Resort edukacji narodowej na prośbę DGP przeanalizował najnowsze dane z Systemu Informacji Oświatowej. Okazuje się, że pokłosiem krytykowanej reformy był... wzrost liczby etatów w bieżącym roku szkolnym.
Jest ich o prawie 18 tys. więcej w stosunku do roku poprzedniego. I choć wzrosła także liczba nauczycieli, po reformie na jednego pedagoga przypada większy wymiar etatu niż przed reformą.
– To może się zgadzać, bo w samych szkołach podstawowych nauczycielom przyznawane są dodatkowe godziny w świetlicy, a także inne zajęcia z zakresu pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Trzeba za nie dodatkowo płacić i ujmować w wymiarze etatów – mówi Sławomir Wittkowicz, szef Branży Nauki, Oświaty i Kultury Forum Związków Zawodowych.
Jego zdaniem ewentualny problem ze zmniejszeniem liczby etatów może pojawić się za dwa lata, czyli w 2019 r., kiedy gimnazja zostaną całkowite wygaszone.
Na razie ministerstwo wskazuje, że liczba nauczycieli, w przeliczeniu na etaty, wzrosła o ponad 17 tys., a niepełnozatrudnionych spadła o 7044.
– Nauczyciel pełnozatrudniony to ten, który ma cały etat w jednej szkole, a nie w kilku. Ich liczba wzrosła o 17 183, a w przeliczeniu na osoby o 17 476 – mówi Anna Ostrowska, rzecznik prasowy MEN. I wyjaśnia, że po reformie znaczna część nauczycieli, którzy do tej pory mieli niepełny wymiar, przeszła na pełny etat. – Nie potwierdziły się więc przypuszczenia, że wzrośnie liczba nauczycieli zatrudnionych na niepełny etat, czyli że będą pracować tylko po kilka godzin w danej szkole – dodaje.
Nieobecni też liczeni
Niektórzy eksperci oraz Związek Nauczycielstwa Polskiego zarzucają resortowi, że manipuluje danymi, a do wzrostu dolicza nieobecnych nauczycieli.
MEN się do tego przyznaje i tłumaczy to metodologią, jaka jest przyjęta do sprawozdawczości. Dane SIO potwierdzają, że rzeczywiście w tym roku szkolnym liczba nauczycieli na urlopach macierzyńskich, wychowawczych i rodzicielskich wzrosła (łącznie o ponad 1,1 tys. etatów). O 897 zwiększyła się też liczba etatów nauczycieli przebywających na urlopach dla poratowania zdrowia.
WAŻNE
Dane statystyczne MEN pochodzą z Systemu Informacji Oświatowej. Jest to baza danych, w której gromadzone są informacje o wszystkich szkołach i placówkach oświatowych w Polsce, w tym dane o wszystkich uczniach i nauczycielach. Dane do systemu przekazują bezpośrednio dyrektorzy
Na naszą prośbę MEN wyliczył jednak, jaki jest wzrost etatów tylko przy uwzględnieniu tych obecnych (tj. nieprzebywających na różnego rodzaju urlopach i zwolnieniach). Dokonując tego wyłączenia, okazuje się, że w placówkach oświatowych pojawiło się o prawie 16 tys. etatów nauczycielskich więcej.
Podobną tendencję widać w szkołach i przedszkolach samorządowych, które muszą zatrudniać na podstawie Karty nauczyciela. Tam też pełnych etatów nauczycielskich przybyło – o prawie 12 tys.
Wzrosło też na karcie
Zdaniem przeciwników reformy niewielka liczba zwolnień wynika również z tego, że wielu nauczycieli skorzystało ze stanu nieczynnego, czyli pozostawania w dyspozycji dyrektora i pobierania przez pół roku wynagrodzenia w oczekiwaniu na pojawienie się wolnego etatu. Z danych SIO wynika jednak coś innego. Liczba etatów nauczycieli przeniesionych w stan nieczynny spadła o 21 (z 512 w roku 2016/2017 do 491 w obecnym roku szkolnym).
Wzrost liczby etatów dla nauczycieli ogółem / Dziennik Gazeta Prawna
Pojawiały się także zarzuty, że niewielka liczba zwolnień wynika z tego, że znacznie więcej niż przed rokiem nauczycieli skorzystało z prawa do przejścia na emeryturę lub świadczenia kompensacyjnego. Z danych SIO wynika jednak, że nauczycieli, którzy przeszli na emeryturę w roku szkolnym 2016/2017 było 5128 i stanowili oni 0,88 proc. ogółu, a w obecnym 6564, czyli 1,10 proc. wszystkich zatrudnionych. Natomiast ci, którzy skorzystali ze świadczeń kompensacyjnych, w roku szkolnym 2016/2017 stanowili 0,37 proc. (2173), a w tym – 0,44 proc. (2629).
Potwierdza się za to zarzut, że więcej nauczycieli musi uzupełniać etaty. Tutaj mamy do czynienia z tendencją wzrostową, ale nie lawinową. Z danych SIO wynika, że liczba tych, którzy uzupełniali etat w roku szkolnym 2016/2017, wynosiła 4573 (0,8 proc. nauczycieli), a w obecnym roku szkolnym – 7173 (1,2 proc.). – Biorąc pod uwagę ogół nauczycieli, może nie jest to zbyt dużo, ale jednak mamy do czynienia z ponad 50-proc. wzrostem rok do roku – mówi Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZNP.
Według niego nauczycieli wędrujących i uzupełniających z każdym rokiem będzie przybywać.
OPINIA
Zwolnienia wymusza niż demograficzny, a nie reforma
Anna Zalewska minister edukacji narodowej / Dziennik Gazeta Prawna
Nauczyciele, z którymi rozwiązano stosunek pracy z innych przyczyn (tj. wypowiedzenia, zmiany organizacyjne z art. 20 ust. 1 KN, art. 225 Przepisy wprowadzające), w roku szkolnym 2016/2017 stanowili 0,83 proc. (4857), a w roku szkolnym 2017/2018 – 0,96 proc. (5719), co stanowi wzrost jedynie o 0,1 pkt proc. Ponadto należy zauważyć, że liczba takich nauczycieli jest zdecydowanie niższa niż w 2012 i 2013 roku. W 2012 r. było to 7110 etatów, rok później 6471 etatów, a w 2017 r. to 5719 etatów. Oznacza to, że w obecnym roku szkolnym (pierwszym wdrożenia reformy oświaty) mamy mniej rozwiązanych stosunków pracy o 1391 etatów niż w 2012 r. oraz o 752 etaty mniej niż w 2013 r. Reforma oświaty nie spowodowała więc istotnego wzrostu liczby nauczycieli, z którymi rozwiązano stosunek pracy. Dane pokazują, że podobne zmiany obserwujemy w każdym kolejnym roku – jest to naturalny ruch kadrowy, wynikający m.in. ze zmian demograficznych, a nie reformy oświaty.