Konstytucją dla Nauki, zaprezentował 22 stycznia w Warszawie minister nauki i szkolnictwa wyższego, wicepremier Jarosław Gowin. Projekt zawiera zmiany wprowadzone po trwających od września ub.r. konsultacjach społecznych i międzyresortowych.

"Projekt Ustawy 2.0 jest bardzo trudny do zaakceptowania przeze mnie, wiceprzewodniczącego podkomisji stałej do spraw nauki i szkolnictwa wyższego, zaś szczególnie przez tę część klubu, która aktywnie pracuje nad nauką i szkolnictwem wyższym, a w konsekwencji przez cały klub parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości" - powiedział PAP prof. Włodzimierz Bernacki. Przed wyborami parlamentarnymi w 2015 r. poseł odpowiadał za opracowanie programu PiS w części poświęconej nauce i szkolnictwu wyższemu.

Zapytany, czy jego klub odrzuci projekt, prof. Bernacki powiedział: "Nie. Ale mamy nadzieję, że nasze krytyczne opinie znajdą swój wyraz w projekcie, i że ten projekt będzie projektem całego środowiska Zjednoczonej Prawicy, a nie tylko pewnej grupy polityków".

Mówiąc o tym, jak wyglądały relacje posłów PiS z resortem nauki przy opracowywaniu projektu ocenił: "Współpraca nie układała się do tej pory dobrze. Mam nadzieję, że w czasie prac legislacyjnych nastąpi poprawa".

Zdaniem posła w projekcie ustawy, mamy do czynienia z rozwiązaniami, które "wprowadzają do świata nauki coraz więcej rozwiązań rynkowych, ze świata gospodarki i ekonomii".

Poseł zwrócił uwagę na trzy "newralgiczne" elementy ustawy.

Pierwszym z nich jest kwestia powołania rad uczelni. Według zawartych w projekcie zapisów organami szkoły wyższej, oprócz rektora i senatu, ma być również rada uczelni, a więc zupełnie nowe gremium. Jednym z członków takiej rady będzie przewodniczący samorządu studenckiego, a wyboru pozostałych członków (6 lub 8 osób) dokona senat uczelni. Do zadań rady uczelni należeć ma m.in. uchwalanie strategii uczelni, opiniowanie projektu statutu, monitorowanie: gospodarki finansowej i monitorowanie zarządzania uczelnią, wybór rektora albo wskazywanie kandydatów na rektora, a także zatwierdzanie sprawozdania z realizacji strategii uczelni.

"Obawiamy się, że rada uczelni prowadziłaby politykę nakierowaną na wymierne korzyści materialne związane z prowadzeniem działalności naukowej i dydaktycznej" - powiedział PAP Włodzimierz Bernacki. Wyraził przy tym obawę, że nauki humanistyczne czy społeczne mogłyby zacząć być w takim układzie marginalizowane.

"Tworzenie rady uczelni - organu, który jest ciałem obcym - jest niebezpieczne" - ocenił poseł. Zwrócił uwagę, że w skład rady uczelni wchodzić ma przewodniczący samorządu studenckiego. "Natomiast ministerstwo nie przewidziało możliwości wprowadzenia do rady uczelni przedstawiciela resortu nauki" - wskazał.

Drugim aspektem, na który zwrócił uwagę poseł, jest większa władza rektora. Projekt przewiduje, że do zadań rektora należeć ma m.in. reprezentowanie uczelni, zarządzanie nią, przygotowywanie projektu statutu, polityka kadrowa czy powoływanie kierowników.

"To rektor będzie miał pełnię władzy, zwłaszcza w zakresie powoływania na stanowiska kierownicze i odwoływanie z nich. Dotychczasową tradycją była procedura, wedle której dziekan był wybierany przez radę wydziału, a dyrektor instytutu przez radę instytutu. Teraz to staje się nieaktualne" - ubolewał prof. Bernacki.

Zaznaczył, że rektor zyska możliwość zwalniania pracowników już po pierwszej negatywnej ocenie okresowej. A po dwóch takich ocenach będzie miał wręcz obowiązek zwolnienia pracownika. Zdaniem posła usuwanie ludzi z uczelni "za poglądy" stanie się w takiej sytuacji łatwiejsze.

Trzecim newralgicznym punktem w projekcie ustawy jest według rozmówcy PAP "wprowadzenie totalnego rozgardiaszu", jeśli chodzi o stopnie i tytuły naukowe.

Projekt wprawdzie utrzymuje stopień doktora habilitowanego, jednak uzyskanie habilitacji nie będzie konieczne, by pracować na stanowisku profesora uczelni. To stanowisko będzie więc mógł piastować nawet doktor. Nie będzie też limitu ośmiu lat na zrobienie habilitacji.

"Doprowadzi to do sytuacji, że stopień doktora habilitowanego czy profesora będzie czymś zbytecznym, niepotrzebnym" - ocenił poseł PiS. A to - jak zauważył - da rektorowi jeszcze większe możliwości prowadzenia polityki kadrowej.

"To kwestie, które dla mnie, dla mojego środowiska, są bardzo trudne do zaakceptowania" - podsumował.

O to, czy popiera przygotowany przez Jarosława Gowina projekt Ustawy 2.0, był pytany w czwartek w radiowej Jedynce premier Mateusz Morawiecki. Szef rządu odpowiedział, że "projekt na pewno wymaga pewnych jeszcze korekt, które spowodują, że będzie pełne poparcie klubu PiS, ponieważ każdy projekt musi mieć pełne poparcie klubu, po to, żeby był zrealizowany".

Tego samego dnia na antenie TVP1 Gowin zapewniał, że projekt cieszy się poparciem zdecydowanej większości środowiska akademickiego. "Jestem pewien, że tego typu zdecydowane - co nie znaczy, że jednogłośne - poparcie będę miał także w klubie parlamentarnym PiS i Zjednoczonej Prawicy" - dodał.

Projekt Konstytucji dla Nauki przewiduje całościowe zmiany w funkcjonowaniu uczelni, m.in. w ich ustroju uczelni i ich finansowaniu. Zmiany dotyczyć będą również zasad przyznawania stopni naukowych. Szef resortu nauki liczy na to, że rząd przyjmie projekt w połowie lutego. MNiSW chce, by ustawa zaczęła obowiązywać od 1 października 2018 r.